Ponieważ jednak w mojej mieścinie nie ma za dużo scieżek, których nie przeszłam lub nie przejechałam uznałam,że zrobię sobie spacer po Warszawie.
Wsiadłam w pociąg, wysiadłam na Dworcu Wileńskim i zaczęłam iść.
Na pierwszy rzut poszły widoczki z mostu Śląsko-Dąbrowskiego, na którym, jak co weekend było więcej samochodów niż ludzi.
Widok na Warszawski Manhattan |
Widzicie to słońce? śliczne prawda? Jednak nie aspirowałam, żeby dotrzeć do centrum ze szkła i stali. Chciałam pochodzić uliczkami, bez dużej ilości ludu... Więc dreptałam przez most, wymijając nieliczne jednostki.. i szłam... aż natrafiłam na iście nietypowe oblężenie! Zamek atakowany był ze wszystkich stron przez Ludzi dobijających się do obejrzenia wyższej kultury. Plakat nad głównym wejściem na dziedziniec ogłaszał Wersal za czasów Córki Stanisława Leszczyńskiego - Marii która została Królową Francji i gospodarowała na Wersalu.
Człowieków jak mrówków |
Królowa zaprasza do środka swoich poddanych |
Wędrówka obfitowała w oglądanie, że lodowisko już się buduje, że mnóstwo knajpek świeci pustkami, że ludzi jak na lekarstwo, ze w centrum są szeregówki(!) i detale....mnóstwo ślicznych detali i podwórek :)
Rybki! |
Znalazłam dom, który na mnie patrzy!!
Co prawda spacer wykończył mnie strasznie, potem jeszcze chodziliśmy po zaułkach blokowisk Żoliborza, ale trochę słabsza ta ścieżka była niż myślałam, bo liczyłam na to, że zapędzimy się w modernistyczne wille i ciasne podwórka. ale i tak było zabawnie.
Warszawę można lubić samotnie, ale nie z okien tramwaju czy domu czy też samochodu, nie w tłumie ludzi, gdzie każdy gdzieś biegnie, nie w bandzie ignorantów, którzy zamykają się na świat.
Wiem co mówię...spacer zajął mi około półtora godziny... plus późniejsza ścieżka. W ciągu tego czasu przeszłam prawie 7,5 kilometrów!
I co skorzystałam, to moje. A że przez następne dwa dni czułam nogi bo bez żadnego przygotowania to jak maraton? Oj tam oj tam ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz