wtorek, 29 grudnia 2015

Co sprzedadzą Gwiezdne Wojny?

Wszystko.
Już wiadomo, że w ciagu 2 tygodni od premiery film zarobił niebotyczny miliard dolarów!
Nadal nie byłam... Typowy hipster co do kina nie pójdzie a poczeka aż szał ucichnie.
To malutki przegląd, co w tym roku sprzedaje się pod szyldem gwiezdnych wojen?

Batoniki

 Telewizje (aha..)
 Oczywiscie Lego

 Pluszaki w tesco
 Crocksy (Kroksy) fuj



Vansy

 Widziałam jeszcze ciastka, ubezpieczenia, ubrania,
a ponadto:






Dla mnie najzabawniejszy jest szampon Jedi:
http://www.fragrantica.com/board/viewtopic.php?id=139539&p=2
Ten post zawiera lokowanie produktów, totalnie nieodpłatnie.
Śmiech na szczęscie nadal jest za darmo..
Jednak przerażajacym aspektem tej sytuacji jest to, że reklama nami zawładnęła. Całkowicie. Może twórcy South Park mają racje? (odwołuję do najnowszej serii).


czwartek, 10 grudnia 2015

Typy w metrze

Typowy korpoludek, wstaje rano z mniejszym lub większym ociąganiem.
Je ewentualnie śniadanie i pędzi, żeby dojechać do pracy.
Dużo szczęscia i cierpliwości trzeba mieć, żeby jeździć samochodem. Po kilku opcjach dojazdów (autkiem, pociągiem lub składową warszawskiego ZTM) jednak najwygodniej jest wsiąść w miejscu A wysiąść w miejscu B bez przejmowania się.

Niezbyt odkrywcze.

Jako świeżo upieczony korpoludek odkrywam uroki i cienie jeżdzenia komunikacją.
Odkrywam, ze metro dogania pociągi.
Odkrywam ludzi...gdy skończy mi się zajęcie.

Typy relacji miejsce A. do miejsca B. dzielą się na :
1. Korpoludziki
2. Emeryci
3. Dzieci
4. Rodzice
5. Studenty

Korpoludziki dzielą się subiektywnie i totalnie powierzchownie:
1. Starsze korpoludziki
2. Młode korpoludziki

Ponieważ mam problem z rozpoznawaniem starszych korpoludzików, opiszę tylko jedną, elegancką babeczkę z która codziennie wysiadam: ma długie, ciemnoblond włosy, elegancki kapelusz, długi płaszcz i kozaki z obcasem w panterkę.Nie człapie, nie kroczy ale idzie elegancko.Szacun

Młode korpoludziki... temat rzeka,to między innymi:
1. Aktywne kobietki z wielka torbą (pewnie maja tam ręcznik i podręczny zestaw Active Wear!) - widać, że mimo godzin śmiercioporannych i zgonowopopołudniowych mają mnóstwo energii.
2. Kobietki eleganckie - zadbane, świadome swojego wyglądu, z reguły bez czapki i czytające coś na Ajfonach, nie uświadczyłam jeszcze żadnej z kindlem ani innym czytnikiem
3. Korpomyszki - nie wyróżniające się niczym szczególnym dziewczyny. okutane zimą od stóp do głów, ku ich chwale często z książką.
4. Korposzczurki -  typowy wygląd: kwadratowe okulary, włoski na żel, budowa ciała kierująca w stronę sylwetki podtatusiałej. Mam wrażenie, że wszyscy mają jednego fryzjera (albo bardzo krótko, albo tak, żeby żelik się dało wetrzeć) i kupują w HM lub pokrewnych.
5. Eleganccy faceci - niewiele, często w płaszczach, zadziwiające, jak łatwo rozpoznać początkujacego prawnika.
6. Aktywni - ubrani wygodnie z duzą torba, bo przecież zaraz biegną na squasha lub piłeczkę. Książki nie uświadczysz
7. Buntownicze korpo - długie włosy, najmodniejsi, z nonszalancko zarzuconym szalem bo przecież jest jedyne 3 stopnie ciepła. Często czytają dziwne książki, mają wielkie słuchawki i patrzą w zamyśleniu w okno.

Każda  z tych osób jest niegroźna w pojedynkę, jednak gdy spotkają się znajomi...oj koniec spokoju. Rozmowy (o porodzie, i co z tego że cały pociąg słyszy o traumie przedporodowej, o dupie maryny, o hajsie, o siłowni, o wyższości rond nad skrzyżowaniami, o wiadomościach itp. itd. normalna wymiana myśli). Chichy śmiechy a czasem milczenie powalające swoim chłodem co bliższych sąsiadów.
Lubie spotykać na swojej drodze dobrych znajomych, pary, ludzi którzy mimo wczesnej pory są szczęśliwi, kiedy się śmieją szczerze i rozmawiają. Naprawdę, nastrój się poprawia. I trochę zazdroszczę...


Charakterki można również dzielić:
1. Stęki -ludzie, którym nic się nie podoba, którzy narzekają na stary rząd, nowy rząd, pogodę, szefa i stękają obok, lub nad człowiekiem
2. Wesołki i gaduły - rozmawiają i śmieją się byleby gadać, nie zawsze są to fajne rzeczy, najwiecej wśród takich porannych wesołków jest dzieci i co ciekawe, w większości jest to zabawne. Odliczając chłopczyka lat na oko 3 który próbował śpiewać piosenkę. a skoro już o dzieciach mowa:
3. Zmęczeni rodzice - jadą ze swoimi pociechami do szkoły/ do przedszkola/do dziadków/ do opiekunki. Ulubione słowa : "Zostaw", "ciszej", "nie", chociaż ostatnio jechałam z tatusiem który dokładnie wyjaśniał córce wszytko co chciała wiedzieć. Anielsko cierpliwi. Dzieci też mogą należeć do  stęków - jednak są to odosobnione przypadki i z reguły rano.
4. Wielbiciele muzyki- lubią muzykę, najlepiej mocną elektronikę, mocny rock jednak niestety w tych rejonach do których jeżdżę rządzi disco-polo... Oni lubią muzykę tak bardzo, że wielkie słuchawki obsługują również najbliższe sąsiedztwo. Nie raz już widziałam jak byli proszeni o ściszenie muzyki przez innych współpasażerów. Sama raz trafiłam na jadącego obok fana SOAD.
5. Podglądacze-czytacze - muszę się przyznać, że czasem to ja, patrzę co czyta współpasażer, wczoraj z jednym zaczęłam oglądać Star Wars New Hope, czytam nagłówki, zastanawiam się nad książkami i ogólnie gdyby nie moja wada wzroku przewiercałabym niektóre książki na bieżąco tylko prosząc o przewrócenie strony.
6. Burmuchy - czekają tylko aż ktoś zahaczy o ich nogę,czy też rękę czy szarpnie od razu przechodzą do ataku i wrzasków, też nie bezpośrednio tylko szmerając czy poszturchując, odezwać się nie odezwą, a jak już to będą krzyczeć.

A czy dopisalibyście jakieś typy?

środa, 11 listopada 2015

Jakie seriale oglądać jesienią? sezon 2015/2016

Jesień dla fanów seriali to istny dylemat:
Czy warto oglądać nowe seriale/zaczynać sezony?
Czy warto jeszcze kontynuować serie, które są z nami od lat?
Czy może lepiej rzucić to wszystko i wyjść z domu?
Czy lepiej wziąć się za krótkie serie (maks 2-3 sezony) i zrobić maraton?

Stare tematy tutaj:
2013
2014
podsumowanie sezonu 2014/2015

Co teraz oglądam dla czystej rozrywki?
Nadal Once Upon a Time, jednak ten serial lepiej oglądać po 3 odcinki niż co tydzień po jednym, także jeszcze sobie poczekam. Zawiłości fabuły i miliardy bohaterów powodują, że jest co odkrywać. Poza tym nowa Mroczna ...

Kontynuuję Gotham które coraz bardziej oddala się od pierwowzoru, nadal tęsknie za Fish Mooney - niestety obecny antagonista za dużo grał czarnych charakterów. Nie dorasta jej do pięt. Za to przemiana Edwarda Nygmy - mniam!

