wtorek, 31 grudnia 2013

MINECRAFT


Podobno w światku graczy jest taka teoria...albo się nie grało nigdy w Minecraft albo jest się uzależnionym.
Obiecałam sobie, nie grać już więcej..
przestać zwiedzać przestrzenie i układać klocki, zając sie rzeczywistą hodowlą i rzeczywistym zabijaniem potworów.
Tymczasem nadal gram i gram już prawie dwa lata. W wersję DEMO (czyli nie aktualizuje się od lipca) ale wcale mi to nie przeszkadza.
Uwielbiam Minecraft
Co prawda znam bardzo niewiele osób w przybliżonym wieku które grają w M. właściwie jedną (serdecznie pozdrawiam!) ale mam o czym gadać z ośmioletnim rodzeństwem moich kolegów/koleżanek.
Bo w tą grę, mimo że głownie polega na budowaniu i hodowli i przemieszczaniu się z miejsca na miejsce grają zarówno chłopaki jak i dziewczyny. Zarówno starsi jak i młodsi.
Gram właściwie od półtora roku zbudowałam mnóstwo domów, pozabijałam mnóstwo zombie(odliczając dwa razy wyzerowanie statystyk). Grałam w Adventure Escape (bez oszustw) Survival Hardcore.
Eksplorowałam jaskinie, kopalnie, lochy podziemia.
Budowałam mury ochraniające wieśniaków, hodowałam kury krowy świnki owce.
Handlowałam i uprawiałam ziemię.
Znajdowałam co jakiś czas tajemnicze świątynie w dżungli, piramidy na pustyni i nawet na bagnach, kilka razy umarłam na malutkiej wysepce bez jedzenia.
Grałam przez sieć z bratem.
Sama wymyślałam nazwy, pułapki dla potworów.
Teraz pracuję nad linią kolejową ze stacjami po drodze...zobaczymy jak wyjdzie
takie małe printscreeny:

Świątynia w buszu 
Domek - wersja podstawowa kiedy człowiek dopiero się wciąga...

a pod ziemią źródło wszystkiego dobra, czyli najlepiej odwiedzać i zbierać wagoniki, powierzchnia nie jest taka ciekawa

Minecraftowa wioska otoczona murem na poziomie Hardcore

Grywalność to chyba 98%  w przypadku wersji niepełnej. a co dopiero teraz, kiedy tyle udogodnień? Uroki Sandboxów, które są moimi ulubionymi grami. (Wiedzmin i Assasin Creed)
Społeczność jest zgrana, sama zaczęłam swoją przygodę z Minecraft od ogladania Vlogów jak grała sobie taka dwójka ludzi na Sferycznej kuli zawieszonej w przestrzeni. Tak mnie to wciągnęło że sama zaczęłam. Pomocna w początkach jest Minewiki - polska wersja jest już bardzo rozbudowana.

Chciałabym sie pochwalić epickim zamkiem, ale własnie w jednej grze sie zgubiłam a buduję tam zamek na skałach.

Czym jednak byłaby gra bez złych?
Do wyboru mamy:
1. Bezszelestnie skradające się creepery - wypuszczają proch
2. Jęczące zombie oraz wieśniacy zombie - wypuszczają naprawdę różne rzeczy i zgniłe mięso (najczęściej) - czasem narzędzia, uzbrojenie czy też marchewki ziemniaki lub zgniłe ziemniaki.
3. Stukoczące kostki -szkielety - wypuszczają kości, strzały i łuki
4. Pająki - są też jadowite pająki w podziemiach - wypuszczają oko pająka oraz nić
5. Endermany - inteligentne bestie które są silne ale też wypuszczają kule endermana którą można rzucić i się przenieść w przestrzeni.
Można oczywiście grać na trybie Peaceful (Pokojowym) jednak staje się to nudne po pewnym czasie. Nawet w trybie kreatywnym.

Polecam grę!
Tylko wciąga jak czarna dziura...

wtorek, 24 grudnia 2013

Duch minionych świąt...

Święta zostały wyprane z tzw "magii" co roku jest opinia "już nie jest tak jak kiedyś" lub nieśmiertelne zdanie "za moich czasów"...
A cały ten marketing napędza tęsknota za przeszłością, tęsknota za byciem młodym, wierzącym w mikołaja.
Pierwsze dzwoneczki świąteczne i pierwsze tego typu tęsknoty i niewinność zostały ujęte w zachowaniu Klary z Dziadka do Orzechów.
Młoda baletnica - kilkunastoletnia tańczy z zabawką po czym przeradza się to w historię o księżniczce i księciu i dorosłości. Bajka sama w sobie jest piękna ale też niepokojąca. Straszna i okrutna.
Jednak dzwoneczki są.
I od tych dzwoneczków, niemieckiej choinki i tego całego XIX wiecznego secesyjno-gotyckiego klimatu. Gdzie nie tylko prezentowało się rzeczy piękne, ale i trwałe i użyteczne. Gdzie dzieje się opowieść o mrocznych zaułkach osnutego mgłą Londynu, Gdzie autorzy baśni, Dickens czy Andersen opowiadali bogatym dzieciom o świecie, który nie jest ich a który mogliby zmieniać (dość idealistycznie). Gdzie w Święta chodziło i zajęcie się ubogimi, o wyciągnięcie ręki.

Jednak obecnie, próbujemy "odnaleźć w sobie cząstkę dziecka" (halo marketingowcu,ja jestem dzieckiem cały rok!!) pobyć z rodziną (nie tylko na zdjęciach).
Posprzątać dom że aż się lśni. Pocieszać się, że nadchodzi światło po mrocznych chłodnych i wilgotnych dniach listopada i grudnia. Religijna przestrzeń ode mnie jest już od tylu lat odsunięta.
Dlatego wyciągamy zabawki na choinkę które pieczołowicie każdego roku pakujemy do pudełek wiedząc, że przy odrobinie szczęścia zostaną z nami na dłużej. Wiedząc kto kiedy komu którą bombkę dał/zrobił. Odnajdując aniołki zdobyte podczas wypraw wycieczek i układając wokół glinianej szopki. Bo glina to nadal najtrwalszy materiał dostępny zwykłemu szaremu człowiekowi i szlachetny.
Duch minionych świąt ujawnia się w rytuale corocznego ustawania talerzy, motywu wędrowca i dwunastu dań jak dwunastu miesięcy - tak jak było zawsze. Duch ten powoduje, że wracamy do domów rodzinnych że tęsknimy za czymś, czego mitologię sami tworzymy.
Gdzie mamy ubrać czerwone swetry wypić Cole z mikołajem na opakowaniu i pożyczyć sobie, już prawie nieznanym i dorosłym ludziom wesołych świąt. Gdzie próbujemy znaleźć punkt zaczepienia przy roku braku prawdziwych rozmów, posklejać informacje poskładać rzucone mimochodem słowa. Z tych słów i informacji skleić prezenty i życzenia.

Moja mitologia to migocące światełka i to, że z zimnymi ogniami przy zgaszonym świetle szłam do lustra i patrzyłam jak wszystko migoce.
Życzę światła prawdziwego, nie komputerowego, nie ledowego, nie elektronicznego. Światła słońca przed którym nas tak wszyscy ostrzegają, Które powoduje śmierć, ale bez niego nie byłoby i życia.
W dniu kiedy wspomnienia są najmocniejsze, historia lubi się powtarzać a my nadal, mimo dorosłości wchodzimy w dane sobie role rodzinne i społeczne. Nie zapominajmy o tym wielkim przypadku jakim jest życie w próżni na jakiejś zielono-błękitnej planecie i wiedzmy, że jesteśmy najbardziej samotni we wszechświecie bo znając ten ogrom to tylko my wśród tak wielu światów jesteśmy w stanie odczuć samotność. Dlatego nie bądźmy tacy źli...

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Motywacja pełna hejtu

HEJT

słowo klucz słowo wytrych.
tak samo jak słowo MOTYWACJA




Wszyscy zawsze szukają motywacji, strony internetowe tzw "gazeciarstwo sniadaniowe" itp. są pełne "motywacji" jak zmotywować sie do czegoś, czego na prawdę nie ma ochoty sie robić?
Jak zaczekać na efekty robienia?
Tylko takich motywacji są dwa rodzaje:

MOTYWACJA DZIAŁAJĄCA
Motywacja działająca - wstanę, pobiegam, na pewno da to efekty, coraz lepiej się czuję coraz lepiej wyglądam.
Działania prowadzą do kolejnych i napędzają następne w których to człowiek nagle odczuwa perwersyjną przyjemność z umartwiania i umęczania się (dziwne że słownik nie ma słowa umęczać..dziwne).

MOTYWACJA HEJTU
Motywacja ta jest silna w naszej rodzinie, motywacja jest silna w naszej Polsce. Jestem obserwatorem motywacji hejtu:
- będę wyglądać lepiej niż...
- będę mieć lepszy samochód niż...
- będę mieć wille z basenem a nie willę bez basenu
- będę miał ometkowane ciuchy ale tak, żeby nikt nie zauważył że są ometkowane...
- będę wyglądał jak miliard dolarów a nie jakiś milion jak ta/ ten...

