niedziela, 30 listopada 2014

Sieciówkowy grubas.

Dawno dawno temu myślałam o założeniu bloga w stylu "szafiarskim" jednak idea spełzła na niczym.
Najpierw musiałabym nauczyć się szyć.
Jakość, styl, rozmiary ubrań w tzw "sieciówkach" są dalekie od moich potrzeb.
Nie sztuką jest ubrać szczupłą, zazwyczaj drobną dziewczynę bez grama zbędnego tłuszczu. Sztuką byłoby ubrać mnie.
Wady ubrań w sklepach?

Długość  - coraz lepiej idzie sklepom stricte-spodniowym - tam rozmiarówka jest szeroka. W innych sklepach zwiększenie rozmiaru automatycznie oznacza nie "masz dluższe nogi" ale "masz większy tyłek i grube łydki" depresyjne. Do tego długość rękawów. Większy rozmiar oznacza - masz szersze bary, także na pierwszy rzut oka staje się dłuższy. Dlatego ostatnio kupuję bluzy z długim rękawem na działach chłopięcych.
Czyli szerokość to też problem. Zwłaszcza jak człowiek chce się wbić w obcisła sukienkę to nie może, bo właściwy rozmiar i tak podjeżdża do góry.

Umiejscowienie talii - osoby wyższe talię mają niżej. Dziwna sprawa ale tak jest. Ułatwieniem jest noszenie ubrań w stylu empire. ale takie sukienki przy klepsydrowo-bogatszych kształtach "nosiciela" a także przy sztywności materiału powodują efekt szafy. Zawsze można by nosić męskie koszule, Jednak trzeba by było je za każdym razem przeszyć tutaj tutaj i tutaj, tworząc tu mniej a tam więcej.
Jakość materiałów - po kilku praniach nie nadają się do noszenia. Po czym to poznaję? są bardzo niemiłe w dotyku. Właściwie nie szukam ubrań wzrokiem ale dotykiem. Rzadko zdarza się miły materiał.
Ubrania nie spełniające swojej funkcji: swetry z krótkimi rękawami - ni to ogrzewa ale nie, trzeba kupić żakiet. To samo tyczyło się niedawno mody na płaszcze z krótszymi rękawami - Po co ja się pytam? Cieniutkie bluzeczki, przezroczyste, Żakiety z plastiku które już na wieszaku wyglądają na pomięte.
Kolorystyka - szaro buro i ponuro. Jako że moje ulubione kolory to łączenie czerwieni i czerni albo zieleni i czerni ewentualnie niebieskie to w sklepach ostatnio eliminując powyższe wady zaopatruję się w czarno-białe rzeczy. Idę na łatwiznę. Wkurza mnie też to, że męskie koszulki mają ciekawsze wzory niż damskie - jakiś superbohater lub ciekawe hasło, a dziewczyny to albo mają nadruk fauny albo flory albo jakiejś nieznanej modelki.
Jednocześnie sieciówki jak wypuszczają jakiś kolor, to wszystkie na raz, efektem są wesela, gdzie nagle sukienki gości były w dwóch możliwych kolorach: czerwieni i chabrowym błękicie.
Buty - idea butów z dziurami po bokach, lub zimowych nieocieplanych niczym. do tego plastikowych. plastik nie grzeje. Co prawda można się czepić, ze skórzane buty to nie buty ekologiczne. Ale jak mogę jednak wole skórzane, sztuczne są z pochodnych ropy naftowej i plastiku. Be.

Żeby przestać marudzić, że nie mam się w co ubrać, rozpoczynam bieganie po sklepach z materiałami (adresy już mam) w poszukiwaniu materiałów i mam zamiar nauczyć się kroić aby z tego coś wyszło.
I może w końcu nauczę się na drutach, bo szydełkiem dziergać sobie szalik...to zadziergam się na śmierć.


sobota, 29 listopada 2014

Memo-zyna Kinowa

Mem/meme- od mimesis (naśladownictwo), jednostka informacji kulturowej.
Po przeczytaniu wszystkich definicji z Wikipedii oraz zapuszczeniu żurawia w otchłanie internetu mam jedna definicję: wirus mentalny.