IZombie - przestało być tak strasznie rozlazłe a aktorka która gra rolę tytułową zaskakuje mnie każdorazowo swoją przemianą charakteru. Podbija cechy charakterystyczne i udowadnia wszechstronność


Odkryciem sezonu jest dla mnie serial Scream Queens - dawno nie widziałam tak udanego pastiszu. Jak American Horror Story jest to bólu poważny krwawy i właściwie bezsensownie obrzydliwy tak Królowe Krzyku są odświeżeniem tego sztywnego gatunku. Obowiązkowy element dla każdego fana horrorów.
Obsada : znana z AHS Emma Roberts (demoniczna), Jamie Lee Curtis (zimna), Lea Michele (irytująca jak w Glee) oraz pomniejsze role amerykańskich gwiazdek: jednego z Braci Ha...Jonas, i Ariany Grande.
Jednak największa uwagę zwracam na  Billie Lourd - czyli córkę Carrie Fisher. Bardzo ciekawa aktorsko z dobrym głosem - ciekawe jak się jej rola rozwinie.
Fabuły nie zdradzę za bardzo, jeżeli powiem, że w KappaGammBeta pojawia się morderca w stroju maskotki szkolnej drużyny i zaczyna się bawić.

Z nowości obejrzałam Supergirl, i odliczajac główna bohaterkę (znana z ostatnich części Glee...mam nadzieję, ze ten serial się nie odrodzi) to dla samej Calisty Flockhart (Ally McBeal) warto poświecić czasem godzinkę.

Dość ciekawie zapowiada się też odgrzebywany w stylu typowych historii Penny Dreadful - Jekyll and Hyde. Niestety za dużo będzie w tym magii, także pewnie zarzucę. Chociaż dla samego klimatu uliczek mglistego Londynu..może warto?


Przestałam oglądać American Horror Story, dwa odcinki piekielnego hotelu mnie nie przekonały a pomysły Twórców przechodzą w kolejne koszmary. Podziękuję
Właściwie na inne już nie mam czasu. Kilka czeka na lepsze dni czy mokre i zimne wieczory.

wtorek, 20 października 2015

Mdli mnie

Mdli mnie, kiedy są wybory.
Kiedy polityka wyłazi drzwiami i oknami a ja mam ochotę latać z pieczątką i markerem i zamalowywać te radosne twarze i pomarańczowo-granatową (lub niebieską) czcionkę.
Hasła wyborcze brzmią odmiennie, ale muszą być oryginalne, godzące w nasza troskę, strach, tradycję, wychowanie.
W internecie padło hasło: nie głosować na ludzi którzy zaśmiecają przestrzeń publiczną plakatami.
Tak,w mojej okolicy plakaty wiszą na słupach telefonicznych i elektrycznych, na ogrodzeniach, na ścianach budynków. Wszędzie. Rządzi tektura.
Nikt mnie nie reprezentuje.

Mdli mnie od rozmów o polityce, z każdej rozmowy wynika, że faktycznie nie ma na kogo głosować. Bo ile można głosować na mniejsze zło? Ile można wybierać między obawą, że inni będą gorsi?

Mdli mnie, kiedy trąbią o debacie politycznej, która wnosi do mojego życia tyle samo co House M.D. sezon 8 (oglądany ponownie).

Mdli mnie, kiedy szukam pozytywnych informacji w internecie, gdy poszukuję wartościowych treści a nie mielarkopapki do tego powtarzanej z zaskakującą częstotliwością.


Mdli mnie, kiedy szukam informacji o Festiwalu Chopinowskim a wszędzie same skróty - bo w końcu słucham muzyki poważnej częściej niż by ktoś podejrzewał. W tym roku wybitnie też oglądam bo fascynujący i demoniczny jest Łotysz - Georgijs Osokins, który przyciąga swoim zachowaniem nie tylko do muzyki ale i do oglądania relacji. Do tego w finale jest Polak! I tak, mam zamiar zapamiętać, kto w tym roku wygra, więc czekam na wyniki.


Mdli mnie, że jest tyle do zobaczenia i do przeczytania. Ale marketing wygrywa i pewnych rzeczy nigdy nie zobaczę na oczy. Martwi mnie brak refleksji. Czytam sobie Kapuścińskiego jadąc rano pociągiem i przeraża mnie, jak niewiele wyciąganej jest nauki z historii. Rwący nurt historii. Zapiski o XX i XXI wieku  to książka, która nigdy chyba nie była tak aktualna jak teraz i tak bardzo boli mnie to, że w komunikacji widzę 50szarychtwarzy lub inne Steele.

Nowa zabawa? Przeczytaj książkę, która została wydana więcej niż 20 lat temu. Albo chociaż podaj tytuł.
Lektury się nie liczą. Jestem na etapie nadrabiania książek Trumana Capote, teraz znane wszystkim "Śniadanie u Tiffaniego" -  mam wątpliwości, bo na razie nie znoszę Holly Golightly. Audrey była urocza..ale Holly jest irytująca. Po "Psy szczekają" jest to moje drugie spotkanie z Mr. Capote.
Zobaczymy czy udane.



niedziela, 11 października 2015

Jak znaleźć prace? Dramat w pięciu aktach.

Po długim (zwanym według urzędasów) okresie bezrobocia nadchodzi dzień, w którym znowu zajmę ciepły(mam nadzieję) fotelik przy niziutkim biureczku.

AKT I
Na początku kilka statystyk:
9 miesięcy bezrobocia,
1 umowa o dzieło
1 prawie umowa o dzieło
1 umowa zlecenie

Najniższa zaproponowana pensja: 800 zł na stażu na umowę o dzieło - za trzy miesiące pracy - za miesiąc wychodziło niecałe 300. Jeszcze pensja od efektów.
Najwyższa zaproponowana..no cóż, chyba tam zacznę zaraz pracować :)

Branże: medialna, marketingowa PR i new business, gry komputerowe, testowanie, analizy, sekretarki, asystentura, staże (płatne), project management, festiwalowa koncertowa, muzyczna, nieruchomości- raz.
Wysłanych CV/zgłoszeń/maili: podejrzewam ponad 200 nie wszystko mam na mailach ani w rekrutacjach.
Rozmów: koło 20 (jak widać, bez szału)
Źródła informacji o pracy: portale pracy, raz tzw "targi pracy", Facebook, strony firm, znajomi

AKT II
Odmówiłam (specjalnie lub przypadkiem) cztery razy:
1. Gdy zaproponowano mi te 400 zł po 2 miesiącach pracy bez możliwości negocjacji (a jeść będę powietrze)
2. Gdy uznałam, że nie podpiszę horrendalnie wysokiej kary umownej za "przypadkową utratę" - a raczej zapytałam o punkty w umowie o poufności. Dwie godziny przed podpisaniem umowy dowiedziałam się, że nie mam po co przyjeżdżać.
3. Gdy pewnego dość ciężkiego dla mnie dnia (tuż po pkt.2) zadzwonił do mnie rekruter a jak powiedziałam, że proszę o telefon później, bo nie mogę rozmawiać i muszę się przygotować ciągnął rozmowę jakby co najmniej garnki chciał mi sprzedać.
4. Gdy podczas rozmowy skajpowej padło pytanie - ile jestem w stanie zrobić dla pracy (lol) po czym okazało się, że aby zostać sekretarko-copywriterem wymaga się ode mnie założenia działalności. Jak już mam zakładać firmę to nie po to aby być zatrudnianą ale po to, aby zatrudniać.

 AKT III

Najdziwniejsze pytania które mi zadawano (zostawiam bez komentarza):
- Ile jesteś w stanie zrobić dla pracy/pracodawcy?/ Jakich granic nie przekroczysz dla pracy?
- Jak jesteś skłonna poświęcić się dla pracy?
- Czy mówiłaś, że czegoś nie zrobisz?
-  Dlaczego brała Pani udział w dodatkowych zajęciach poza pracą?

AKT IV
Szukanie pracy to najbardziej niewdzięczne zajęcie dla człowieka.
Potrafi doprowadzić do depresji, potrafi doprowadzić do znaczącego spadku samooceny, doprowadza do wycofania, zamknięcia w sobie i obudzenia demonów.
Doprowadza do tego, że masz wrażenie że trzy lata bycia "specjalistą" można sobie rozbić.
Powoduje czasem nudę a czasem wyzwala inicjatywy.
Bezrobocie przez tak długi okres pokazuje człowiekowi, albo jak niewiele jest wart, albo jak niewiele umie, albo jak bardzo ludzie są bezczelni albo jak bardzo w dupie mają innych.