Jednak moja ulubiona motywacja jest taka:
I CO Z TEGO ŻE ZACZNĘ ĆWICZYĆ, I TAK NIE BĘDĘ WYGLĄDAĆ TAK DOBRZE JAK ONA (lub ON w przypadku facetowym) powinnam była zostać zapisana na balet w podstawówce (mimo że nienawidziłam tańczyć) mogłam rozwijać swój talent (którego nie mam oprócz wyczucia rytmu..tak to jest jak człowiek ma za dużo łokci) mogłam w dzieciństwie chodzić na szermierkę (taa..jasne,  bo było stać naszych rodziców, a poza tym wtedy to BYŁO PODWÓRKO czyli spontaniczna zabawa..koniec marudzenia)
Ostatnio (tzn od momentu kiedy rower poszedł w odstawkę bo jednak mi jest zimno poniżej 20 stopni w cieniu) czyli od jakiś dwóch miesięcy próbuję się zmusić do robienia czegoś.. kończy się rozciąganiem i podnoszeniem nóżek do góry. Ostatnio doszłam do wniosku, że samo chodzenie na obcasach jest już elementem sportu. Leń ze mnie nieziemski.
Chodzenie na siłownie odpadło bo bez towarzystwa to NUDA.(poza tym nie da się poczytać, no chyba że na rowerku..a i to nie zawsze bo na mojej najbliższej siłowni papierowa ściana ledwo oddziela (tylko wizualnie) siłownię od totalnego wrestlingu powietrza do techno-łupanki). A poza tym jak się jest jedyną dziewczyną wśród typków oblepiających swoim testoereononoowoym (aghrrr) wzrokiem to się odechciewa.
Dlatego pozostaje mi rozciąganie kulturą motywacji hejtu - co z tego że zaczynam wyglądać jak szafa i tak jestem bardziej rozciągnięta od Ciebie ty klucho. A wiosna będę chodzić na spacery podbiegając co jakiś czas..

Druga to:
MAM TYLE GENIALNYCH HISTORII W GŁOWIE, baśni, legend spostrzeżeń, ale nie chcą sie ułożyć w całość, jak już sie ułożą to moja książka będzie lekturą dla dzieci w gimnazjum (Sukces!!! obowiązek przynajmniej 3 ksiązek w jednej bibliotece + tantiemy+ szybko sprzedać prawa do ekranizacji przetłumaczonej wcześniej książki do jakiegoś HBO)
Na razie ledwo motywuję się, żeby zapisać spostrzeżenie(najlepsze wychodzą w wannie ale przy całej technice nadal nie ma wodoodpornego papieru..)




niedziela, 15 grudnia 2013

Okiem obserwatora...zwyczaje i zachowania które poprawiają humor i Tobie i innym

Jak zimno! jaka plucha! nosa nie chce się wyściubić spod kołdry co też spowodowało, że zalegam próbując skończyć I Wiedźmina (Grę). Gdybym nie robiłam wszystkich wątków pobocznych może szło by mi szybciej. (odliczając kilkumiesięczną przerwę).
Wzięło mnie na refleksje, jak umilić sobie i innym życie w taką pogodę.
Wersja domowa banalnie prosta:
1. idziesz do kuchni i robisz coś tak dobrego i w porcji większej, żeby każdemu starczyło. Jeżeli jest jeszcze większa niż się spodziewałaś, zapraszasz sąsiadów. Sprawdza się w przypadku pokarmów tuczących a jednocześnie pysznych i niezdrowych. Nie dość, że jesteś zadowolona/y że mniej zjadłaś, to jeszcze inni są zadowoleni że pamiętasz. Super! Może babeczki? (odnosi się też do pracy, kiedy przyniesiesz coś niespodziewanego.
Wersja wśród towarzyszy broni/przyjaciół
2. dzwonisz./piszesz do nich i pytasz o samopoczucie. albo sobie razem ponarzekacie przez telefon, albo pójdziecie zrobić coś razem, albo wymyślacie coś, na poprawienie nastroju.
3.  patrz pkt.1 :)  lub proponujesz wspólne pichcenie( w tym przypadku dobre by było ozdabianie pierniczków, ale mam za ładne ozdoby i sypkości  - jest dużo chętnych do robienia co powoduje, że tydzień jeszcze muszę zaczekać)
4. Puszczacie sobie dobrą muzykę, gracie i robicie to, co zawsze. Razem raźniej

Wersja najtrudniejsza:  jest grudzień, wszyscy się pochowali, udaje Ci się iść do kina z kimś, wyjść z domu. Lub po prostu idziesz.
1. uśmiech załóż na twarz!! (bezwzględnie)
2. jeżeli między widzami jest jeden wolny fotel zrób szatnię (uśmiech)
3. Nie klnij.. wystarczająca jest na to paskudna pogoda, wszyscy się gorzej czują..bardziej agresywnie
4. Idź drogą pewnym krokiem, nie musi byc za szybko ale nikt w Ciebie moze nie wpadnie.
5. Jak mozesz ustępuj miejsca, o dziwo starsze panie które się nie zachowuja jak wredne babsztyle są ostatnio w większości. Wredne babsztyle pochowały się w domach i marudza w domu. Miłe starsze panie chcą sobie dogodzić w tym momencie z klasą. (zaobserwowałam większą ilość czekolady i dobrych rzeczy w ostatnich sklepowych zakupach).
6. Polecaj dobre rzeczy, nawiąż znajomość z Panią ze sklepu. Moja znajomość rozwinęła się tak, że mam zawsze odłożoną zgrzewkę mojej ulubionej wody mineralnej :) A też często przez sklep leci pytanie "woda jest?" a ja na to "jeeest":)  A zaczęło się od uwagi "pomóc w czymś" od Pani w sklepie i rozmowy o zawartości pomarańczy w syropie pomarańczowym...;)
7. Ładnie pachnij, ubieraj kolorowe rzeczy. Wiadomo, w sklepach króluje teraz szarość i brudne barwy. ale żółty szalik, czapka z uszami, coś zabawnego czy po prostu porządna czapeczka i porządnie nałożona twarz i od razu lepiej. Dlaczego mamy sami być szarzy?
Jutro zastosuję się do tego. Śniegu brak ( a szkoda) bo czekam i czekam... coraz mniej widzę śnieg w święta.

i może wieczorem upiekę słodkie babeczki...hmmm...

sobota, 14 grudnia 2013

Kilka dni temu znalazłam moją urodzinową płytę.
Cel był taki(miałam gdzieś 16 też i 18..) : znaleźć piosenki najważniejsze na ten dany moment w moim życiu.
i za każdym razem więcej.
Poniżej lista, z adnotacjami:
1. Alice in Chains - Man in the Box- tej grupy zaczęłam słuchać z całą premedytacją - nie chciałam mieć takiej samej playlisty jak moja siostra :) wystarczyło, że przejęłam od niej Myslovitz. Spodobał mi się bardzo, a zwłaszcza płyta MTV Unplugged której kupiłam sobie DVD (ale już około 18-tki). Man in the box - bo była w moim dramatycznie smutnym klimacie

2. Evanescence - My Immortal - mieli  wtedy jeden hit, "Bring Me To life' i strasznie mi się podobało połączenie głosu Amy Lee z dźwiękami fortepianu które przechodziły w regularną gitaroszarpaninę. I zawsze chciałam tak wyglądać

3. Radiohead - Street Spirit - nie przepadałam wtedy za Radiohead, ta piosenka, obok Creep i przejmującego teledysku There There trafiała do mojego nastoletniego serca.

4. Coldplay - Clocks - uwielbiałam tą nakładkę winampa (RiP [']) z ich płyty A Rush of blood to the head, sama muzyka urzekła mnie melancholią a Clocks... cóż, było moje ukochane pianino, a potem ta piosenka stałą się tłem do jednej z ładniejszych ekranizacji Piotrusia Pana

5. Placebo - Running Up That Hill - to jest dopiero, Kate Bush nie słuchałam wówczas, Placebo zaczęłam słuchać, gdy w Minimaxie p. Piotra Kaczkowskiego usłyszałam Sleeping with ghosts, przegrzebałam wtedy jeszcze nie tak bogate zasoby internetowe i znalazłam. Potem znalazłam płytę, a potem usłyszałam jakimś przypadkiem w internetach tą piosenkę. I do dziś jest jednym z najlepszych coverów

6. jeszcze nie zidentyfikowałam ale jakiś hardcore metal...lubiłam takie klimaty

7. Moby - Flower - lekka, w formie przyśpiewki, z klaskaniem, z pianinem (ach) no i dość monotonna.... ale jaka przyjemna, tym bardziej, że kilka lat później skakałam do Lift me Up na Openerze;)

8. Creed - What is life for - kolejna dramatyczna ciężka piosenka...

9. Reamonn  - nie pamiętam co to za piosenka, ale słuchałam wtedy Reamonn może dlatego, że dwie pozycje dalej Rea (czyli wokalista) zaśpiewał Set Me free co mi się strasznie podobało rytmicznie.

10. dziko nie mam pojęcia, gitarowe smuty...

11. Jam and Spoon - Set me free - tum tum tutu tum tum tutut utm tum... kojarzyła mi się z pierwszym dorosłym wyjazdem bez rodziców na Era Nowe Horyzonty do Cieszyna (2004). i kojarzyć mi się zawsze będzie z krótkim chociaż przyjemnym wyjazdem w tamte strony. Dobrze, że co roku wracam i na Nowe Horyzonty i do Cieszyna;)

12. Unkle - In a state - masakra! nie mam pojęcia gdzie ich wynalazłam, ale zafascynowali mnie! 1. intro z pianinem, później elektronika. A, i ich nazwę pisało się wówczas U.N.K.L.E. (z kropkami) i mieli świetną "maskotkę" i za tą maskotkę wciągnęłam się do ich świata... Pierwszy mój odkryty zespół elektroniczny, a płyta Never Never Land.. jedna z najlepszych na świecie.