Dlaczego wyciągam definicję memu? Bo mam dość kina rozrywkowego. Dość kolejnej adaptacji baśni, "co by było gdyby", dość historii Kopciuszka która i tak zawsze dostaje to co chce. (najlepsza wersja: Długo i szczęśliwie z Drew Barrymore). Dość superbohaterów wskrzeszanych z coraz to inną twarzą i coraz to innymi wrogami, gdzie treść samego filmu mieściłaby się w krótkim metrażu.
Za grube miliony sprowadza się aktorów z pierwszych stron. Najlepszym tego przykładem są obecnie filmy z serii Marwella - mimo całej sympatii do świata superbohaterów nie mogę przetrawić tego z kilku względów: pozytywni bohaterowie są zadufani w sobie i pompatyczni akcja biegnie na tyle szybko, że nie mamy szans się zidentyfikować. Sympatyczni i przystojni są antagoniści którzy chcąc zając należne (według ich mniemania) miejsce staja się wrogami nie tyle głównych bohaterów co przez przypadek całego wszechświata. Późniejsze odkrywanie historii (w kolejnych wersjach) utwierdza nas w przekonaniu, że ci ŹLI zostali potraktowani niesprawiedliwie.

Kino autorskie ma się coraz gorzej, serwowane są kolejne "papki" medialne z samymi efektami specjalnymi i brakiem treści. Hobbit na przykład i rozbicie krótkiej książki na 3 pełnometrażowe filmy. Co prawda film odnosi się też do Czerwonej Księgi, ale z marnym skutkiem.

Kwestia memów. Wybierając film w recenzji czy opisie staramy się znaleźć punkt zaczepienia który w jakiś sposób nakreśli nam stereotypowa fabułę.
Kiedy matka z trojgiem dzieci/studentka historii sztuki/hipsterka spotyka bogatego pana X nie wie, że jej życie przewróci się do góry nogami... - historia Kopciuszka, Wiemy że skończy się happy endem, wiemy też, że w 3/4 filmu będzie kryzys (jak w każdym) a w 2/3 scena miłosna (również jak w każdym).
Ziemia zmierza ku zagładzie przez działania czynnika X (kosmici, antagonista, planetoida), tylko jeden człowiek/grupka ludzi mających problemy natury psychologicznej jest w stanie ich powstrzymać. Czy uratują Ziemię ?(tak/nie/ pytanie było tendencyjne). - uda im się uratować, o ile w opisie filmu nie ma określenia "nieuchronnej zagładzie" wówczas przetrwa tylko garstka ludzi, zwłaszcza jak nie ma kto uratować. - w tym przypadku mamy rycerskość, archetyp błędnego rycerza który nie wiedząc kim jest i dokąd zmierza, od niechcenia ratuje świat (lub tą garstkę ludzi).

Poznaj historię, której się nie spodziewałeś! Oto nieznana wcześniej historia baśni o Śpiącej Królewnie/Kopciuszku/Śnieżce/Czerwonym Kapturku. (pewnie że nieznana, w końcu scenarzyści kombinują jak mogą) - jest to całkowicie nowa historia, ale ubrana w magię przez co możliwe jest zastosowanie Deux Ex Machina. Nowe adaptacje klasycznych baśni wychodzą mniej więcej co 10-15 lat. Memy czerwonego płaszczyka, kopciuszek ma zawsze skrzącą się, jeżeli nie błękitną, sukienkę.
Widzimy elementy oswojone baśni. Piękne historie.