 AKT V

Wnioski (a raczej dramat):
1. Nie radzę chodzić na rozmowy w tzw "Agencjach reklamowych" na staże - nie zapłacą nigdy.  Szkoda czasu i pieniędzy. Najwyższa kwota jaka mi zaproponowano na stanowisko copy - 1700 zł brutto - umowa o dzieło.
2. Warto popatrzeć, jak wygląda budynek. Jeżeli firma szczyci się dobrymi efektami PR a jak wchodzi się do budynku przez odrapane drzwi prosto do sekretiariato-pokoju...nie polecam. Do tego warto obserwować mijanych pracowników. Jeżeli suną gdzieś i są zmęczeni i nieszczęśliwi - ciężko, jeżeli robią pogaduchy - niewiele się nauczysz, musi być wypośrodkowane.
3. Nie zgadzać się na założenie działalności tylko po to, żeby zostać copywriterem (ta...) sekretarką, asystentką. Argumentowałam to, że działalność owszem, ale na swój rachunek i z dobrym pomysłem.
4. Nie otrzymałam od UP żadnej sensownej rady, oprócz comiesięcznego (!) nakazu zjawiania się w poniedziałek (bo przecież zgubię pani kartkę jak przyjdzie pani w inny dzień a w poniedziałki to pani miejscowość przychodzi). Profilowanie w UP to bzdura.
5. Targi pracy to bezsensowne wydawanie pieniędzy jedynie na PR, poszłam z zestawem CV wiosną na stadion narodowy. Okazało się, że nigdzie nie można zostawić CV, odsyłają na strony internetowe a do tego chcą, abyśmy wypełniali nic niewnoszące ankiety. Szukacie praktykantów na wakacje? Targi pracy? eee co? Staż ? TARGI PRACY?
6. Chcę zawiesić bezrobocie - muszę w UP zjawić się trzy razy - bo przecież przy umowie o dzieło musi być data od do. Firma  u której działałam podeszła super (dziękuję!)
 7. Nie brać pracy, której się człowiek będzie wstydzić.
8. Firmy/rekruterz/HR dzwonią po miesiącu- dwóch od wysłania CV. O ile dzwonią.
9. Nie iść w miejsce gdzie płacone jest jedynie za efekty a za darmo buduje się bazę. Nie masz efektów, nie masz za telefon oni mają bazę i nie muszą płacić.
10. Jeżeli firma szczyci się, że robi kampanie reklamowe dla gigantów z branży spożywczej itp. nie oznacza, że dobrze płaci.
11. Nie odzywają się po rozmowach, często jest tak, że już od razu wiedziałam, że się nie odezwą.

 EPILOG
 
Pracuję już dwa tygodnie.
Po tygodniu w obecnej robocie dowiedziałam się, że jestem pozytywnym człowiekiem.
Podobno inaczej brzmię (jak zombie z rana).
Chce mi się różne rzeczy, uczę się rozmawiać z ludźmi, odgrzebuje zapomniane talenty/
Na powrót umiem zorganizować sobie czas, chociaż jeszcze nie ogarnęłam tematu jedzenia.
Jestem niewyspana, prawie wpadłam pod pociąg.
Wyszłam z domu.
I do tego nagle okazało się, że mam wybór pracy!

niedziela, 13 września 2015

Jak zapachy giną w mrokach historii?


Stokrotki z ogródka

Nie tylko zwierzęta, czy endemiczne gatunki są zagrożone na naszej planecie.
Oglądaliście kiedyś obrazy klasycznych mistrzów - Rembrandta i innych?
Zwłaszcza martwe natury - pełne kwiatów, owoców.
Niedawno popularny był mem - gdzie z jednej z martwych natur wyzierał arbuz - nie we współczesnej formie ale właśnie takiej. Historycznej.
I tutaj trafiamy do sedna. od kilkuset lat hodowcy tworzą wielkie, piękne róże w tysiącach odmian płatków i kwiatów. Bez kolców,  pnące, do cięcia, do żywopłotów. A które teraz róże pachną? Dzikie, te co rosną przy polnej drodze. Reszta nie pachnie zupełnie albo bardzo delikatnie.
Tulipany od stuleci były przedmiotem pożądania. Za jedną cebulkę rzadkiej odmiany możni byli w stanie dać bardzo wiele. A czy ktoś wie jak pachnie tulipan?
W kwiaciarni nie ma naturalnych zapachów kwiatów. Czuć woń lilii - chociaż i tak już nie wszystkich, i delikatnych goździków. Ale z zamkniętymi oczami jesteśmy z kwiatów odróżnić tylko różę i lilię właśnie.
Zapachy, które przywołują najwięcej wspomnień są najbardziej nietrwałym elementem natury i kultury.
Starożytne perfumy możemy odkrywać tylko w grobowcach albo w zagubionych fiolkach. Jednak są one namiastką rzeczywistości. Możemy próbować powtórzyć zapachy, ale nie mamy dostępnych tych składników, które w odpowiednich proporcjach stworzyłyby perfumy dla damy.

W starożytnym Egipcie były perfumowane peruki, a ludzie myli się oliwą.
Tworzono stożki zapachowe z wosku.
W średniowieczu wierzono, że intensywne zapachy chronią przed chorobami i insektami (nawet w czasach późniejszych) dlatego bogacze chodzili z woreczkami wypełnionymi wonnościami zamiast się umyć. Mitem jest, że średniowiecze było brudne, korzystano z łaźni do momentu, kiedy własnie w takich miejscach jak łaźnie czy inne zbiorowiska nie zaczęli przychodzić ludzie chorzy i rozsiewać czarną śmierć.

Wysokie, białe pudrowane peruki były przywilejem klas wyższych. Ale czy pudrowy zapach pachniał tak samo jak obecny?

Teraz hodowane są rośliny dla wyglądu, nie dla smaku. Modyfikacje dotknęły już właściwie większości roślin jadalnych. Łatwo jest stworzyć syntetyczny substytut zapachu jabłka. Jednak ostatnio, chodząc po sklepie trafiliśmy na naprawdę pachnącą dostawę jabłek, całkowicie niespodziewaną.

Węch jest naszym najtrwalszym zmysłem. Oddychajmy głęboko.
Wspomnienia jawią nam się przez unikalną kompozycję składników, każdy dom inaczej pachnie, nie da się odtworzyć zapachów co świadczy o unikatowości. To, że w Pachnidle można było stworzyć zapach piękna (fermonowy) to też pewna teoria. Nie znalazłam w skarbnicy internetowej wiedzy opowieści o ulotności zapachów/smrodków. Jest historia perfum którą przybliżyłam oględnie. Jest historia powstania najbardziej znanych marek. Ale o samym zapachu nie ma nic. Trzeba być poetą?
Jak pachnie wczesny, jesienny wieczór w lesie? Kwaśnym zbutwiałym zapachem igliwia, wilgotną mgłą. Ziemią, czuć lekko grzyby a jeszcze mniej żywicę. Jest lekko duszący ale i świeży, lekko nijaki ale i taki cichy. Trudne.

Czy zetlałe perfumy w puzderku pachna tak samo, jak przy przygotowaniu?Nie.
Whisky nabiera mocy i smaku z latami - a jak alkoholowe perfumy mają się w tym przypadku nie zmieniać?
I tu dochodzę do sedna:
Czy kiedyś nie mieliśmy większej ilości pachnących kwiatów niż tylko lilie i frezje? Czy pogoń za pięknem zewnętrznym nie spowodowała, tak jak u róż czy jabłek, zaniku zapachu. Wszystko robi się neutralne i zunifikowane.
 Nie możemy sprawdzić, czy może fiołki alpejskie pachniały kiedyś mocno. Czy kukurydza miała jeszcze inny zapach? Czy używane w początkach do dekoracji domów kwiaty ziemniaków nie tylko wyglądały ładnie ale i pachniały.
Nie mamy szans tego sprawdzić.

Kupując teraz lilie zwracam uwagę na zapach. Przy ostatnich trzech odmianach trafiłam na jedne nie pachnące w ogóle. Różowe pachnące bardzo mocno i białe z delikatną liliową nutą.

Ulubiony kwiat? Pachnący, nie żaden słonecznik czy róża. Ma pachnieć, ma zniewalać zapachem, ma tworzyć atmosferę.
Wiosną fiołki, potem bzy, potem konwalie, lilie i chryzantemy.
Konwalie
Konwalie

Tulipany z wystawy w Muzeum w Wilanowie

Hiacynty wczesnowiosenne


poniedziałek, 7 września 2015

Czym mierzyć grywalność?

Grywalność

Według wiki: termin określający ogół zasad i mechanizmów gry komputerowej, które wpływają na jakość i przyjemność z gry. Na grywalność składają się takie elementy, jak: fabuła, logiczny schemat powiązań elementów występujących w grze, zasady rozgrywki, liniowość rozgrywki itp.