13. Incubus - Megalomaniac - dobra, tu bardzo laickie podejście bo to jedyny wokalista którego w swoim czasie chciałam mieć na plakacie na ścianie. Był słitaśny. W końcu jednak udało mi się mieć tylko Slipknota. Bardzo oryginalne, chociaż nie słucham już ich późniejszych dokonań

14. White Stripes - Black Math - powód prosty- bo skład prosty. Dziewczyna introwertyczna na perkusji, chłopak ekstrawertyczny na gitarze i śpiewał. Uwielbiam ich za prostotę muzyczną, połączenie czerni-bieli-czerwieni i styl. Do dziś

15. Adioslave - Like a stone - Głos Chrisa Cornella jest hipnotyzujący.

16. SOAD - Toxicity - System of a Down  a po drugie wszyscy dosłownie Katowali Chop Suey a ja już miałam dość tej piosenki. Toxicity było jednak w podobnym klimacie

17. Nine Inch Nails - Perfect Drug -Trent Reznor ma świetny głos, piosenka była bardzo nieprzewidywalna, a teledysk wampirzy i psychodeliczny ujął moje mroczne JA. Do dziś...


Czas by było stworzyć współczesną playliste.... dwudziestu kawałków najważniejszych dla mnie w danym momencie.

Zrobię...ciekawe co to będzie?
Większości tych utworów słucham nadal, zespoły rozwinęły się, zwinęły, zawiesiły, rozpadły.
Muzyka pozostała i jest kawałkiem mojego życia, wspomnienia. A taki soundtrack miałam jako siedemnastolatka. Właśnie wtedy zdecydowałam się, że dorosłość jest zła.
Jednak zmian dużo nadeszło, ale tym, jak bardzo nie chcąc się zmieniać lub działać dobrze, zmieniamy się i przeradzamy w zło (patrz Anakin Skywalker aka Lord Vader) opowiem kiedy indziej...


sobota, 7 grudnia 2013

Ale z ciebie dzieciak!

Nie przyznaje się, a raczej się przyznaje do tego, czego nie widać na pierwszy rzut oka.
Nie widać ile faktycznie mam lat.
Jest mi z tym dobrze, bo robię i tak rzeczy, które "nie przystoją" i "nie przystają" do jakże ułożonej życiowo mentalności.
Uderza mnie ten tryb, te wszystkie trybiki, pułapki, niezależności dorosłego życia.
Pułapek jest najwięcej...życie na poziomie = kredyt.
Kredyt = potrzeba stałej pracy.
Stała praca = zaplanowanie dnia
Zaplanowanie dnia = jestem taki dorosły..
Jestem taki dorosły = chce mi się płakać i tęsknie za byciem nieodpowiedzialnym gówniarzem który z równie nieodpowiedzialną bandą łaził po drzewach. Dzisiejsze dzieci nie potrafią się bawić...
Ale potrafią.. tylko bawią się inaczej niż my, utykając we własnych wspomnieniach, możliwosciach które zostały nam wpojone w szkole, schematycznym myśleniu stajemy się dorosłymi tęskniącymi jak cholera za dzieciństwem.
Doceniamy trwałość co powoduje, że ważne stają się nieprzemijające z modą rzeczy.
Ja za cholerę nie przyjmuję do wiadomości tych schematów.
Potrzeby bezpieczeństwa której jest praca jako źródło gotówki- realizuję.
Ale pozostałych.... trochę z tym gorzej. Nie odczuwam za konieczne, ba, ostatnio wręcz widzę moją postępującą alienację. Uwielbiam ludzi, ale dawno nikt mnie nie przekonał, żeby być blisko. Ludzie są fajni z daleka, do zobaczenia. Jednak tyle razy zostałam odsunięta, uznana za coś pewnego, stałego, co jest elementem a nie treścią,  że zrobiło się to niepokojace.
Nie można być elementem!(hihi brzmi nieźle).
Chłopcom/mężczyznom obecnie jest łatwiej, nie są od małego przystosowywani do realizowania się w domu jako ojciec czy mąż, o nie. oni są, i mówię to nie jako jakaś chora feministka, przystosowywani do rozwijania pasji. Zabawki mają bardziej kreatywne.
Dziewczynki bawią sie lalkami, mają być piękne, ułożone i łapać facetów.
Sama zostałam tak wychowana co nie przeszkadzało mi rozwijać swoich zainteresowań więc to nie zależy od zabawek. Dużo też znam dziewczyn o typowo męskich zainteresowaniach.
Ale... ponieważ główną cechą ludzkości jest lenistwo i dostosowywanie się, rzadko trafiamy na osobę poza schematem. Popularny syndrom Piotrusia Pana to nic innego jak ta pogoń za byciem kimś, innym, bardziej magicznym i próba ucieczki..
O dziwo dotyka większości mężczyzn/chłopców...bo przecież dziewczynki/kobiety muszą być odpowiedzialne za nich pokierują, od mamy do żony..od zawsze. Co jest brednią a nie znam ludzi, którzy byliby szczęśliwi z powodu takiej odpowiedzialności.
O czym coraz bardziej pokazują filmy amerykańskie..próbujące doprowadzić, że fajtłapa, bez umiejętności decydowania, wychowany bez tej odpowiedzialności znajduje na żonę gwiazdę niezwykłej urody pod której opieką będzie mógł się rozwijać.
O czym fajnie mówi to zdjęcie:

A dziewczyny w swoim gronie mają gadać o facetach, gotować malować się? co? NIE, o ile nie chcą.
Tylko dlaczego o tym się nie mówi?

A to ta tęsknota za dzieciństwem... rodzi popularność między innymi tego zdjęcia

wtorek, 3 grudnia 2013

Jaymes Young

Jaymes Young - i pierwsza jego piosenka którą usłyszałam - Two More Minutes


Dzisiaj kolejna odsłona z moich poszukiwań muzycznych:

Jaymes Young - amerykański muzyk, to co mnie zachwyciło to jego głos, nie pretensjonalny,  o niecodziennej, specyficznej barwie W niektórych piosenkach niedaleko mu do barwy Michaela Buble.
Niewiele wiadomo o nim samym. Internet nie udostępnia jeszcze takich informacji.
Ten  21(22-23)*  latek  urodził się w Seattle obecnie mieszka w Los Angeles,  Jego pierwszy album zostanie wydany w 2014 roku.
Obecnie dostępna jest jego EP Tutaj która wyszła na światło muzyczne w sierpniu tego roku.
W tym roku występował jako support na amerykańskiej trasie zespołu London Grammar (którzy grali w tym roku na koncercie na Tauron Nowa Muzyka)
Jaymes w swojej muzyce korzysta z dobrodziejstw muzyki elektronicznej, tworzenia przestrzennych dźwięków.
Tytułową piosenkę z EP Dark Star nagrał w swojej sypialni (a któż teraz nie ma sprzętu żeby tworzyć w domu? Tylko trzeba go umieć dobrze wykorzystać) podstawowymi narzędziami był więc w kolejności: gitara (na której gra od 10 lat) i komputer. Jeżeli prawdą jest to, co mówi w wywiadzie, że jednocześnie komponował i nagrywał, to czym będzie jego przemyślana płyta w przyszłym roku?
Jego muzyka ociera się o R&B, soul, ambient, Drum and bass i rock alternatwyny  Różne, naprawdę różne wpływy słychać a po przesłuchaniu całej EPki mam problem z jednoznaczną klasyfikacją stylu . Na pewno jest do pobujania.
O! i jest na 10 miejscu w odkryciach LastFm na 2013 r.
Jako inspiracje podaje cały nurt R&B, a jako wykonawców i muzyków ceni: Coldplay, Death Cab for Cutie, Radiohead Maroon5 i Iron & Wine. Dość mainstreamowe grupy ale tym bardziej ciekawe, co wyjdzie z takiego miksu. (cały wywiad w linku 4.)


Jaymes Young Moondust

Źródła:

Jaymes Young
* różnie podają jego wiek..naprawdę!
1. fanpage artysty na Facebooku
2 Noisey
3 Nylonmag
4 Music Ninja

sobota, 30 listopada 2013

Miał być Top 100 wyszło jak zwykle...1/3 ;) z efektami dźwiękowymi

Koszerna zrobiła listę najlepszych piosenek XXI wieku..bez sensu totalnie, bo ja mam nadzieję,  że najlepsze nadal przede mną.
Jeżeli chodzi o listę ostatnich lat (2013, 2012, 2011, 2010, 2009, 2008, 2007,2006,2005,2004,2003,2002,2001 bo 2000 mimo dwójki na początku to nadal wiek XX) piosenek, oryginalnych, wnoszących coś, nie mdłych a charakterystycznych. mogą być też zespoły jednego przeboju, ale własnie dla mnie o to chodzi, jednego, mojego przeboju o!:)

W kolejności chaotycznej, miała być moja seteczka subiektywnie najlepszych DOTYCHCZAS utworów powstałych po 2000 r. z Polski. plus rocznik badum tsss!!; (posiłkowałam się w datach wiki, mam nadzieję, że błędów nie ma.. wg. wydania albumu).
Jednak ze względu na to, że ta robota należy do NIEMOŻLIWYCH (dla mnie jeszcze po prostu 100 takich genialnych utworów nie powstało) mam 35 (to i tak dużo i nawet jeszcze Republika się załapała) 2013 roku jeszcze nie daję, bo nie przetrawiłam jego piosenek...badum tsss!