Potem tworzymy memy, które próbujemy dostosować do naszego życia, jak ten, że książę zawsze przyjeżdża na białym koniu (jest to nasz rodzimy mitologizm, ponieważ białe wierzchowce były kiedyś święte i symbolizowały władzę). Jak ten, ze zmiany są nieuchronne.
Jest to tzw "oczywista oczywistość" i "capitan obvious" - w wersji rysunkowej są to bardzo znane memy. W sieci jeszcze łatwiej się rozpowszechniają jako "virale"  w kampaniach reklamowych nazywanych buzz marketingiem. Są szybkie jak myśli, potrafią żyć w niebycie internetu przez kilka lat i nagle zdobyć popularność.
Dlatego : ) czytamy już nie jako dwukropek-nawias a uśmiechniętą buźkę. Można by to potraktować, jako jeden z pierwszych memów.

Jakie widzę zagrożenie? Rzeczy autorskie, oryginalne stają się inne, a to co inne jest niepopularne i się nie sprzeda.
Scenariusze są adaptowane, oryginalne historie występują w kinach niszowych i również na takich festiwalach. Kino głównego nurtu zaczyna zjadać własny ogon.
Hollywood od dawna jest maszynką do robienia pieniędzy. Rolę oryginalnych historii przejęły seriale, czy to nisko czy wysokobudżetowe.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Śmiechy - chichy z polskich piosenek

Jakimś cudem DJowałam w weekend na imprezie. Zabawa była niezła, tylko okazało się, że za bardzo rozmijałam się z "zagraj coś fajnego" albo "puść szybszy kawałek" albo "coś dobregoi  polskiego". Ale o gustach się nie dyskutuje jak mówi stare łacińskie przysłowie.
Mówię to ja, która jest prze zachwycona piątkowym koncertem Julii i Marcella oraz Co-Sovel. ot co!

Za to przez weekend miałam okazję jeździć w nocy autem. W nocy, kiedy głownie puszczana jest polska muzyka, niekiedy dobra, niekiedy błagająca o pomstę. Ale chodzi żeby wypełnić misję POLSKIEJ stacji radiowej czyli pewne przydziały (wydaje mi się że 33%)muzyki.
Nie ma informacji czy dobrej.
Ponieważ dane mi było przeskakując audycje i jadąc kulturalnie nocą przez Warszawę podsumować statystyki. Poniżej je przedstawiam. Rozwlekle. Prześmiewczo.

1. Mnóstwo jest piosenek o miłości, słów: kocham, kochasz, nie kochasz, miłość, nienawiść. Ale co się dziwić. Ulubione zdanie "już nie kochasz mnie" interpretacja dowolna.Kochaj mnie kochanie moje..
Piosenki przykładowe:
Już nie kochasz mnie - Łzy,
Nie kłam że kochasz mnie - E. Flinta Ł. Zagrobelny
Już nie kochasz mnie jak dawniej - Czerwone Gitary
Da-da-da - Formacja nieżywych Schabuff

2. Potem pada pytanie: DLACZEGO!? (przykład angielski Whyyyyy-yyy-yyy-yyyy - Annie Lennox)
Dlaczego ja, dlaczego nie kochasz mnie, dlaczego dlaczegooo...
Dlaczego - Boys
Dlaczego - Zabili mi żółwia
plus milion pytań egzystencjalnych...

Dlaczego ja? - Strachy na lachy
lub mniej egzystencjalne:
Dlaczego niedźwiedź w zimie śpi -  Alibabki

3. O dziwo najczęściej w rodzimych piosenkach pada pytanie o CZAS? Kiedy ? Czekam cały czas? Muzyka polska to jedna wielka poczekalnia.
Czekają na siebie, wokalist(k)a czeka na nieokreślonego "ciebie"(większość), czeka na wspomnianą miłość (G. Łobaszewska),  Czekają na wyjaśnienia, czekają a on(a) nigdy nie wróci. Ciągle czekają (De-mono)
Jest ciemno i jest im wszystko jedno ale mają nadzieje... Czekają na dni których nie znają.
Czas płynie, czas nas uczy pogody, a zakochani czekają na maj.