 A jak to wygląda w praktyce?
Dobrze skonstruowana gra, czy to komputerowa/konsolowa czy też planszowa według twórców ma na celu przywiązanie użytkownika do rozgrywki i chęci wielokrotnego powrotu do gry.
Jest to swego rodzaju uzależnienie od przyjemności (ale nie tak tuczące jak słodycze).
Sam fakt wpływu gier na nasz mózg został opisany tym świetnym artykule z blogu kognitywnie.pl .

Jednak najpierw rozwinę lakoniczną definicję z Wikipedii.
Fabuła  - właściwie sama  nie ma takiego znaczenia. Ot uratować księżniczkę, zbudować funkcjonalne miasto, zebrać odpowiednie artefakty, wydostać się, wypełnić wszystkie misje.
Istotny jest jednak wpływ samego gracza na rozwój fabuły i możliwe zakończenia. Jeżeli jest mnóstwo, łatwo osiągalnych zmiennych (w przypadku karcianek/gier planszowych - obok losowości możliwość wielokrotnego wyboru strategii a w przypadku gier PC/konsola - kolejność rozwiązywania zadań i tym samym wpływ na późniejsza rozgrywkę) gra jest ciekawsza i powoduje chęć odkrywania. Trzeba unikać tym samym powtarzalności i nużących schematów.
Do fabuły wchodzi też tematyka gry, ja nie przepadam za wojennymi rozgrywkami w stylu Counter Strike ani zombie, dlatego nie gram. Jednak jest to indywidualne podejście.
Ważnym elementem grywalności jest też decyzyjność - im więcej decyzji, które nie spowalniają rozgrywki, mamy szansę podjąć, tym lepiej dla gry.

Logiczny schemat - łączy się z fabułą, przykładowo: jeżeli w Wiedźminie pomożemy nieludziom to logicznym jest, że ludzie będą patrzeć krzywo na poczynania Geralta. Jest to ważny element gdy mamy opowiedzieć się po jednej ze stron. Przy grach typu "budowanie" przy stworzeniu elementu koniecznego dla mieszkańców wzrasta ich poziom zadowolenia a np. podniesienie podatków czy sprzęt słabej jakości - niweluje szczęście. Brak logiki a przez to brak możliwośći przewidzenia i strategii psuje grywalność. Jeżeli też nagle wszystko przychodzi za łatwo to gra tez szybko się nudzi.

Zasady rozgrywki - FAQ warto przeczytać przed, jeśli zasady są pogmatwane albo trudne do zrozumienia więcej czasu minie od kupienia gry do jej zagrania. Mam gry gdzie instrukcję ogarnialiśmy kilka godzin aby efektem była półgodzinna gra. Również możliwość grania bez internetu (coraz rzadsza) i w towarzystwie

Ważne jest sterowanie: jeżeli bez cheatów (oszustwa i kodów) nie jesteśmy w stanie pokonać planszy lub wykonać zadania, to kolejne podejścia odsuwają się w czasie. Jest to szczególnie popularne w grach internetowych i logicznych - gdzie trzeba generować coraz więcej punktów by odblokować kolejny poziom i średnio na 30 poziomie przestaje być to opłacalne i zaczyna się nudzić.
Grywalna gra przynosi satysfakcję złożoną ze zdobywania pomniejszych osiągnięć.
Jeżeli żeby skoczyć trzeba jednocześnie użyć myszki spacji i kilkukrotnego naciśnięcia "W" to jest męczące i utrudniające sprawność poruszania postaci. Jeżeli jest tak, że przypadkowe wciśniecie powoduje nieodwracalny ruch. Albo szybko się uczymy co jest nie tak, albo robimy mnóstwo "sejwów".

Wymagania sprzętowe- jeżeli są za wysokie, a minimalna wersja psuje wrażenia, powoduje cięcie, przegrzewanie czy też wyskakujące co chwilę błędy, dyskredytuje grę i zniechęca do dłuzszego rozgrywania. Miałam tak z Cywilizacją III - gdzie nie dało się dojść dalej niż do wieku pary - błąd gry powodował jej zawieszenie i trzeba było zaczynać od nowa.

 Grywalność to chęć powtarzania i rozwijania gry, zdobywania kolejnych umiejętności.
Do gier ponadczasowych i grywalnych należą:
The Sims
Tomb Rider
Deluxe Ski Jump
Assasin Creed
Wiedźmin
Heroes (bez IV i w sumie bez V..)
Counter Strike
World of Warcraft
Minecraft

Na grywalność nie ma specjalnego wpływu:
jakość grafiki: dobrze się gra zarówno na starych pikselozach jak i na full HD. ( Tak, na moim "kompie-do-gier" mam zainstalowaną dosową gierkę) jednak wiadomo, że lepiej patrzy się na ładną i dopracowaną a nie tnącą się i z bugami. Najważniejsze, żeby się nie cięło.
moda - w dobre gry gra się latami, to nie jest sezonowość (i oby nigdy nie była..)

No to miłego grania:)

Żeby nie było,że nie wiem o czym mówię..
Pulpitowo - żeby nie było, że nie wiem o czym mówię ;)


wtorek, 1 września 2015

The Away Days - muzyka ze wschodu


Jeszcze nie zapuszczałam się w te rejony.
Mimo tego, że słucham muzyki gdy jestem szczęśliwa, szukam muzyki gdy jestem smutna.
Znajduję odpowiednie dźwięki.
Ale żeby przypadkiem znaleźć zespół z Turcji grajacy dream pop i shoegaze?
Nie wpadłabym na to, zwłaszcza, że obecnie mam tylko skojarzenie z Sulejmanem, tą rudą Hurrem i Mahidevran. A jak zwykle na wschód patrzę jedynie na muzykę z Australii i Japonii.

Kilka słów bio:
Grupa The Away Days powstała w 2012 roku w Istambule, skład wg. wiki:
Oğuz Can Özen - wokale, gitara,
 Sezer Koç - gitara, bas,
Haktan İlhan - kolejna gitara,
Orkun Atik - klawisze
Ulaş Ozbiçer  perkusja

W ubiegłym roku mieli trasę koncertową po Wielkiej Brytanii
Pierwsze co na myśl przeszło mi, po przesłuchaniu utworu Best Rebellious było: znam to skadś.
I mam pewne wrażenie, że kiedyś przez gatunek i wpływy wylądują na Rojkowym OFFie. W końcu jako inspiracje wymieniaja Ride (tegoroczną gwiazdę) oraz Slowdive ( ubiegłoroczną gwiazdę OFF Festivalu)


Ich muzyka pokazuje nam pewną świadomośc, nie ślepe podążanie za modą, ale też fakt- na wschodzie jest jakaś muzyczna cywilizacja nie ograniczająca się do kałasznikowa, matrioszek czy też dramatycznego zaśpiewu muzułmanów. W wywiadach Oguz(wokalista)  podkreśla, jak trudno jest być  kapelą z Istambułu i zaistnieć w muzyce indie. Która zresztą zdominowana jest przez brytyjskie zespoły.
Sami opisują swoją muzykę jako senną/rozmarzoną  z melodyjnym brzmieniem gitar i wokalu, popartą rytmiczną sekcją perkusyjną i prostym brzmieniem klawiszy.

Bardzo mi się podoba, i to słychać, że w pierwszej linii budują dźwięki a w procesie tworzenia utworu element wokalny i tekstowy jest dopracowywany na końcu.

Także...
Nic, tylko muzyka, i mój ulubiony kawałek:





Źródła/wywiady:
http://www.redbull.com/en/music/stories/1331709082355/turkish-rockers-the-away-days-play-a-stripped-session
http://www.itsallindie.com/2014/04/interview-with-away-days.html
http://www.subba-cultcha.com/features/exclusive-interview-jon-away-days/
https://www.facebook.com/theawaydays

niedziela, 16 sierpnia 2015

Pamięci OFF 2015

Na pewno doskwierał żar lejący się z nieba.
Lejący się tym dotkliwiej, gdy jakaś awionetka krążyła nad nami od 7 rano.
Złośliwa
Przed żarem zabezpieczenia były różne: od folii termicznych przez podwójne baldachimy namiotów/ daszki/ rozpięcie koców.
NIE
Najlepsze było NIE BYĆ w okolicach namiotów od rana do późnego wieczora.
Dlatego przegapione zostały pierwsze koncerty.
Dlatego namiot miał sens tylko wtedy, gdy człowiek całkowicie zmęczony wracał nad ranem po niespodziewanej (i w związku z tym bez ręcznika) kąpieli pod prysznicem i troszkę marzł.
W końcu 20 stopni w nocy jest to prawie mróz.
Tak jakby przy 20 stopniach w dzień w nocy temperatura spadała do 0....
Nawadnianie, kapelusze, cień i kurtyny wodne i ulubione "zamoczyć się pod wężem strażackim ale nie tak bardzo żeby nie zostać miss festiwalowego wdzianka"


Festiwal uznałam za udany.
Hejty na wodę i nakaz odkręcania butelek - hejty rozumiem i nakaz odkręcania też.
Była woda ? była
Były hejty? były, a kiedy nie było?
Pamiętam Openera kiedy spiekłam się niesamowicie na słońcu, na teren (gigantyczny) openerowy wody nigdy nie było można wnieść. NIGDY.
Nie ten rozmach festiwalu- powiecie.
Nie ten, ale temperatury bywały podobne i snuliśmy się strasznie.