1. Republika - Śmierć na Pięć (2001)
2. K. Nosowska R. Przemyk - Kochana (2002)
3. Smolik & Kasia Kurzawska - CYE (2006)
4. Myslovitz & Maria Peszek - W deszczu maleńkich żółtych kwiatów (2006)
5. Tides from Nebula - Siberia (2011)
6. Lao Che - Hydropiekłowstąpienie (2008)
7. Strachy na Lachy - Piła Tango (2005)
8. Hurt - Załoga G (2005)
9. Świetliki & Bogusław Linda - Filandia (2006)
10. Wilki - Ja ogień ty woda (2004)
11. Coma - Spadam (2004 ) - właściwie cała pierwsza płyta należy do moich naj..druga i kolejne już mniej.
12. Coma - Pasażer (2004)
13. Hey - Mru Mru (2003)
14. Kombajn do zbierania kur po wioskach - Planety i Liście (2005)
15. Dżem - Do kołyski (2004)
16. Julia Marcell - Matrioszka (2011)
17. Grzegorz Turnau - Liryka (2002) - liczy sie pod względem kompozycyjnym, bo tekst jest starszy
18. Monika Brodka (lub po prostu Brodka) - Krzyżówka Dnia (2010)
19. Monika Brodka - Granda (a co ) (2010)
20. Mela Koteluk & Czesław - Pieśń o szczęsciu (kompozycja nie tekst bo wiadomo K.Baczyński) (2012) - soundrack
21. Hey -  Kto tam, kto jest w środku (2009)
22. Hey - Cisza ja i czas ( 2001)
23. Kasia Kowalska - Bezpowrotnie (2002)
24. Ewa Farna - Cicho (właściwie polsko-czeska piosenka, ale oj tam oj tam, powiew świeżości w polskim światku muzycznym) (2009)
25. Myslovitz  - Chciałbym umrzeć z miłości (2002) (właściwie cała płyta jest cudowna)
26. Mysloviz - Szklany Człowiek (2002)
27. Anna Maria Jopek - Przypływ, odpływ, oddech czasu (2002)
28. Sistars - Siła sióstr (2003)
29. Pati Yang - All that is thirst
30. Kayah -Testosteron (2003)
31. T.Love - Ajrisz (2001)
32. Lech Janerka - Rower (2005)
33. Maria Peszek - Moje Miasto (2005)
34. Łąki Łan - Big Baton
35. Mela Koteluk - Stale Płynnie (2012)

i po raz ostatni BADUM TSSS!!

niedziela, 24 listopada 2013

Planszówkowy zawrót głowy!!



 Jestem graczem, nie powiem że nałogowym, ale lubię rozpracowywać systemy zwycięstwa.
Gram w wiele różnego rodzaju gier.. od pokera (co mi za dobrze nie idzie bo nie traktuję tego poważnie) po gry karciane i planszowe.
Co myśmy robili jak nie grało się w planszówki!?
Oczywiście jak byłam mała dostawałam planszówki, były to chińczyki i inne drabiny i węże.
Na pewno był to Eurobiznes a też, na fali fascynacji Robin Hoodem, zażyczyłam sobie RPG (teraz już wiem że to erpeg był) na urodziny, jednak po kilku grach dla 10 latki okazało się to za trudne... i nie miałąm z kim grać.(zasady dość skomplikowane).
potem przerwałam na dłuższy okres granie w gry, nie licząc masterwindów i scrabble które z Babcią zarzynałyśmy i mimo że strasznie się starałam Babcia zawsze wygrywała. ZAWSZE. Słowa były takie, że słownik języka polskiego był nieodzownym fragmentem gry.

Obecnie na swojej półce mam:
7 cudów (Seven Wonders) - grę dostaną na urodziny od mojej Paczki głownie dlatego, że może w nią grać 7 osób. Nie jest zbyt często używana, ponieważ zasady są dość skomplikowane i wielowątkowo można wygrać. Powoduje to trudności w tłumaczeniu gry. W tym momencie nie ma też zbytnio okazji, aby zebrać tyle osób.
Grywalność jest świetna, cała rozgrywka trwa pół godziny, jednak gdy zagraliśmy po raz pierwszy, przez 2 godziny łapaliśmy zasady a kolejne 2 to była gra. Jednym z najlepszych elementów Siedmiu Cudów jest to, że do końca gry, czyli do podliczania punktów nie wiadomo kto wygrał. Trzeba mieć specjalny notatnik, w którym zapisuje się wyniki i efekty gry. Wszystko dzieje się na raz, więc trzeba obserwować swoich sąsiadów.
Gra dwuosobowa jednak nie ma większego sensu.
Siedem Cudów w Wiki
Oficjalna Strona

Osadnicy z Catana (Settlers of Catan) - genialna gra planszówkowa, grałam kiedyś na niemieckim serwerze w wersję Online ale niestety, zbytnia popularność serwera i długi czas, kiedy nie grałam zablokowała mi konto.
Składa się z plansz surowców i jest grą typowo losową gdzie od powodzenia zależy nie tyle odpowiednie rozłożenie miast na planszy, co późniejsze rzuty kostką. Trzeba skompilować i przewidzieć możliwe ruchy.
Jednak po dłuższym okresie gra się nudzi niestety (jak praktycznie każda) ale są różne wersje i dodatki.
Gra jest przeznaczona dla 4 osób (gdzie na planszy robi się ciasno) optymalnie można grac w 2 (luźna plansza) do 10 punktów. Rozgrywka jest około godzinna zasady proste do wyjaśnienia także polecam dla ludzi rozpoczynających przygodę z planszówkami.
Trzeba tylko zwracać uwagę na dodatki: są dwie wersje gry, z plastikowymi elementami(taką mam) oraz z drewnianymi. Jest równie dobrze grywalna w sieci w przeciwieństwie do Siedmiu Cudów.
Oficjalna Strona Gry

takie tam z instagramu Catan w tle (obiadek pyszny)

Kolejną planszową, niekarcianą grą jest Carcassonne z tej samej firmy co wyprodukował Catan.
Również historia poznawania tej gry jest podobna, jak w przypadku poprzedniej. Grałam online.
Mam wersje podstawową, z jednym rozszerzeniem (Karczmy i Katedry). Za to możliwe jest kupienie w Polsce gry z wieloma dodatkami !
Gra jest prosta w tłumaczeniu i polega na tworzeniu planszy i anektowania kolejnych miast dróg i pól. (Jako Rycerz, Zbójca i Rolnik). Proste zasady, nieliniowość powodują, ze może w to grać (z dodatkami) w maksymalnie sześć osób  jak i że trafiają do ludzi w rożnym wieku.
Jest to szybka gra, podlicza się każdorazowo punkty za zajęcie danego miasta czy drogi lub też pól wokół klasztorów.
Dodatki są również proste (chociaż nie zawsze to wygląda funkcjonalnie) i można grać w kilka naraz jednak jest to ciężkie do ogarnięcia, jest ich kilkanaście jednak nie będę opisywać po kolei.
Carcassonne w Wiki
Carcassone Central

Co do ogarnięcia, posiadam jeszcze (na ostatnie urodziny) grę Ogarnij się czyli najszybszą karciankę świata (dość wkurzająca przez to). Trzeba jak najszybciej pozbyć się kart. Tyle;)

Jeszcze dostałam jedną, ale jej nie rozgryzłam, bo ma słabo opisane zasady i jestem w trakcie.




poniedziałek, 18 listopada 2013

Post z Molami

Książkowymi... a raczej Molem - jestem nałogowym czytaczem, czyli jak zacznę książkę, którą się dobrze czyta muszę ją skończyć najlepiej bez przerwy na nic mniej istotnego.
Tylko co zrobić, kiedy wchodzę do księgarni (nie lubię kupować przez internet) i totalnie, oprócz znanych mi autorów fantastycznych, czy obecnie popularnych nie wiem co czytać?
Informacje w internecie rzadko kiedy mnie zachęcają do kupienia czy przeczytania danej książki, zbyt często obawiam się, że to czytanie zaledwie na jeden raz i nigdy więcej. Miałam tak w przypadku wielu książek, np. Stephena Kinga..większość jego książek czytałam raz. Oprócz Zielonej Milii i Skazanych na Shawshank reszta książek była jednorazowa. Carrie.
Poza tym, wybieram strony, czytam pierwszą stronę, losowo wybraną w środku i jedną z ostatnich, potem oglądam okładkę, czytam z tyłu z boku opis autora..i dopiero wtedy jestem w stanie brać.