4. Kolejną rzeczą klującą w oczy jest tryb rozkazujący. Nazywam to piosenkami motywująco-irytującymi:
Wstań i walcz!
Powiedz, nie jesteś sam!
Idź i nie wracaj!
Spadaj!
Zaufaj! Zobacz, na co cię stać!
i oczywiście:
Sto lat sto lat niech żyje żyje naaaam! NIEEECH ŻY-JE NAAAM!

5. Przebogato wypadają też piosenki identyfikujące. Idealne pod identyfikacje grupy docelowej jak i osoby która jest adresatem danej piosenki
Jesteś zerem białym żołnierzem,
Ale jestem!
Jestem bogiem wyobraź to sobie(4)
Jesteś szalona mówię ci,
My Słowianie...
Jestem jaki jestem,
Jestem kobietą,
Ty draniu!
Już tylko Kiler..

 6.  Od zera do milionera - piosenki liczbowe, zarówno w trybie oznaczania kogoś jako nic nie znaczącej jednostki albo wręcz przeciwnie, również wyliczanki:
Jesteś zerem (podchodzi pod piosenkę identyfikującą) śpiewała Beata Kozidrak z Bajmem
Mniej niż zero
Sto lat (ponownie)
Miliony monet u Mroza
Raz! dwa! trzy! cztery! maszerują wyższe sfery u Maleńczuka.
Również pod to podchodzi pytanie ILE? które doskonale łączy się z pkt. 3(czas):
Ile mam jeszcze czekać..?
Nie licząc godzin i lat...

7. Wypełniacze:
To nic,
niczego nie rozumiesz oh yeaaa...
bejbe..yeeeaaah w tym akurat celują Wilki z "Moja Babe"
nigdy nie..(zrozumiesz/zapomnę).
Już dawno...
Kiedyś...(czas i wypełniacz)
Każdego dnia (czas i wypełniacz)

8. Piosenki negacyjne, których cały pomysł polega na tym, że wokalista gra na stereotypach lub też definitywnie czegoś NIE robi.
Nie nie nie...
Chłopaki nie płaczą
nie ma nikt, takiej nadziei jak ja..
Nie, nie, nie, mówię nie gdy myślę nie!

Idealne słowa do popowego "mastersongu"?
Mniej więcej tak:

Powiedz (rozkaz) dlaczego (poszukiwanie odpowiedzi) mnie nie (negacja) kochałeś (miłość)?
To nic (wypełniacz) że czekam (czas...) już tysiąc lat (liczba)   patafianie!(określenie adresata) Ooooch yeah!!

Bardzo natomiast lubię piosenki, opowiadające historię. Nie mam wtedy wrażenia,że to lanie wody.
A zakończę piosenką, która spełnia powyższe, jednak to, jak jest napisana i zaśpiewana nie sprawia wrażenia tworzenia "na siłę".






sobota, 15 listopada 2014

Znowu dałam się wciągnać

W tym sezonie serialowym wieje nudą .... i dwie perełki

Dramat.
Ciężko mi się ogląda ślamazarne seriale powyżej 4 sezonów. Naciągana fabuła, każdy już był z każdym, kończą się pomysły scenarzystów jak nie dublują, brak odnośników do poprzedniego sezonu. Bohaterowie nie wyciągają wniosków. Tak też obecna sytuacja wymaga na mnie szukanie czegoś nowego. Kolejne Pamiętniki Wampirów, The Reign które dochodzi do absurdów historycznych i pokazów głupoty i naciągania fabuły (chociaż Królowa Katarzyna grana jest przez znaną mi z "Ani z Zielonego Wzgórza" Megan Follows - jedyny plus produkcji).
Być może wrócę do Sleepy Hollow - ciekawie jest tam pokazana historia Stanów Zjednoczonych podczas wojny secesyjnej chociaż elementy nadprzyrodzone odstraszają niczym jeździec bez głowy.