Wracam jednak do muzyki. Będzie chaotycznie bo nie mogę się zdecydować, czy poukładać według "upodobań" czy według "czasu". Dlatego zaskakujcie się, jak ja się zaskakiwałam.

Udało się spełnić jeden z moich celów: Susanne Sundfor.
Zbyt szwedzko-popowa dla mnie jednak głos ma cudowny. Szkoda tylko że nie potrafi się zdecydować, czy grać typowy norweski pop czy może przejść do elektroniki.
Zastanawiało mnie, głównie przy bardziej obciachowych dźwiękach znanych nam jedynie z piosenek DiscoPolo i parodystów. Czy u nich też to jest lekki obciach?
Wpływy Abby widoczne.
Ale koncert na plus bo można było się pobujać.


Na pewno zawodem i właściwie szybka ucieczką (ledwo wytrzymanie dwóch utworów jak to mam w zwyczaju nawet kiedy mi się nie bardzo podoba) skończyły się spotkanie z Mickiem Harvey grającym utwory Serge'a Gainsbourga. Byłam ciekawa, jednak nie przypadło mi do gustu.
Również Xiu Xiu z nieznośnym wokalem nie zachęcił do słuchania muzyki z Twin Peaks - wytrzymałam ale przysnęło mi się (i nie tylko mi) rotacja ludzi była bardzo duża.


Pianie z zachwytu zostawiłam na głośny już koncert Ogoya Nengo & The Dodo Women’s Group - trzech pań słusznej postury i jeszcze słuszniejszego wieku, szamana i bębniarza - doskonale przybliżyli nam specyfikę, energię i szaleństwo Afryki. Nadal uśmiecham się na myśl, że na początku koncertu chciałam usiąść bo "to takie spokojne będzie".
NIE BYŁO.

Bardzo głośny i jeden z najbardziej oczekiwanych koncertów, czyli Sun o))) przesiedziałam pod wiklinową konstrukcją. Słychać było wiele, ale jak przy każdym koncercie (zarówno tym jak i Twin Peaks) gryzła się discomuzyka z żółtoczerwonego namiotu.
Psuła klimat, ale dla mnie Sun o))) było niesamowicie mroczne, ciemne, ciężkie i właściwie idealne na końcowe stadium depresji.

Ride - dopadło mnie zmęczenie materiału, czy to upał czy brak snu. Najprzyjemniejszym podczas tego koncertu uczuciem było zawieszenie między snem a jawą kiedy leżąc na trawie otaczały mnie dźwięki i zapadałam się w nie powoli. A cisza powodowała niepokój i całkowite wybudzenie.

Ten Typ Mes - nie tracąc nic ze swojej świeżości, dali radę opowiadać z lekkością historię i bawiąc się konwencją.
Kontynuując wątek polski miałam okazję słuchać duetu Coals z porządnym nagłośnieniem.
Nareszcie słuchać było (chociaż z pewnymi wpadkami) i muzykę i głos. Uważam, że przy obecnym rynku muzycznym mają jedno z najoryginalniejszych brzmień bez potrzeby odcinania kuponów.
A Rycerzyki odpuściłam - trzeci raz są zbyt monotonni.

Coleen Green - młoda dziewczyna śpiewająca piosenki. Pasowałyby do filmu o nastolatkach, mogły by być śpiewane w Juno, taki pop-rock prościutko z różowego pokoju nastolatki. Jednak bardzo przyjemny chociaż troszkę monotonny.


Patti Smith - niekwestionowana gwiazda. Spróbowalibyście tylko zaprzeczyć... Koncert obfitował w momenty energetyczne, gdy aż żałowałam że nie jestem pod sceną, ale też w momenty liryczne. Właściwie dla mnie granie przez nia płyty Horses jest pewnego rodzaju rozliczeniem.
Ale  miałam dreszcze, gdy wymieniała zmarłych, legendarnych muzyków. Ona ich wszystkich znała, mogła znać, rozmawiać, spotkać. To taki łącznik miedzy tym, co nierzeczywiste już dla naszego pokolenia, dzieci kwiaty, bunty przeciwko systemowi, wojnie. Miliard Ochów i Achów i jak nie byłam zbytnio jej fanką (przyznaje się do zaiste jakże modnej obecnie ignorancji) tak teraz ma jako jeden z niewielu artystów - szacunek. Respekt.


Bardzo przypadkowo napotkany świetny koncert, czyli w najlepszej offowej formie, był występ Kwadrofonik z gościnnym udziałem Adama Struga. Dwa fortepiany... nie wiem, dla mnie to była niesamowita magia, czary, splecione dźwięki z głosem i perfekcja wykonania w każdym momencie.

I kilka zdjęć...
Wielka susza....

Ogoya Nengo & The Dodo Women’s Group

Son Lux

Patti Smith




niedziela, 2 sierpnia 2015

Kult ideału

Czczono kiedyś bogów, istoty uosabiające piękno swojego czasu.
Nie chodzi tu o Egipcjan - którzy czcili zwierzęta na tyle antropomorficzne, że otrzymały idealne ludzkie ciała.
Chodzi o te figury:
Grubej Wenus z ery paleozoicznej
Chude Wenus z ery Greckiej i Rzymskiej
Boginie i boginki ze średniowiecza, renesansu i kolejnych epok.
Bóstwa miały uosabiać dążenie do pewnych ideałów, nie tylko z wyglądu ale i z cech fizycznych.
Kapłanki i kapłani musieli być piękni i doskonali.
Tylko jeden bóg jak pamiętam, był brzydki, Hefajstos - ale dla równowagi żoną była najpiękniejsza z pięknych - Afrodyta.

Teraz czci się samo piękno. Ideał, cud, nieskazitelność.
Powinniśmy wyglądać jak lalki i manekiny. Lalki które oglądamy w telewizji i manekiny pokazywane na zdjęciach - żywe a jednocześnie nie. Opętane kultem ciała. Na starość wyglądające identycznie.
Jeżeli ktoś wygląda dobrze, to w większości zasługa jego ciężkiej pracy, w mniejszej genów.
Jeśli ktoś pracuje nad sobą, bo chce poprawić wygląd i kondycję - super
Jeżeli ktoś czuje się dobrze w swojej skórze (a takie osoby mogłabym policzyć na palcach jednej ręki) i nie ma zamiaru zmieniać, a jedynie utrzymać formę... jest narcyzem.
Jeśli ktoś leży i nic nie robi(a przecież może!) a narzeka na sylwetkę - jest leniwą bułą..albo pracuje na to miano.

Skąd mi się wziął ten temat?
Mnóstwo jest artykułów (nawet w pseudopoważnych portalach) jak to ktoś źle/dobrze/dziwnie/staro/grubo/chudo wyglądał nad morzem.

Osobiście:
Oddałam w czwartek krew, czyn chwalebny i zaskakujący (przerażający moich rodziców) ale mógłby się stać dla mnie też rzeczą powszednią.
I przez pewne zawirowania zrobił mi się dość znaczny krwiak na przedramieniu. Nie widać go normalnie, i właściwie, ponieważ jestem przyzwyczajona do posiadania milionów siniaków i zadrapań (nie mam talentu do omijania przeszkód) uznałam, że go nie zakrywam. 