Dlatego w mojej biblioteczce MUSZĄ znajdować się książki, do których chcę wracać, chcę czytać raz jeszcze lub dwa. Dlatego na półce nie mam ani RRMartina ani Suzanne Collins (od Igrzysk Śmierci)
Na pewno czekam na ładne, nie filmowe i nie z grafiką z gry, wydanie wszystkich tomów i opowiadań o Wiedźminie z Rivii. Te wydania do tej pory mnie nie satysfakcjonowały a chciałabym mieć dość niebanalne...chyba że kupię jakieś i sama wydziergam do nich okładki.
Półki mam zapełnione książkami dziadków, skarbami literatury klasycznej napisanej niekiedy przedwojennym językiem. Ponieważ dziadkowie nie przepadali za fantastyką oprócz klechd i legend klasykami do których sięgam z ich biblioteki są powieści: Sienkiewicza, Kraszewskiego Prusa rzadziej... Lubię też naszych romantyków. Po prostu.
Lubię też historię o Polsce przedwojennej, gdzie ludzie byli jakby w niewielkiej części szczęśliwsi i z mniejszą ilością kompleksów niż teraz. 
Na półce też musi się kiedyś znaleźć miejsce dla Aleksandra Dumasa i jego Trzech Muszkieterów, 
H.R. Haggarda i jego Onej i Ayeshy które to wchłaniałam nałogowo w gimnazjum stała się kanonem powieści awanturniczej, przy której magii i tajemnicy nadal mam ochotę odkrywać nieznane lądy (jak to teraz brzmi w dobie sieci).
Bezsprzecznie, z klasycznej literatury spotkałabym w swojej biblioteczce marzeń siostry Bronte i gotyckie opowiadania E.A. Poe a także odrobina literackiego kunsztu A.Conan Doyle'a i jego opowiadań o pewnym detektywie.
Jak widać lubuję się w przedwojennych powieściach, a nawet wręcz historycznych.
Przydałoby się mieć też swojego własnego Hobbita i Władcę Pierścieni.
A także bio Rity Hayworth którą podziwiam i naszych polskich, przedwojennych sław.
Niekiedy szperając w ciasnoupakowanych regałach, gdzie panuje porządek możliwy do ogarnięcia jedynie przez systematyczny spis znajduję perełki w postaci powieści dla podlotków i panien z dobrych domów zjedzone przez czas. Podręczniki młodego skauta ledwo powojenne.
Skarby o wartości sentymentalnej z notatkami i rysunkami.

A co najważniejsze. w takiej bibliotece, gdzie panowałaby odpowiednia temperatura, w pewnej odległości byłby fotel, szeroki z miękkimi podłokietnikami co bym mogła w ulubionej pozie " w poprzek" się ułożyć i chłonąć książki. a tuż obok niego stał stolik gdzie zawsze stałby kubek (w moim przypadku najlepszy jest półlitrowy kufel) czegoś pysznego i odrobina wypieku na talerzyku.

a kilka okładek, które upolowałam, i może w ramach świąt dostaną się w łapki rodzinne.. ale ciii....sza:)
Bo Kabarety to ważna część w Polsce aby nie oszaleć

Bo to Muminki... jedna z najpiękniejszych książek (wyczytane prawie na śmierć)

Bo u nas emancypacja była zawsze i już, a biada tym, co myślą inaczej ;)




piątek, 15 listopada 2013

Jak mi odpadły nogi, czyli spacer po Warszawie.

10 listopada poszłam sobie na spacer, była ładna pogoda, właściwie nikt nie miał zamiaru z niej korzystać. Uznałam, że skoro tak, to idę na spacer.
Ponieważ jednak w mojej mieścinie nie ma za dużo scieżek, których nie przeszłam lub nie przejechałam uznałam,że zrobię sobie spacer po Warszawie.
Wsiadłam w pociąg, wysiadłam na Dworcu Wileńskim i zaczęłam iść.

Na pierwszy rzut poszły widoczki z mostu Śląsko-Dąbrowskiego, na którym, jak co weekend było więcej samochodów niż ludzi.
Widok na  Warszawski Manhattan


Widzicie to słońce? śliczne prawda? Jednak nie aspirowałam, żeby dotrzeć do centrum ze szkła i stali. Chciałam pochodzić uliczkami, bez dużej ilości ludu... Więc dreptałam przez most, wymijając nieliczne jednostki.. i szłam... aż natrafiłam na iście nietypowe oblężenie! Zamek atakowany był ze wszystkich stron przez Ludzi dobijających się do obejrzenia wyższej kultury. Plakat nad głównym wejściem na dziedziniec ogłaszał Wersal za czasów Córki Stanisława Leszczyńskiego - Marii która została Królową Francji i gospodarowała na Wersalu.
Człowieków jak mrówków


Królowa zaprasza do środka swoich poddanych
Przeszłam szybkim krokiem hałaśliwy Plac Zamkowy z całkowitym zamiarem wędrówki wzdłuż lewego brzegu Wisły bez konkretnej trasy.po prostu iść. o 14:45 byłam umówiona na Marymoncie z qmplem na zwiedzanie Żoliborza według instrukcji z Miejskiej Ścieżki więc miałam jeszcze prawie godzinę..
Wędrówka obfitowała w oglądanie, że lodowisko już się buduje, że mnóstwo knajpek świeci pustkami, że ludzi jak na lekarstwo, ze w centrum są szeregówki(!)  i detale....mnóstwo ślicznych detali i podwórek :)
Rybki!

Znalazłam dom, który na mnie patrzy!!

Co prawda spacer wykończył mnie strasznie, potem jeszcze chodziliśmy po zaułkach blokowisk Żoliborza, ale trochę słabsza ta ścieżka była niż myślałam, bo liczyłam na to, że zapędzimy się w modernistyczne wille i ciasne podwórka. ale i tak było zabawnie.
Warszawę można lubić samotnie, ale nie z okien tramwaju czy domu czy też samochodu, nie w tłumie ludzi, gdzie każdy gdzieś biegnie, nie w bandzie ignorantów, którzy zamykają się na świat.
Wiem co mówię...spacer zajął mi około półtora godziny... plus późniejsza ścieżka. W ciągu tego czasu przeszłam prawie 7,5 kilometrów!

I co skorzystałam, to moje. A że przez następne dwa dni czułam nogi bo bez żadnego przygotowania to jak maraton? Oj tam oj tam ;)



poniedziałek, 4 listopada 2013

Post antydepresyjny jakże aktualny

Jest  Źle!
Jest ciemno, brak księżyca, gwiazdy nawet przybladły.
Ciemność pożera światło latarni i zostawia zaledwie sugestie, że gdzieś tam powinno być jasno.
Aparaty fotograficzne nie łapią tego, co jasne ani konturów, ze zdjęć wychodzi ciemność.
Człowiek wychodzi rano w optymistyczną jasność a wraca o zmierzchu.
Wielkimi krokami nadchodzi depresja, która zaciąga, podciąga, przeciąga...jesienna deprecha, chandra wg. Małgorzaty Musierowicz, dół, psychoza. bo rok ma psychozę maniakalno -depresyjną...
Co roku depresja może być głębsza i ciemniejsza, ciaśniejsza i przeistaczająca się w próżnię jednocześnie.
Ja oczywiście jak większość dziewczyn łapię jesiennego doła, od zawsze praktycznie.
Ale jest kilka rzeczy które trzymają mnie przy życiu, i nie jest to czekolada ani słodycze:
1. coś miłego, miękkiego... może być to ulubiony przedmiot, kocyk, miś, zwierzak
2. otaczanie się zabawnymi przedmiotami, rysunkami, obrazkami, gifami np zwariowaną małpeczką:
3. melancholijna muzyka która nie wyciąga z doła, ale pogłębia na tyle, że nic tylko się odbić
4. ruch!
5. po drugiej stronie sen...
6. książki!
7. Oglądanie filmów, których akcja dzieje się w ciepłych krajach, lub są na tyle abstrakcyjne że samemu chce się przez to przejść..
8. towarzystwo ludzi, wychodzenie z domu..
9. kolorowy parasol, co by się chciało wychodzić z domu (kiedyś go zinstagramuję).
10. przykłady:


 I inne zdjęcia które nie są co prawda z okresu jesiennej deprechy, ale dobrze odzwierciedlają to, co wtedy człowiekowi jest potrzebne:

Błogie lenistwo z Przyjaciółką

Świecące drzewka (tutaj pod Katedrą we Wro)

Wspomnienie ciepłej jesieni

Kot w stanie czystym

Misterne Babeczki dla przyjaciół ;)
i piosenka na koniec, którą uwielbiam od 4 godzin:

środa, 30 października 2013

Wrocław-Trip

Na początek chcę sie pochwalić, że zrobiłam bułeczki dyniowe na parze zgodnie z przepisem pewnej cudownej Blogerki Kuchniowej Every Cake you Bake wyszły boskie ale muszę popracować nad hm.. zdolnościami manualnymi bo nie nadają się do zdjęć:)
Ale nie o tym nie o tym.

Będzie o Wrocławiu i mojej wycieczce, o krótkich październikowych wakacjach..

W "Mieście spotkań" nie sposób nie wpaść przypadkiem na kogoś znajomego, miasto to magnetyzuje, skłania do aktywności, ma ponad 600 tys. mieszkańców, mnóstwo studentów/turystów z różnych zakątków świata a mimo to wysiadając z tramwaju możesz przypadkiem wpaść na znajomego, idąc przez rynek na kolejnego a w kolejnych dniach na jeszcze kilka osób.
Z ludźmi, którzy mieszkają obok mnie( czyli ze 2 km) praktycznie najczęściej mam szansę zobaczyć się we Wrocku czyli ponad 360 km dalej!