Ze starych serialów oglądam tylko :

Once Upon a Time (którego nie jestem wiernym widzem, bo pominęłam ostatni sezon) - podziwiam kunszt zakręcenia i logiki scenarzystów, bo mimo rozlazłości fabuły i piętrzących się zarówno bohaterów jak i problemów trzyma się to ładnie razem).
American Horror Story  - z coraz mniejszym zaangażowaniem, w sumie nie podoba mi się ten sezon dokładnie tak samo jak Asylum, Jednak pierwszy i trzeci były lepsze. Dlatego zaprzestanę.

Niesamowitymi odkryciami dla mnie są natomiast dwa seriale:
Gotham i Selfie.
Jak to drugie wyszydziłam na samym początku, tak potem jednak przełamałam niechęć i zaczęłam oglądać. W końcu to o patologicznie antyspołecznych typach którzy są aspołeczni w dwa odmienne sposoby: jeden - specjalista reklamowy - jest neurotycznym pracoholikiem jednak stwarzającym, przy pomocy sztuczek wrażenie pozytywnego człowieka.
Bohaterka natomiast to istniejąca w wirtualnej przestrzeni przeciętna dziewczyna kreująca się na nieprzeciętną (oj...brzmi znajomo) która nie potrafi jednak funkcjonować w świecie rzeczywistym. Narcystyczny typ.

Zderzenie tych dwóch postaci nie jest wybuchowe, ale powoduje że zaczynają zauważać coś poza sobą a widzów uświadamia o ulotności i właściwie idiotyzmie internetowego "NOLIFE'A"
Jedyny minus? Dochodzą mnie plotki, że to będzie jedyny sezon. a szkoda:(


Gotham.
Drugi serial, który zaczęłam oglądać totalnie bez emocji.
Ot historia młodych lat Jamesa Gordona i jeszcze młodszego Bruce'a Wayne. Rozpoczyna się w momencie morderstwa rodziców Bruce'a co staje się zalążkiem konfliktu dwóch mafiozów.
Fabuła może być, bardzo dobrze ogląda się filmy gdzie wiadomo jaki będzie finał w niedalekiej lub dalszej przyszłości. W tle przewijają się przyszli złoczyńcy co wróży ciekawym wątkom. Miasto Gotham jest całkowicie skorumpowane i zgniłe jak zwykle...
Ale aktorstwo! Doskonale dopasowane.
Jada Pinkett Smith (tak, żona Willa Smitha) jest rewelacyjna jako Fish Mooney - wokół niej kręci się duża część fabuły (poza J.G) - jej byłym adiutantem jest młody Pingwin - demoniczny, psychopatyczny, skrzywiony z równie pokręconą matką.
James Gordon - dawno nie było czystego idealisty w filmie, nieskrzywdzonego przeszłością, bez zadry czy nawet śladu skażenia złem. Brakowało mi tego. Ma za to cynicznego partnera co równoważy sytuację.
Edward Nygma - niezrozumiały patolog i wiadomo-kto-potem, pozytywnie nastawiony do świata, pomocny człowiek.
Najbardziej jednak drażni mnie Selena - czyli przyszła Kobieta-Kot. Nie pasuje mi w ogóle do postaci ale może taka ma być.
a i Alfred - zachowuje się jakby sam był mafiozem, milionerem i jednocześnie Indianą Jonesem.
Polecam

Znowu dałam się wciągnąć...

Edit: korzystając z okazjonalnego zamulania przy szukaniu pracy i pisaniu Listów Motywacyjnych, zaczęłam oglądać w tle serial "RUSH" o lekarzu medycyny który z powodu szprycowania się używkami wyleciał ze szpitala. Leczy za to prywatnie i nieco "pod stołem" dziwne przypadki medyczne w Hollywood.
Ciekawa fabuła ale wyraźnie serial na jeden sezon (już się kończy). Pokazana ładnie próba przemiany bohatera. Plus Odette Annable z Dr House - jej dalsze losy ;)

wtorek, 11 listopada 2014

Marsz na marsz!

Tym razem mniej kulturalnie, a może i nie?
W stylu "Mówię jak jest" MM. Kolonki.