Jednak w piątek, kiedy był najbardziej widoczny miałam kilka dziwnych spojrzeń w sklepie i jak jeździłam rowerem.. szeptów może też.
I faktycznie, niedoskonałości rażą. Nie może takie znaczne...
Ale...
jeżeli na plaży (w Polsce czy gdzieś na świecie) ludzie pojawiają się w skąpych strojach znając siebie, i czując się pewnie.
Jeżeli ktoś się dobrze czuje w obcisłych sukienkach ale jak to się mówi "nie ma figury".
Jeżeli dziewczyny ubierają się jak ich idole i nie przeszkadza im to, że wyglądają jak "sisters-in-clothes"
To dlaczego ja mam się przejmować moimi podrapanymi/posiniaczonymi nogami?
Dlaczego ktoś ma się przejmować bliznami które ma po zabiegach i operacjach?
Dlaczego ukrywać znamiona (oprócz oczywistej rzeczy żeby uważać na słońce)?
Dlaczego chować się ze swoim stylem ?
Blizny - zwłaszcza te duże, oznaczają że wygraliśmy walki ze słabościami, niektóre mogły nas zabić.
Są to najdelikatniejsze elementy na naszym ciele. Są wrażliwe, cieniutkie, są efektem zmagań człowieka i nauki z naturą.Blizny straszą, są ingerencja w nietykalne, są skazą na możliwie idealnym ciele.

Gdy ktoś robi sobie operacje plastyczną zawsze ma blizny, trudno nawet "nabyć" piękno bez blizn i wyrzeczeń.

I nie chodzi o epatowanie tym, ale akceptację, tak, mam to, widać i co z tego, to moja blizna/rana/siniak/itp patrz na swoje.
Akceptujmy pewne rzeczy, nie tolerujmy, nie znamy historii tego zdarzenia. Tolerancja oznacza, że widzimy ale nie reagujemy. Przeszkadza nam, ale milczymy, nie wiemy co to jest ale tolerujemy.
Akceptacja pozwala przyswoić i zrozumieć.



środa, 29 lipca 2015

Moje podwórko...20 000 kilometrów wyjechanych ścieżek

Komunikacja.
Jak łatwo poszerza horyzonty myślowe i poznawcze.
Porządna infrastruktura w nowoczesnym państwie jest podstawą inwestycji. Dlatego tyle u nas wkłada się w drogi.

Kiedy dorobiłam się w końcu cudownie bezawaryjnego samochodu prawie dwa lata temu, zaczęłam dużo jeździć poza Warszawę. Wcześniej było to też możliwe, ale ograniczone busami i pociągami czy też strachem przed nagłym zatrzymaniu się w polu.
Podczas tych dwóch lat zrobiłam już ponad 20 000 km - jeżdżąc najczęściej na Śląsk albo też na różnej maści festiwale.
Mam w dalszym ciągu mnóstwo pomysłów gdzie jeszcze pojechać.
I teraz, wracając ze starych, wrocławskich śmieci doszłam do wniosku, że moje podwórko to tam, gdzie mogę dojechać w kilka godzin samochodem i wrócić tego samego lub następnego dnia.

Gdzie jest nasze podwórko?
Na początku, jest ograniczone domem i sąsiadami, ogrodzeniem, piaskownicą.
Granice wyznaczają rodzice i nauczyciele  - musimy być w zasięgu wzroku.
Potem nasze podwórko to przyjaciele, do których biegniemy się bawić i z którymi widzimy się po szkole, zaczynamy wymykać się z ustalonych ram.
Gdy stajemy się dorośli zaczynamy wyznaczać własny obszar - możemy zostać w miejscu które nas wychowało, albo spróbować stworzyć własne.
Tu jest punkt trudności, bo ustalamy sobie własne granice za które potem nie możemy wyjść z przyzwyczajenia. Jesteśmy wtedy najbardziej wolni - gdy idziemy na studia to jest nasz jedyny punkt zaczepienia. Jeżeli mamy szczęście to z drugiej strony nie ogranicza nas ani praca ani zobowiązania.

Moje podwórko było we Wrocławiu, mieście które nie śpi, które jest widziane jako tolerancyjne, otwarte i młode. Można było bawić się do woli.
Po studiach jednak przyszedł czas na otrzeźwienie ze studenckiego trybu. Nie miałam super wymagań jednak gdy po raz kolejny rozmowa okazała sie stażem za koszty dojazdu... szczęśliwie znalazłam pracę ale w Stolicy.

Jednak miejsce, warunki i czas zmieniło wszystko diametralnie - każdy poszedł w swoją stronę. Żeby się spotkać z kimś to ja (a nie kto inny) musiałam przejechać mnóstwo kilometrów. Prawie nikomu się nie chciało. Najlepszym przyjaciołom nie przeszkadzała odległość.
I tak horyzonty zostały poszerzone o Warszawę.

Jednak Wrocław, oprócz tego cudownego czasu festiwali filmowych i krótkich ale bardzo treściwych spotkań przestał być moim podwórkiem. Widzę go teraz jak nowe, zupełnie inne miasto nałożone kalką na nostalgiczne zdjęcia sprzed kilku lat. Wiem, że już na stałe nie wrócę.

Warszawa jest trudnym podwórkiem. Robiąc kolejne kilometry w korkach, wściekając się na kierowców/rowerzystów/roboty drogowe/protesty/wypadki/autobusy/spalone mosty zaczęło mnie to bawić i nawet podobać. Ludzie są różni. Szukanie pracy to niewdzięczne zajęcie ale dzięki temu poznaję miasto.

Moje podwórko to teraz Polska,
Moje 20 000 km podróży to przez te dwa lata minimum 200 godzin jazdy.

Popołudniu chcę wypić kawę nad morzem.
Nie mam co robić a dawno nie zwiedzałam.
Podobno najlepsze prawdziwki rosną na Podlasiu.
Gdzieś tam zaczęła się historia mojej rodziny.
Lubię jeździć samochodem.
Lubię jak klimatyzacja wypala mi gardło.
Lubię zabierać ludzi na stopa.
Lubię spotkać dawno nie widzianą ważną dla mnie osobę, chociażbyśmy mieli mieć dla siebie tylko chwilę.
Lubię mój kraj.
Narzekać każdy potrafi, ale odnaleźć piękno czy coś dobrego nie jest tak łatwo.
Mamy najpiękniejsze niebo na świecie.
I trochę zdjęć zza szyby...












środa, 8 lipca 2015

Serialowisko 2014/2015

Czas najwyższy na podsumowanie seriali z ostatniego połrocza.
Swego czasu pisałam o moim podziale na seriale Celebrowane i Obiadowe.
Teraz jednak, w gąszczu seriali o właściwie podobnej tematyce skupię się jedynie na nowościach.
Produkcje 2014/2015 lub nawet samo 2015:

Na pierwszy ogień idzie IZombie i Stitchers

Młoda dziewczyna zyskuje niezwykłą umiejętność odczytywania wspomnień zmarłych ludzi:
1. Bo zjada ich mózgi (IZombie)
2. Korzysta z najnowszej technologii przy fakcie, że cierpi na dziwną chorobę (Stitchers)
pomaga przy tym lokalnemu detektywowi w rozwijaniu zagadek kryminalnych.
Przez te zdolności jednak jest osobą aspołeczną i nie posiadającą przyjaciół. Do tego przejmuje część zachowań osoby której mózg zjadła/wszyła się.

Praktycznie identyczna fabuła dwóch seriali. Nie obiecujcie sobie jednak za wiele po Stitchers - drewniane aktorstwo (modelowa uroda głównej bohaterki nie może być lepsza od jej gry aktorskiej)
Na zabicie czasu i owszem, ale fabuła słaba, akcja ciągnie się i stosowane są zagrywki znane z seriali dla nastolatków. Mało pomysłowe.
Również same efekty specjalne bez szału.


IZombie - oprócz tego, że otoczenie głównej bohaterki jest drażniące (oprócz jednego przyjaciela jest ona uważana przez innych za medium, no bo wszyscy walczą ze złymi zombie a ona jest tym dobrym - bo karmionym) to serial da się oglądać - ale nie przy jedzeniu. Co prawda widać specjalne ograniczenie w ilości obsady (epizodyści, brak nowych, dochodzących bohaterów) a takim zabiegiem serial nie wyróżnia się niczym specjalnym. Do tego najgorsza czołówka jaką w życiu widziałam.
Sam pomysł dobry - zwłaszcza fragment o astronaucie.


Kolejnym serialem jest Outlander - historia Angielki która dziwnym zbiegiem okoliczności ( i odrobiną magii ) zostaje przeniesiona w czasie do Szkocji z okresu Jakobinów.
Serial rozwinął się nadzwyczaj dobrze, ma doskonale skrojoną muzykę, bardzo ładne zdjęcia i dobrze się ogląda facetów w kiltach. Również pozytywnie wychodzi zderzenie kultur: jak bardzo bądźmy szczęśliwe dziewczyny, że żyjemy TU i TERAZ, bez zakazów, gorsetów, i koniecznego męskiego opiekuna.
Całkowicie polecam wielbicielom historii Anglii (i Szkocji).