Cele mojej wycieczki:
1. spotkać się z Przyjaciółką przed jej wyjazdem do Włoch (link do jej bloga obok) - check!
2. spotkać się z Przyjaciółmi! bo dawno nie byłam no i impreza pożegnalna - check!
3. po-uczestniczyć w życiu Czwartego American Film Festival jako oglądacz i imprezowicz - check~!
4. po-kisić się w hostelu z festiwalową ekipą - check!
5. pochodzić starymi ścieżkami... - check!
Nie udało mi się odebrać papierów niestety z jednej z uczelni ani odwiedzić coponiektórych profesorów, ani przejechać się Polinką bo zwyczajnie nie starczyło czasu....

Troszkę zdjęć:

Kottt grzeje się na mnie
Pierwszego dnia zawitałam ledwo żywa na koncert dwóch znakomitych zespołów: Patrick The Pan(nie słyszałam ich wcześniej, ale wgniatają w podłogę!) oraz Kwoon (nie muszę przedstawiać, mój ukochany teledysk jest własnie ilustracją do ich piosenki)
Sprzątanie po Kwoon , na koncercie zarówno ich jak i Patrick The Pan nie miałam głowy do robienia zdjęć:)
 Następnego dnia wizyta na Wyspie Słodowej w celach wiadomych, zwiedzania itp... relaks był pełen nawet skoczyłyśmy na nasz WPAIE (nie powiem że kochany wydział, bo taki nie jest i nie był, ale sentymencior został)
Mój uniwerek czyli widoczki z Wyspy Słodowej

Błękitne niebo, 23 stopnie/...wakacje!!
 Potem przeniosłam się do kina... filmów w sumie 7, Opiszę je kiedyś póki co, wystarczy zdjęcie...
Ciekawe gdzie zostało zrobione to zdjęcie...:)
 Wieczorem imprezka w znamienitym gronie wśród czeskich piw. tańce do 4 rano - me love it
Pite Piwa, tego pierwszego z lewej bardzo nie polecam..
 No i właściwie w niedzielę powrót... pogoda się popsuła a ja przespałam caaalutką trasę do Warszawy, jakoś przeżywam jeszcze zmianę czasu, ale niedługo wyzdrowieje.
A jak wyjeżdżałam pogoda we Wrocławiu się psuła...

Za to w Warszawie była cudowna no i odliczając Krzywą Wieżę PKINwyglądał jakby jednak cieszył się na mój widok

No dobra...bułeczki w wersji surowej a co!:D 

Za to jutro kolejny trip. Tym razem w rodzinne strony, na cmentarze itp:) może być zabawnie...

niedziela, 20 października 2013

Kompilacja superbohaterów cz.1 Superheroes save America

>tu powinna znajdować się epicka i pompatyczna czołówka trailera do superhistori o super herosach<

Filmy o superbohaterach powstające w Stanach Zjednoczonych są najczęściej ekranizacją komiksów.
Podzieliłam je sobie na potrzeby tego posta( a może i późniejszych) kilka podgatunków:
1. a Traktujące temat herosów serio  (Batmany, Supermeny, Spidermany, Kapitany Ameryki i Avengers)
1.  b Traktujące temat herosów mniej serio (Kick Ass, Scott Pilgrim vs reszta świata)
2. a Powstałe przed Batmanem Tima Burtona  (wcześniejsze Batmany, wszystkie filmy z rozkwitu gatunku z lat 40 i 60 lepsze i gorsze)
2 b. powstałe Po Batmanie T.B. (kolejne batmany itp, gdzie rajstopki zostały zamienione przez metalowe/plastikowe/ebonitowe zbroje a bohaterowie stali się podobni do ludzi)
3. a Herosi stricte amerykańscy (Superman, Batman, Spiderman, Capitan America)
3. b Herosi z mitologii europejskiej (Thor, Loki, Wonder Woman)

Zacznę od tematu ODGRZEWANIA kotletów.
Lubię filmy fajansowe (FES - fiction excluding science) bo nie można tam znaleźć już ani kapki naukowego wytłumaczenia. Nauka nie ma wpływu na fabułę.
Batmanów były dziesiątki, tych od Batmana T.B. było dość, żeby:
1. Poznać świetnie zagrane postacie Pingwina, Jockera(J.N.) drugiego Jockera (H.L.) i Mr. Freeze (Uma Thurman była słaba, tak jak Kobieta Kot A.H. chociaż Kobieta-Kot M.P była bardzo kocia)
2. Poznać kilku Batmanów, uznać, że Robin jest be a Alfred cacy i nie uważam jakoby Christian Bale był najlepszym Batmanem.

Ale mimo tego, że sama historia Batmana jest odgrzewanym kotletem, nadal jest bardzo chętnie oglądana. Z oczywistych względów pięknych kobiet, coraz trudniejszych walk i coraz większego udziału technologii, dzięki której te karkołomne ewolucje są możliwe.
Znamy tą historię bardzo dobrze, wiemy, czego można się spodziewać, jednak twórcy do tego dokładają coraz to nowsze spin offy i coraz to więcej szczegółów (Bruce Wayne u mnichów, Bruce zły Bruce targany emocjami).
Nie przepadam za Spider-manem, z wersji z Tobey'em Maguire widziałam dwie części, a ostatniego oglądałam jedynie ze względu na głos Emmy Stone. Andrew Garfield jest zupełnie nie w moim typie.

Iron-Man z Uroczym i przezabawnym starym jak masakra Robertem Downey Jr jest dobry.
Thor nr 1 był słaby

Avengersi próbują to wszystko skleić do kupy ale mi się kupy nie trzyma.
ale oglądam. co za nałóg!

Spostrzeżenie: zauważyliście, że większość tych herosów ma mitycznie przekroczone 30 lat?
DLACZEGO?
są już dojrzali, ukształtowani charakterami, świadomi swojej wartości i nagle ich świat rozpada się w gruzy? dokonują dramatycznych wyborów? dlaczego teraz a nie wcześniej?

I dlaczego tak mało kobiet i dziewczyn to superbohaterki? dlaczego jest to świat facetowski gdzie facet=siła a facet z mięsniami =supersiła
i nie znoszę Amy Adams jako Lois Laine 

A Człowiek ze stali niezły, chociaż totalnie nie rozumiem, dlaczego superman musiał uratować ludzi. Fabuła niespójna jak diabli.
Skoro zły Zed był zły dlatego tylko, że został zaprogramowany na przetrwanie swojego gatunku i chciał doprowadzić do końca swoją misję to dlaczego został skazany przez twórców tego systemu nakazów (programowania ludzi  od urodzenia na wyznaczony cel) za bunt?
powinni go posłuchać.
i dlaczego tak jasnowidzący Russel Crowe i tak daleko widzący nie mógł razem z Zedem skolonizować jakiejś pustej planety na której nie ma statuy wolności?

Dziura na dziurze ale oglądało się dobrze.


poniedziałek, 14 października 2013

Odczuć pustkę- zaanektować przestrzeń plus malfapacking

Pustka nastąpiła ponad dwa miesiące temu. Jakże to było niedawno!
A jednocześnie tak dawno.....
Brakuje mi mojego zwierzaka - wredniaka w domu. Nie ma dobrego ducha który koło północy zwlecze mnie z łóżka i każe wypuścić się na podwórko. Brak psa z którym pójdę na spacer albo będę mieć pretekst do pochodzenia na spacery. Załatw sobie chłopaka, mówili, będzie lepiej, mówili.
Nie lubię sama chodzić na spacery, zawsze chodziłam z kimś (przyjaciółmi, psem). Samotne spacery kojarzą mi się depresyjnie "bo musisz wychodzić problem", no to wychodziłam, do lasu, na pola, pod drzewa, na łąki, albo kilka kilometrów nieczynnymi torami, po Wrocławiu.

Pusta przestrzeń po psie powoli się kurczy.
Tydzień po jego odejściu kot sąsiadów przemykał pomiędzy krzaczkami.
Dwa tygodnie później koty chodziły po ulicy.
Zaczęły zlatywać się sójki i synogarlice, wróble i kilka srok pozostawiało swoje długie, czarne pióra na tarasie obok kwitnących astrów.
Jest jedna sójka która się mnie w ogóle nie boi, podejrzewam że kojarzy mnie z przykrej przygody z Szachem, gdzie zagoniona jako pisklak została na gałąź a pies ujadał i ujadał.
W końcu został zabrany do domu a ja za pomocą patyka przetransportowałam wystraszoną kulę piór na migdałowiec.
 Także ta sójka co jakiś czas przylatuje niedaleko i patrzy, albo dziobie co nieco.
Koty zaczynają wchodzić na podwórko z drogi.
Wczoraj, kiedy wracałam w stanie lekko martwym po koncercie i migrenie spotkałam kota.
Było to na tyle dziwne, że pomyliłam go z innym i wołam "Franek grubasie" a ten podchodzi!. To mogło mnie nieco zaniepokoić, bo Franek nie jest towarzyski, ale skoro tyle go już meczę to może by zaczął.
podchodzi taki kot, i okazuje się, że nie ma zwisającego grubaśnego brzucha tylko to jakiś mniejszy, młodszy kot.
Tak chciał się wygłaskać, to wygłaskałam.
Brakuje mi zwierząt. Ale poszłam do domu a ten za mną.
Dziś wystawiliśmy jedzenie.
Kota do domu nie wpuszczę, w listopadzie będę weekendowym schronieniem dla pewnego szczególnego kotka.