Przełamałam niechęć, urastającą od lat do wychodzenia z domu na dzień Niepodległości, zwłaszcza w Warszawie. Obraz telewizyjny nie pokazywał nigdy tego wydarzenia zbyt pozytywnie, oczywiście zwłaszcza w Warszawie.
Każdy idzie sobie w oddzielnym Marszu, gdzie indziej składa kwiaty, gdzie indziej.
Teoretycznie mamy wolność słowa, także to, gdzie chcę złożyć kwiaty, gdzie chcę przejść i którędy powinno być moja sprawą.
Także tu powstaje "wypominajka" kto którędy komu złożył kwiatka i goździka.
Kto woli Piłsudskiego a kto Dmowskiego.

Notabene obaj Panowie i mężowie stanu byli mniej lub bardziej pokręceni i despotyczni i mniej lub bardziej dążyli do praktycznie jednego celu.
Niepodległości. Ale jak to zwykle bywa każdy swoją drogą, najważniejsze, że cel został osiągnięty.
Nie będę ich rozliczać. Co prawda spotkałam się kilka razy z ludźmi, którzy z dumą mówili, że ich przodek czy wuj czy ojciec czy dziadek byli adiutantami czy służyli pod Piłsudskim.

Sama moja wizyta w Centrum rozpoczęła się o 13 kiedy to mogłam sobie obserwować naprawdę dzikie tłumy z flagami:
Polski:

Flagą z Godłem Polski:

Oraz z chińszczyzną wszelkiej maści (której nie przytaczam bo wstyd, ze coś takiego ludzie kupują jako flagę, dobrze że nie było już flagi piwa na T.)
Dużo było też zwiniętych transparentów różnej maści i trwały próby przed pochodem ONRowców.
Na starym mieście natomiast wysiadały rodziny z dziećmi, wymachiwały ww. flagami (lub nie) i przyczepiali kotyliony w barwach narodowych.

Tymczasem policja, antyterroryści, żołnierze spoza warszawy żandarmeria i ciężko uzbrojone suki policyjne krążyły po mieście, wymuszali pierwszeństwo na czerwonym (bez włączania czegokolwiek) a ja miałam nieodległe wyobrażenie nadchodzącej rozróby.
Sam prezydencki pochód obejrzałam w kawiarni. Bo i tak zrobiłyśmy podobną trasę,  plac Konstytucji, Zbawiciela, Hożą (z kordonami policji), dotarłyśmy prawie na Rozbrat.
Marsz narodowców za to obejrzałam z daleka, jeszcze nie zaczęli puszczać flar ale nie wyglądało to najlepiej a wręcz groźnie. 

Wniosków mam kilka:

1. Dało się przeżyć, Warszawa nie była dziko oblężona, a najbardziej pilnowaną rzeczą był Miś z tęcz.... Tęcza z mi... Miś na miarę naszych czasów i możliwości.
2. Zadyma swoją drogą, nic dziwnego że był ranny, skoro nawet u mnie na obrzeżach puszczano fajerwerki,a rac dymnych w którymś momencie było naprawdę sporo.
3. Ciekawie stanąć na środku Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich - rzadka okazja, bo ostatnia taka była dla mnie podczas Euro 2012.
4. Dużo mniej miałam wrażenie ze jest flag w pochodzie rządowym niż w narodowców. Nie wiem z czego to wynika, może tamci szli w rozmiar?
5. Zniszczenia to był po prostu bałagan z rozgniecionych ulotek, petów itp. te telewizyjne jeszcze nie ogarnęłam. Ale nie demonizujmy. 

Także świętuję sobie dalej. Pijąc chińską herbatę  z hiszpańską cytryną, pisząc łacińskim alfabetem na chińskim komputerze używając japońskiego telefonu, Jedząc kolacje kupioną w niemieckim sklepie z polskim pomidorem. Słuchając polskiej muzyki z japońskiej wieży.
Ubrana w bułgarską czy inną piżamkę. 
Na szczęście mam polski kamionkowy talerz i polską łyżeczkę.Uff..