Największe oczekiwania mam do serialu Humans - jest to produkcja dziejąca się w niedalekiej przyszłości, gdzie sztuczna inteligencja zostaje obudzona a roboty wykonują większość prac za ludzi: opieka nad dzieckiem, gotowanie itp. zwłaszcza takich, gdzie nie trzeba podejmować decyzji.
Trafiamy do rodziny w której matka pracuje tak długo poza domem, że ojciec , nie potrafiąc sobie ze wszystkim poradzić wbrew opinii żony kupuje robota.
Z defektem

Mam nadzieje, że w tym serialu nadal będzie wątek etyczny - bardzo dobrze się ogląda. Poza tym jest to jakby kontynuacja A.I. (albo też dzieje się w tym świecie).

Znowu w lekarskim światku dzieje się Proof.
Scenarzyści i producenci stosują chwyt wielowątkowych historii, podobnie jak w przypadku American  Horror Story. Zrobiony został przegląd ludzi którzy doświadczyli tzw "życia po śmierci" i na kanwie tego dzieje się historia o miliarderze opętanym chęcią dowiedzenia się "co potem" i lekko sfrustrowanej lekarce z traumą śmierci dziecka, nastoletnią córką i mężem który również jest lekarzem. Będzie obyczajowo także nie nastawiam się na kontynuacje oglądania.


The Astronaut Wives club - tylko dla tych, co lubią seriale w stylu "Gotowych na wszystko" gdzie jest dużo rożnych charakterów, ładne aktorki a wszystko to na tle historycznych zdarzeń.
Słabsza, dużo słabsza wersja Mad Men - zwłaszcza w przypadku nakreślenia fabuły i klimatu. Nie polecam. A to wszystko mimo oparcia o bestseller Lily Kopper i doskonale zachowane materiały z tych czasów (oparcie o faktyczne wydarzenia). Mam wrażenie, że to serial zrobiony "na siłę".


wtorek, 23 czerwca 2015

OFFTOPIC

Kiedy zauważasz, ze internet jest do bani?
- Gdy nie ma potrzebnych informacji a jak wpiszesz coś potrzebnego Ci w google to wyskakują sponsoringi
- Kiedy ktoś ma akurat urodziny na Facebooku to Ty myślałeś/myślałaś że już wywaliłeś/aś tą osobe ze znajomych ale głupio Ci jest ją faktycznie wywalać w jej urodziny. Czekasz więc a potem zapominasz.
- Usuwasz się z nieużywanych grup na fejsie bo denerwuje Cie spam na głównej, no ewentualnie zostawiasz się w grupie - ale powiadomienia wyłączasz
- Ukrywasz się na fejsie żeby nikt Ci głowy nie zawracał
- używasz 20% zakładek reszta gnije bezużyteczna
- okazuje się, że większość informacji to memy albo plotki powtarzane co kilka miesięcy
- internet się znudził i wolisz pograć w RPG (trudniejsze elementy i tak przechodzisz za pomocą tutoriali internetowych..)
- wychodząc z domu po 20 minutach stania w korku sprawdzasz fejsa albo wysyłasz snapa jak smutno jest rano stać w korku
- w przebieralni korci Cię, żeby nagrać filmik o pocieszaniu dzieci przez mamy i odwrotnie, bo w końcu robią niewymiarowe ciuchy
- kiedy masz poblokowane wszystko: reklamy, programy śledzące i dostajesz szału, gdy nagle w telewizji jest przerwa na reklamy albo pojawia Ci się wpis sponsorowany.


Nie uważam, że internet jest do bani tak bardzo, do momentu kiedy muszę zrobić coś offline.
Nagle okazuje się, że nie mam tej pewności co do słówek po angielsku (tak to mogłam sobie sprawdzić), nie jestem pewna mojej własnej wiedzy.
Bo jest podszeptywacz
jest to miejsce, gdzie można sprawdzić co się pomyślało.
Stajemy się przez internet mniej pewni siebie.
Wyrażenie "wiem, że nic nie wiem" nabiera innego, bardziej mrocznego znaczenia.

czwartek, 18 czerwca 2015

OWF w pigułce podsumowanie najbardziej znienawidzonego festiwalu na FB - plusy i minusy

Czas najwyższy opisać OWF
Moje rozwinięcie skrótu?
Olej Wielkie Festiwale
OWF się zmniejszył, może to przez mniejsze fundusze mniejszych graczy, może to przez zapraszanie mniej popularnych artystów...
Ale przepraszam bardzo, po pierwsze był bardzo dobry skład reprezentantów muzyki, kiedyś popularnej obecnie zepchniętej do garaży - czyli rocka.
Po drugie formuła na siłę masowej imprezy i samych gwiazd jest już lekko oklepana.
Po trzecie: jeśli się skład nie podoba to się nie jedzie a nie obrabia jak to słaby skład, bo by się pojechało, a się nie jedzie.

MINUSY
Ponieważ jednak dla mnie był to festiwalowy sukces to te kilka słabych rzeczy opiszę teraz:
1. Akcja z cenami biletów. Przebolałam, ale następnym razem porządnie się zastanowię, czy warto w ogóle kupować jakiekolwiek earlybird
2. Akcja z, podejrzewam, nadmierna ilością biletów na ostatni dzień. Koszmarne były godzinne kolejki wszędzie i niemniej koszmarny upał, kiedy jedynym ratunkiem stała się nędzna pianka frapee w barbarzyńskiej cenie. I to, że ludzie brali po 6 piw "na potem" żeby czekać pod scena na zespół i pić jedno po drugim.
3. Koszmarne było też to, że mimo to, że ludzie mieli karnety, w końcu kupowali je tylko dlatego, żeby iść na Muse,  nie chodzi tutaj mi już o organizatorów i ceny biletów, ale o fakt, że po co ODKRYWAĆ muzykę skoro można iść na popularnego pewniaka?
Festiwale nie są po to, żeby się lansować, słuchać muzyki którą zakatowaliśmy, ale też sprawdzać, jakie nowości pojawiły się w muzyce, jakie są trendy, czego się słucha. Co mają inni do przekazania.
Tu mi było szkoda doskonale przygotowanych zespołów o światowej sławie, gdzie pod sceną nie było tłumów. Powie się "taki mamy klimat" niestety to usprawiedliwianie rzeczywistości, do której zaczyna nam być niebezpiecznie blisko, nikomu nic się nie chce, a każdy chodzi wydeptaną lub modną ścieżką.

PLUSY
1. Organizacja: wszyscy ale to naprawdę WSZYSCY byli niesamowicie mili - zarówno obsługa jak i wolontariusze.
2. Można było wygrać płyty, gratisy, pobawić się
3. Można było trafić na część ulubionego zespołu piwkującego pod daszkiem. Artyści po koncertach wychodzili do ludzi pod główna scenę i naprawdę, było zabawnie :) (zwłaszcza pierwszy i drugi dzień).
4. Małe kolejki - dużo fajnych rzeczy można było odkryć, sprawdzić, poleżeć na leżakach - przenieść pufę z jednego końca festiwalu na drugi. I co w tym dziwnego że po drugim dniu mówiliśmy ze to off? Skojarzenie nieprzypadkowe
5. Można było z jedzeniem/piciem przyjść pod samą scenę - superaśnie!
6. Dzięki akcji "czyścicielskiej" można bylo w niespełna 10 minut uzbierac wymaganą pulę kubków.
7. Nagłośnienie! Cudownie poprawione, tylko w niektórych przypadkach (Bastille) miałabym małe uwagi, ale tak to przecudownie! FKA Twigs wijąca się - cudo.
8. Namiot - genialne posunięcie na ten upał,  przewiewnie i przyjemnie można było poleżeć w cieniu a nie tylko prażyć się na słońcu lub moknąć w piątkowej ulewie.
9. Ulewa - nic się nie zawaliło, co prawda padał,a  raczej wirował, deszcz a powietrze było tak naelektryzowane, że iskry przeskakiwały po rusztowaniach, niemniej jednak klimat był.
10. Muzyka!