I w tym momencie doszłam do wniosku że piszę jak stara, zdziadziała kociara. Omfg!!!!!
Psy lubię, psy są wierne
Koty są dziwne.

Dobra, robię listę rzeczy na American i zwiedzanie Wrocławia.
Jak zrobić najlepszą listę do pakowania ever (zaanektować przestrzeń)?
1. Zrobić podział kartki na 4 części: 1. ciuchy 2. kosmetyki 3. akcesoria 4. niezbędne!
2. na górze napisać, na ile dni jedziemy (3-4-5)
3. Sprawdzić czynniki zmienne: POGODA/pralka/pożyczanie ręcznika/miejsce w torbie/plecaku
4. Czy śpiworek konieczny?
5. Jeżeli jedziesz do domu/babci/ciotki odpada punkt 3!
6. a jak jedziesz samochodem bierz co popadnie:D

Koniec:)
ps. nie zapomnij ich wyprać...
Atak na Wrocław!!

Edit: aha, i po drodze mam jeszcze urodziny :P

sobota, 5 października 2013

Ludzie ze szkła, stali i plastiku


Nie owijając w bawełnę: obecne czasy zamiast przybliżać oddalają ludzi od siebie, tworząc często namiastkę kontaktu w innej sytuacji niemożliwego do wykonania. Namiastkę tym gorszą, że w każdej chwili można to skończyć nie widząc reakcji drugiej osoby.
Żale wylewa się w ekran, radości to emotikony mimo to, mięśnie nie pracują, wszystko przeskakuje bezpośrednio z dźwięku czy wzroku na neurony.
Rozmawia się przez plastikowy  (rzadziej szklany) ekran.
Jestem sprawcą i ofiarą, uczestnikiem i obserwatorem takich sytuacji.
Stajemy się odczłowieczonymi maszynami, pracuj módl się zarabiaj płać rozwijaj i nie narzekaj.
Dużo oczywiście jest zalet, mogę utrzymać kontakt z osobami o których myślę praktycznie codziennie Mogę zapytać. Wtedy to się przydaje.
Ale będąc obserwatorem szklanego ekranu zapominamy o charakterystycznych gestach danej osoby, dlaczego właściwie ją, lub niego lubimy,  czy mają coś, co powoduje że chcemy z nimi rozmawiać, że dobrze czujemy sie razem milcząc. a tym bardziej wyczekujemy spotkań które nigdy mogłyby się nie zdarzyć. A się zdarzają.
Spłycam teraz może i generalizuję. Ponieważ ostatnio dostałam LIST od przyjaciela ze studiów mojej Zmarłej Babci wiem, jakie to jest cudowne uczucie dostać coś, co naprawdę wymagało wysiłku.
I dostałam:
Tablo ze studentami, młode buźki z lat 50 a obok dla porównania ci sami stateczni panowie i nobliwe damy. 
Z ich hasłem przewodnim corocznego zjazdu "Nie dajmy się skapcanieć" (cudownie świeże)
Utrzymują oni kontakt przez ponad pół wieku! 
Ja mogę pochwalić się jedynie kilkoma osobami gdzie utrzymuję kontakt, rozmawiam, spotykam się z Nimi-  ludźmi których znam od "zawsze". Są najcenniejsi (Dzięki :)
I właśnie o to chodzi, żeby nie traktować tymczasowo, żeby się nie odcinać, żeby pamiętać o sobie bo z kim będziemy rzucać suche żarty na starość jakie to szaleństwo było. Mój rocznik i te około są pierwszymi ofiarami cyfryzacji. Nie wyobrażamy sobie życia bez codziennego sprawdzenia co napisał ktoś, czy to NK czy FB TWTR czy Instgr.
Przeszliśmy bardzo płynnie od telefonów-cegieł (które oczywiście umieliśmy zgrabnie obsługiwać) ostatnich komputerów z DOS-ami i WIN3.11 do Smartfonów i tabletów na androidach i innych systemach. Ogarniamy te przemiany jak mało kto.

Dlatego..chciałabym dostać list... nie kartkę pocztową a list.. taki tradycyjny, i co z tego że mogę pogadać przez skajpa czy komórkę.. Chcę list! i chcę wiedzieć, kim jest ten drugi człowiek, a nie tylko jak wychodzi na zdjęciach, jak czasem pogada i jaki bałagan i skojarzenia ma w głowie.
Trochę tematu listów w muzyce:
Love Letter Nick Cave: http://www.youtube.com/watch?v=-9_WVhF5JKE

oraz:




wtorek, 1 października 2013

Ognistoruda Dynia

Jesień w pełnej krasie, szaro zimno..chodzę od kilku dni w czapce i rękawkach.
Pożegnałam się z lekkimi letnimi sukienkami (do pudła!), t-shirtami z kreskówkami(do szafy!) z letnimi sweterkami (do prania i do pudła!) niedługo przyjdzie mi pożegnać pudło pełne kolorowych ale cieniutkich skarpetek.
Tu mam ciężką zagwozdkę: jako jedyna na moim M. mam kolorowe skarpetki, przy czym znalezienie drugiej identycznej graniczy z cudem, pytanie: gdzie chowają się skarpetki? Nigdzie.

Ale przygotowując się do jesieni dostałam od rodziców dynię, oczywiście wielki nakaz, żebym najpierw zjadła tą, co w zamrażalniku jeszcze z tamtego roku leży.
Dlatego uznałam, że zrobię ostrą zupę dyniową, trochę rozgrzewającą a na pewno przepalającą gardło.
Składnikami pod ręką były:
1 szt. większej cebuli
1 ząbek czosnku
łyżka czerwonego curry (pasta)
2 szt. miniaturowych ostrych papryczek
około pół litra (czy też dwie szklanki) pulpy dyniowej (wcześniej zapieczona - ale można też juz gotowanej)
kilka łyżek oliwy z oliwek
dwie szklanki wody (pulpa jest bardzo gęsta)

Na oliwie podsmażyłam pokrojoną w kostkę cebulę razem z czerwonym curry i przeciśniętym czosnkiem, gdy cebulka się zeszkliła dodałam rozmrożoną pulpę dyni i zamieszałam. Zblendowałam wszystko na gładką masę(jeszcze zimne) i w garnku nadal podgrzewałam dolewając jedynie wody (gęsta bestia)
pod koniec posoliłam, trochę popieprzyłam.oraz równolegle zrobiłam patelniowe bardzo niezdrowe grzanki ale bez sera na wierzchu, co jak teraz sobie myślę, byłoby niezłym dodatkiem)

Żeby zupka była "bardziej" można dodać śmietany ale ja nie przepadam za zabielaniem.

i w końcu wyszło tak:
Dyniowa na tle tegorocznej dyni

Jeżeli jeszcze będę mieć dziś chęć, to zrobię racuszki z jabłkami...póki co rozgrzana zupką zaczynam sobie grać.

piątek, 27 września 2013

Who wants to be young forever!?

Parafrazując:
Ja!

Poradnik nie-poważny dla tych, co będą żyć wiecznie (i wiecznie młodo):
1. Najważniejsza zasada: nie przejmuj się, nie zamartwiaj się, próbuj nie stresować, zachowuj się tak, jakby świat każdego dnia Cię dziwił.
2. I dziw się, nie pamiętam, kto dokładnie powiedział, że każdego dnia trzeba znaleźć coś, czym można się zadziwić lub zachwycić.
3. Nie musisz być optymistką. ani pesymistą, emo, czy metalem, punkowcem czy też hipsterem nie szufladkuj się.
4. Wymyślaj rzeczy, które zawsze chciałabyś/chciałbyś zrobić albo obejrzeć filmie, i rób je! Chodzi o to, żeby niekoniecznie to, co robisz było złe albo dobre, ale żeby było co opowiadać, nudni ludzie się zamykają...i "kapcanieją" jakby to pewien rocznik studentów z lat 50 powiedział....
5. Nie mów "kiedyś było lepiej", kiedyś po prostu to wyglądało inaczej, zamierzchła epoka, ma być lepiej czy dobrze teraz, patrzę, że często się na tym łapię, ale też chodząc na koncerty ich nie nagrywam, bo je odczuwam, chodząc na spacery robię zdjęcia, ale najpierw się pozachwycam.
6. Trzeba sobie znaleźć odskocznie od codzienności, od pracy, szkoły. Zawsze rysowałam głupie rysunki albo robiłam kawały, częśc z tych rysunków na studiach moja Babcia dostała w ramach prezentu podchoinkowego "jak student przezywa życie studenckie i dlaczego się nie uczy" proste;)
7. Być otwartym na nowości! ale nie teraz, natychmiast, niech stanieją bo splajtuje (nadal traktuje i chyba będę traktować mój portfel po studencku"
8. Ubieraj się jak lubisz, jak czujesz, że dobrze wyglądasz, styl przede wszystkim TWÓJ potem można dostosowywać modę pod siebie (dlatego zdarza mi się, że przyjaciółka do mnie dzwoni i mówi "to dla Ciebie" i ma oczywiście na myśli: sweter w paski poprzeczne/coś czerwonoczarnego/coś w czaszki/coś z komiksem/coś rysunkowego/coś z kreskówkami.
9. Spełniaj swoje marzenia z dzieciństwa! ponieważ już nie mam psa, mogę sprowadzić do siebie klocki lego(i dodatkowo kupić jeszcze trochę opakowań) na razie spełniłam już trochę swoich dziecięcych marzeń (Np. koncert Linkin Park o którym MARZYŁAM przez całe gimnazjum i większość LO i poszłam na Coke mimo, że teraz ich już tak bardzo nie słucham) ale lista nadal jest długa.
10. Przyjaźnij się z otwartymi ludźmi, nic tak nie pociąga w dół w marazm dorosłości jak znajomi. Akceptujący siebie nawzajem ale równocześnie pilnujący, abyśmy nie popełnili życiowej głupoty. Skarby takie całkowicie!
11. Nie ograniczaj się co do zdobywania nowych znajomości, co prawda nie mam zbyt dużo znajomych starszych od siebie, ale to chyba chodzi o pkt. 10... nie rozmawiamy tym samym językiem po prostu.