Świętujemy Niepodległość.




Edit z dnia następnego:
Ciekawe, mówią o zamieszkach na Marszu Niepodległości...
Co ciekawsze, media wskazują tym, że był TYLKO JEDEN MARSZ. co jest totalną nieprawdą. Było ich kilka ja widziałam oprócz zadymowego jeszcze jeden. Zadyma i awantury były na marszu Narodowców.
i kończę z polityką bo chyba już mi od niej niedobrze. 

wtorek, 4 listopada 2014

Siła pewności siebie

Jako że stanęłam ponownie przed punktem "co właściwie chcę w życiu robić" siedzę i myślę: sprawdzam swoje słabe strony i je ukrywam a mocne próbuję wyeksponować.
Przez te analizy zauważyłam, jak bardzo przebywanie z różnego rodzaju ludźmi potrafi modyfikować własne wyobrażenie.
Przez dłuższy okres czasu obracam się w towarzystwie inteligentnym (tak sądzę) wzajemne nauczenie się zachowań jak i pomnażanie wiedzy i nieustanne porównywanie jest na wysokim poziomie. Dyskusje też, również rodzinne.
Mogę  przez pryzmat swojego zachowania i spostrzeżeń (pewnie jest na to psychologiczna nazwa) próbować dokonać porównania między sobą a innymi. Efekty bywają zaskakujace
Tym trudniejsze jest opisanie, jak bardzo człowiek dalej jest nieukształtowany. Że niby dorosły to ułożony, z celem w życiu? A gdzie tam! Dorosły człowiek lepiej kłamie, nie mówi ludziom prawdy, tylko to, co chcą usłyszeć i dusi się w niemożności krytyki.
Bo co inni powiedzą, jak potem będą z nim rozmawiać?
Dorosły się uczy przetrwania.
Przy przygotowywaniu się do tej niewdzięcznej roboty jaką jest w Polsce szukanie pracy muszę nauczyć się krzyczeć.
HALO TO MNIE CHCECIE!
ale do czego? do pracy? Brzmi frustrująco.

Nie, do zabijania rutyny i bezczynności, do nauki czegoś nowego. Do tworzenia, współpracy, innowacji, do robienia ze świata idealistycznie lepszego miejsca, gdzie nie podkładamy sobie świni a działamy dla wspólnego dobra. 
Dowiedziałam się jednak paru bardzo ciekawych rzeczy.
To, co myślałam że mam opanowane w stopniu podstawowym jest teraz stopniem zaawansowanym.
Mój stopień myślowy, czyli liczba sznurków które w głowie układają mi się  do pacynek  klątwy wielozadaniowości, wzrósł.
Pojawiła się umiejętność skupienia na jednym nie tracąc przy tym z oczu kilku jeżeli nawet nie kilkunastu rzeczy.

Jednak wraz z wzrostem umiejętności, które zdarza mi się porównywać z innymi, nie wzrosła pewność siebie.
Może to ukryte dążenie do perfekcjonizmu?
Albo wpajane nam w szkołach "skoro umiesz na 5 to możesz jeszcze na 6"? 
Ja zawsze znajduję kogoś, kto robi daną rzecz lepiej ode mnie. Przez co tworzę swój pogląd, że przecież nie umiem tego jak X to znaczy że umiem zaledwie podstawy.

Usłyszałam kiedyś, że umieć wiele rzeczy, to nie umieć niczego.
NIE
Umieć tylko jedną rzecz, to nie umieć niczego.
Artysta musi być analitykiem i managerem, nikt tego za niego nie zrobi.
Reżyser musi być finansistą i scenarzystą. Jak to wychodzi w polskim kinie widać.
Będąc jednym jedynym, bez jakiegokolwiek wyróżnika stawia nas w szeregu rzemieślników, dobrych, ale rzemieślników. Podatników, robotników.

Jestem robotnikiem.
Ale tylko od 8.00 do 16.00 

Potem robię inne rzeczy.