MUZYKA:
Muse - dali PEWNIACKI koncert - było doskonale, chyba rozmachem przebiło mi ich koncert Coke.
Bastille - nieco słabiej niż w ubiegłym roku na Openerze, może gorsza forma, ale i tak doskonale porwali wszystkich.
FKA Twigs - jak ona się rusza! Jej wygibasy (spróbujcie się tak ruszać i nie dostać zadyszki) nie miały praktycznie wpływu na jakość śpiewu. Piękna kobieta. Cieszę sie że miałam okazję zobaczyć jej koncert.
Paloma Faith - zmiksowanie białej kobiety o czarnym głosie z naleciałościami gospel i muzyki w stylu lat 60 - coś pięknego! Układy taneczne, jej uśmiech no i cudowny kontakt z nami, człowiek momentalnie się uśmiechał oglądając i słuchając koncertu.
Chemical Brother(s)- wizualizacje, lasery, pomrukująca burza, błoto, woda wszędzie i to, że tak bardzo nie przejmowałam się zimnem i tym, że moja energia jest na wykończeniu. Taki power! i ROBOTY!!
Mark Ronson - totalny set DJ. Wiedział co zagrać, żeby wszyscy się bawili zamiast iść spać po ostatnim koncercie w namiocie. Jeszcze zmęczeni wybraliśmy się na odpoczynek na...
Baasch -bardzo pozytywne odkrycie, właściwie w stylu ostatnich głębokich męskich głosów których bez przerwy słucham
Metronomy - po bojach zimowych, żeby tylko trafić na ich koncert w końcu się udało i czułam dużą satysfakcję, koncert super!

Zarówno Papa Roach jak i Three Days Grace dali radę, jednak było dla mnie to już bardziej jak sentymentalna podróż do czasów, kiedy wykrzykiwałam emocje i pogowałam. Dali radę i namiot szalał całkowicie. Zwłaszcza na nowych kawałkach PR - mimo że lepiej znałam starsze.

Big Sean - meh, meh - facet za bardzo nie wiedział o czym gadać do nas, także uraczeni zostaliśmy wzruszajacymi historiami o Detroit i Babci B.S. - rapował bardzo dobrze ale na tle innych raperów niczym się nie wyróżnia. Dla mnie poprawny koncert.
Benjamin Clementine - tak, ale jego koncert powinien być raczej pod gwiazdami, bardzo przyjemnie gra i jeszcze lepiej śpiewa.
Noel -eeee nie bleh nic nie kojarzę
Crystal Fighters  - bez szału, byłam na czymś innym

Polskich pewniaków : Meli, Nosowskiej solo jak i z Hey nie muszę opisywać,chociaż Mela zagrała według mnie lepiej niż na Spring Break w Poznaniu.
Cosovel - jak ja ich uwielbiam, z każdym koncertem są coraz bardziej zaskakujący i cieszę się tym rozwojem. 

i największa porażka : Incubus - chciałam mieć plakat zespołu nad łóżkiem ale los chciał inaczej. Styl zespołu poprawny tylko wskazuje to, jak bardzo oddaliłam się od rockowej muzyki w tym klimacie i jak teraz trudno jest znaleźć pomysł na kontynuowanie kariery. Nie był to dla mnie porywający koncert. Jak wszystkie, ostatniego dnia zebrał tłumy widzów. Nowe piosenki nie powtórzą już sukcesu Megalomaniaca.
Seria zdjęć? proszę bardzo:

Brak tłumów przez pierwsze dwa dni był super wygodny
Chemicals Brothers with robots

Definedme
Chemical Brother(s)

Paloma Faith
Definedme
Jedyne fajne zdjęcie FKA
Definedme
Baasch

Jakie Metronomy zebrali tłumy!
Definedme
Incubus zebrali tłumy

A Muse nie dość, że zebrali tłumy to zrobili bałagan

Muse

Muse


Muse -balony!

Muse Bałagan!

niedziela, 7 czerwca 2015



Ostatnio jest zakręcenie z poplątaniem i do tego ciepło co skutecznie odgania mnie od komputera w stronę ciekawszych zajęć, w tym grillowania, siedzenia na plaży nad Wisłą i jeżdżenia na rowerze.
I o tym ostatnim będzie.
Nie jestem typowym warszawskim rowerzystą. Ba!  Nawet nie mam odpowiednich spodenek czy innego ubioru a dopiero dzisiaj zamontowałam taką nowinkę techniczną jak licznik.
Od dzieciństwa natomiast byłam otoczona polami i lasami a i teraz najbliższa mi okolica to rzadko uczęszczany las na skraju poligonu wojskowego. Podlega pod Warszawski Obszar Chronionego Krajobrazu na równi między innymi z Puszczą Kampinoską oraz dopływami Wisły.
Tereny te łączą wybitne bagna z typowym obszarem wydmowo-pustynnym i lasem iglastym i mieszanym.

Mapka - ładnie nie?

Ścieżki nie należą do najłatwiejszych, jedzie się albo po piachu albo kamieniach, momentami jest to fajna droga polna ale rzadko.

Jadąc dzisiaj obmyśliłam, jakie mogą być podstawowe rady dla mieszczucha który postanawia wybrać się w las a jest typowym miejskim rowerzystą. Na pewno jest to większy wysiłek niż przy pokonywaniu asfaltowych czy kostkowych tras. Konieczny jest zapas wody i dobra wszelakiego sklepów nie ma. No i podstawowy czyli jaki kto ma rynsztunek cyklisty - ważne żeby to nie były żadne sandałki!
Ale ale..wjeżdzamy do typowego, podwarszawskiego lasu: podmokło/sucho, łąka/las.
Zasady są proste jak w przypadku każdego lasu:
1. Żadnego ognia - niedopałek to tez ogień.
2. Żadnego śmiecenia
3. Minimum hałasu (pozdrawiam bucoquadowców z dzisiaj dla których droga na 2,5 m. to było za mało żeby przejechać i musiałam zjechać na bok)

A ponadto warto zaopatrzyć się w dwie rzeczy: coś na komary i meszki (komarów póki co nie stwierdzono, ale to drugie szaleje) i krem do opalania.
 Do takich rad dodam jeszcze kilka:

Bagno z narcyzami - jak rzadko zielone

1. Nie wchodzimy zrywać kwiatków na podmokły teren, narcyzy teraz kwitną..ale lepiej nie, każda kępka może być zdradliwie pływającą rozrośniętą kłodą. Aligatorów nie stwierdzono
2. W takie upały lepiej nie schodzić ze ścieżki.  Węże właściwie są wszędzie,a  ma się malutko czasu na odróżnienie jadowitej żmii od pospolitego zaskrońca. Lepiej żeby było to drugie. Oprócz węży są też salamandry, jaszczurki i pospolite gryzonie.
No i uwaga!

3. Czytamy leśne znaki - jeżeli gdzieś jest napisane "poligon wojskowy nie wchodzić" i "nie zbierać runa leśnego nie polować i nie łowić ryb" to przestrzegać. Moje ubiegłoroczne zbieranie grzybów skończyło się znalezieniem niewybuchów, mimo że teren był nieoznaczony jako poligonowy. I wojna światowa miała swoje bomby a tamta okolica była jeszcze do tego świadkiem "Cudu nad Wisłą" w 1920 r. Poligon działam w większym zakresie również po II wojnie (rozszerzony tak przez radzieckie władze,żeby cmentarz żołnierzy poległych w 1920 był zgarnięty i nie można było by się nim zajmować). Potem na szczęscie tereny zostały zmniejszone (ale czy rozminowane?:P). Śmiejemy się czasem, ze te huki na poligonie to nie ćwiczenia a sarenka która nauczyła się latać (albo dzik)

4. Wchodząc do lasu koniecznie ale to koniecznie PATRZYMY POD NOGI - to te węże ale też jakieś osuwisko/mrowisko/kretowisko lub zwyczajne sarnie bobki. Bleh.
5. Jeżeli chcemy coś zbierać to na 100% trzeba wiedzieć, że to jadalne. Na przypuszczenia jest system zerojedynkowy.
6. Uwaga na ścinki drzewa, jeżeli leżą ułożone stosy kłód nie dość, że możemy zostać posklejani trudną do usunięcia żywicą, to jeszcze lubią tam gniazdować żmije i osy.
Te wszystkie drzewa są zeschnięte. Tak to już jest w przyrodzie.

I cieszmy się lasem!
Co prawda nie widziałam dziś węży ani KOMARÓW(NIC!)  ale za to; pliszkę, jaszczurkę, narcyzy na bagnach i jeszcze jakąś inną roślinkę kwitnącą. Mnóstwo czarnego bzu (dobry na przeziębienia) i kwitnące akacje.
Słyszałam kukułki.
I było tak kosmicznie gorąco.