END:)
ps. oczywiście trzeba dbać o swoją skorupkę, nie tylko o umysł. Unikać słońca;)
pps. Ciekawe, ile przeżyję na własnych radach...

wtorek, 24 września 2013

Gdyby moje życie miało mieć ścieżkę dźwiękową...

... To nie żałowałabym na jakość,
Ale moje życie ma ścieżkę dźwiękową! W końcu sama ją tworzę,
Jesienią, czyli moją pierwszą porą roku, kiedy zawsze mam najwięcej energii, wchodzę w klimaty muzyki ciężkogitarowej, też elektronicznej.
Anathema, Sigur Ros, koncerty, Kombajn do Zbierania Kur po Wioskach, Hans Zimmer, Chopin(chociaż to cały rok) ciężkie organowe suity Bacha, odrobina Beethovena, dużo smutków Mozarta
Zimą... Nightwish, Danny Elfman który tak pięknie odmalowuje płatki śniegu wirujące w dźwiękach, Dziadek do Orzechów Czajkowskiego i cała plejada rosyjskich kompozytorów.
Wiosna: Grieg, Vivaldi, Schubert, dużo punk rocka, folku
Lato : festiwalowo!! jest to czas odkryć muzycznych, koncerty w plenerze, skrzypce, piosenki do śpiewania, nucenia, dużo pozytywnej muzyki...
i tak w kółko ścieżka gra.
Ulubione instrumenty? przede wszystkim fortepian, potem na drugim jest gitara a na trzecim altówka lub skrzypce.
Właściwie najlepszym instrumentem, o największej dla mnie możliwości budowania nastroju jest fortepian.
Może dlatego, że przypadkiem uwielbiam Chopina?
Po tylu latach?
Zawsze

To nie tak, że mamy czekać na własną listę muzyczną, aż nam ktoś zbuduje. Wystarczająco muzykalna dusza znajdzie dźwięki nawet tam, gdzie ich pozornie nie ma.
A poniżej mała playlista tego, co na pewno jutro posłucham, zanucę.

Audrey Hepburn z filmu Fanny Face (George Gershwin)

Beethoven Symphony No. 5 - I. Allegro con brio

Agnes Obel -The Curse
Kwoon I lived on the moon

Dobranoc:)

wtorek, 17 września 2013

Krojenie czasu*... czyli jak upakować w dzień jak najwięcej i nie paść...

Kiedyś już pisałam o zbytnim otaczaniu się "pozaszkolnymi" czy też "poza pracowymi" zajęciami.
Z ilością takowych nie wolno przesadzać, żeby pozostał czas na refleksję i na chwilę nicnierobienia i zwyczajnej nudy. To nie prawda, że tylko nudni ludzie się nudzą!
Doba powinna mieć 30 godzin, często już zauważałam, że zwykłe 24 godziny mi nie wystarczą,
ograniczyłam już sen do 6- 5,5 godzin.... wstaję o 7 chodzę spać często o godzinie pierwszej lub nawet później...
Staram się upakować jak najwięcej,
Dzisiejszy dzień jednak zaczął się od dramatycznej pobudki o 7:48, okazało się (szczęście że miałam zapakowany obiad z dnia poprzedniego) że w 5 minut jestem w stanie się ogarnąć, zapakować odpalić auto i dojechać do pracy na 8:20....Jednak muszę wstawać wcześniej bo korki robią się coraz większe. Wyjechanie z mojego miasteczka, wiec takie 5 km kluczenia zajmuje mi niekiedy 15 minut! Wczoraj 500 metrów jechałam 10 minut...uroki sypialni warszawskich.
To wydarzenie, jakże zwyczajne spowodowało lawinę myślenia, ile jestem w stanie zmieścić w jednym dniu. Jako multi-tasking nie traktuję filmu czy muzyki zbyt często jako oddzielnego zadania.
Dlatego uznałam, że dziś spróbuję wykorzystać dzień do maksimum moich możliwości.
Jest więc po 23 i tak:
1. Zjadłam obiad, ogarnęłam kuchnie (do 17)
2. między 17-18 odcinek Housa i granie w Minecraft  a także rozpalenie w piecu co by trochę podgrzać bo chłody. To nie jest taka łatwa sprawa
3.godz. 19 na pocztę odebrać przesyłkę (unikanie korków...) i na stację (unikanie korków w inną stronę), zajęło mi to 30 minut.
4. 19:30-20.0 porządne rozpalenie w piecu, przygotowanie przepisu, podlanie kwiatków/pomidorów, ogarnięcie śmieci.
* 5. 20 - 21 - chwila relaksu...czytanie "Niuch" Pratchetta (tak, krojenie czasu to cytat z jednej z jego książek), porozmawianie z przyjaciółką,
6. 21 - 22 obranie brzoskwiń na muffinki, zrobienie muffinek i wsadzenie do pieca, House kolejny odcinek w tle, rozmowa z domem i z przyjaciółkami.
7. 22-23  Przetestowanie muffinek, zrobienie zdjęć. garnięcie kuchni, ostatni raz piec, przygotowanie prania, umycie się i umycie głowy.

Leżę plackiem....

A muffinki przygotowywały się tak:
Różnica: mąka pełnoziarnista żytnia po lewej i pszenna zwykła po prawej

Różnica: Cukier trzcinowy na dole i cukier buraczkowy na górze

Muffinka brzoskwiniowa na starej porcelanie i nalewka brata również z brzoskwiń w tle. i mleko!

czwartek, 12 września 2013

Dobre rzeczy z bycia dorosłym człowiekiem

Muszę przyznać, że jako osoba pełnoletnia długo nie mogłam (i nadal nie mogę) pogodzić się z pewnym schematem dążenia ku dorosłości czy dojrzałości.
Jednak, ponieważ zawsze próbuje znaleźć dobre strony, mam kilka podpunktów, z którymi nie sposób się nie zgodzić, albo co najmniej przejść obojętnie.
Minusami dorosłości dla mnie była większa odpowiedzialność, koniec podawania wszystkiego na tacy, wzrost oczekiwań społecznych i konieczność dostosowania się do panujących zasad i norm.
Studia były przedłużonym dzieciństwem, bo nadal było nam wolno dużo "ale to tylko studenci" (dzieci)
Jak już odbił się człowiek od studiowania, to znalazł kolejne kilka życiowych minusów:
1. Ludzie są sparowani, bez swojej drugiej połówki nic nie zrobią
2. trudniej nawiązać przypadkowy kontakt z człowiekiem na ulicy lub na jakimś wydarzeniu
3. Coraz bardziej przytulne są domowe pielesze a coraz gorzej jest z bezinteresownością i wspólnym zaangażowaniem, każdy sobie rzepkę skrobie, ot co.

Koniec tych złych,
dobre rzeczy:
1. Możesz mieć w de jak inni Cię postrzegają i masz już swój wypracowany styl mówienia, zachowania.
Ponieważ zachowania się przenikają a ludzie adaptują, to przyjmują nawzajem niektóre swoje zachowania, nazywam to "zdobyć śladowe ilości ....(tu imię)" dzięki temu łatwiej siebie nawzajem jest znieść w jednym pracowym pomieszczeniu.
2. Masz większą możliwość wyrażania siebie, swoich pasji, w końcu żyjesz ->jak już pracujesz to na rozwijanie pasji czy zainteresowań (koncerty! spotkania!) 
3. Nikt ci nie mówi o której wracać do domu i nikt nie ciosa kołków o niewłaściwym zachowaniu p. pkt 1.
4. Możesz zacząć spełniać marzenia z dzieciństwa (o ile jeszcze takie pamiętasz, albo miałaś/miałeś zeszycik z takowymi, ja już z takich mam własny wypaśny rower, czeka mnie jeszcze gitara i gigangtyczne pudło klockó lego).
5. Masz własny barek
6. Na obiad jesz to, na co masz ochotę, nieudane eksperymenty tez jesteś w stanie zjeść.
7. Kupujesz sobie prezenty "za coś" nawet malutkie...(albo na zapas)
8. Nie kupujesz sobie prezentów, bo w końcu możesz wybrać!
9. Nikt nie ciąga cię po lekarzach, sam(a) idziesz
10. Nie musisz się uczyć ale chcesz
11. Dlatego czytasz co chcesz, a nie to co musisz! Dlatego z własnej nieprzymuszonej woli zapisujesz się do najbliższej biblioteki(to przede mną)
12. Znasz wartość swoich przyjaciół.

obrazek na dziś:)