wtorek, 25 marca 2014

John And The Volta -Muzyka po francusku




Przez przypadek, szukając nowej muzyki trafiłam na grupe John And The Volta.
W szufladce brzmieniowej jest gdzieś pomiędzy Jonsi a M83,  słyszę też wpływy Radiohead Air a także pewne podobieństwo do Kwoon i Stateless.Być może przez melancholie z utworu Ghosts a może też elektroniczną ścianę dźwięków w Paralized. Sami jako swoj

Jest to bardzo młody zespół z Francji obecnie działający w Belgii (powiązanie z francuskim M83 jak najbardziej) który wydał w 2013 roku swoją debiutancką EP i jak na razie nie grał poza granicami swojego kraju.
Całe wydawnictwo składa się z 10 utworów: czterech oryginalnych kompozycji oraz sześciu remiksów.
Do przesłuchania są też na ich stronie.

Pewna eteryczność muzyki i wyraźne brzmienie syntezatorów stawiają ich jako najprawdopodobniej dobrych kontynuatorów francuskiej elektroniki. Sama epka jednak nie wskazuje na konkretny kierunek, w który mają zamiar iść. Jest bardziej rockowy kawałek Lover's Eyes brzmiący z początku nieco przewidująco natomiast zyskuje na oryginalności podczas słuchania przy "przestrzennych" wstawkach zaskakujących i nie dających zapakować utworu i wrzucić go do "fajne ale nudne" nic z tego.
Często uważane za mezalians muzyczny surowe brzmienie gitar z lekkim przesterem plus hałas elektroniczny tworzą ciekawą kompozycję.

Z tego co dobrze dogrzebałam się w internecie longplay będzie w 2014 roku!

Lista utworów z EP:
1. Paralized
2. Lover's Eyes
3. Empirical SYnth
4. Ghosts
5. Paralized (Laikó Rework)
6. Paralized (Hotel International remix)
7. Lover's eyes (Cargo remix)
8.  Ghosts (Dorian and the Dawnrider)
9. Paralized (Piano Club remix)
10. Paralized (Sovnger remix)

do odsłuchania płyta jest na oficjalnej stronie zespołu Johnandthevolta

To muzyczne odkrycie zaczęło się od niepozornie wyglądającego kawałka Paralized.
Czas podreperować francuski, bo bez tego kraj Moliera i Joanny D'Arc to muzyczna terra incognita.


a tak sprawują się koncertowo :




źródła:
 Johnandthevolta - strona oficjalna(grafika)
Pandoramusicagency
YT

piątek, 21 marca 2014

Adventure Time!

ze strony http://playingdaily.pl/

Nigdy nie myślałam, że zostanę fanką, wręcz wyznawcą jakiejś kreskówki z Cartoon Network.
Co prawda oglądałam i Ed Edd i Eddy (bez szału) Spongebob (nie ogarniam idei) Johnny Bravo (lubię placki?) i właściwie pewnie więcej ale nie pamiętam.
2333jh4405tklllllklk (kot żądający uwagi własnie przeszedł mi po klawiaturze)

Jakiś czas temu, a dokładnie rok temu marudziłam mojemu jednemu koledze, że skończyły mi się bajki do oglądania. Zaproponował Adventure Time, jakoś nie mogłam trafić na odcinek i zapomniałam o tym.
Po czym jesienią gdy już nadeszła szarówka nie wiem jakim cudem odpaliłam odcinek, potem kolejny potem poszukałam serii w internecie potem nie wytrzymałam i znalazłam po angielsku a potem trafiłam na Polski Bastion Pory na Przygodę
Teraz jestem na bieżąco (niestety..)

Odcinki trwają niewiele, po 11-12 minut czasem łączą się w serie ale dość rzadko. Opisywanie bohaterów to jak streszczanie fabuły, postacie są wielowymiarowe i ich historia nie jest podana łopatologicznie ale trzeba trochę pomyśleć.Dlatego opisuję, starając się nie zdradzić za dużo z fabuły.

Głównymi bohaterami są:
Jake - cudowny pies, cudownych rodziców którzy adoptowali Finna, alter-ego w odwróconym świecie Lodowego Króla jest kotka Cake
Finn - ostatni człowiek na Ziemi (prawdopodobnie), trzynastoletni sympatyczny chłopiec, ciekawy świata, uczuciowy i bardzo ale to bardzo odważny. Jego alter -ego w odwróconym świecie Lodowego Króla jest Fiona
Świat - po nieznanej apokalipsie na którą światło rzucają niektóre odcinki, ale też bardzo dużo teorii powstaje na temat przyczyn apokalipsy. Bohaterowie biegają między zniszczonymi samochodami, starymi miastami, starożytnymi miastami. Wiadomo tyle, że tu i teraz jest około 1000 lat po apokalipsie.

Bohaterowie nieco poboczni:
Królewna Balonowa-  bardzo mądra, dorosła, nieco też przerażająca przez pęd do doświadczeń (i nieempatyczna) władczyni Słodkiego Królestwa,
Inne mnóstwo Królewien: Królewna Malinka, Królewna Grudkowego Królestwa (KGK lub też Lumpy) i inne
do których chce się dobrać, szukając żony..
Lodowy Król! - szalony król biorący magię ze swojej korony
(haha rym!)
Marcelina - Księżniczka Wampirów - szalona nastolatka uwielbiająca muzykę
Królewna Ognia - równolatka Finna, popieląca wszystko co by się dało

jest jeszcze :
Panna Jednorożek - dziewczyna Jake'a
BIMO - inteligentny gadający komputer

Co mnie pociąga w tym serialu?
Właściwie nie wiadomo czego się spodziewać po kolejnych odcinkach, wielowątkowość fabuły, rozwój postaci, nabywanie nowych doświadczeń do których bohaterowie się odwołują w kolejnych przygodach - tak!
Są rozwijane historie bohaterów pobocznych, w różne sposoby poznajemy ich motywy i tajemnice.
Czasem serial zmienia konwencje -grafika 3D, grą, wspomnieniami, bawi się popkulturą, także dla rozsmakowanych w skojarzeniach idealnie podpasuje.

I to, że Jake i Finn tak sobie żyją razem w domku, bawią, że czasem potrafią dogadać się z Lodowym Królem, czasem lecą na ratunek nie wiedząc co ich spotka po drodze a też są uczestnikami zwyczajnych sytuacji a złe rzeczy które im się przytrafią, potrafią zmienić na dobre.
Nie do końca jest to bajka dla dzieci, są momenty okrutne i zmierzające do tragedii, ale jednocześnie co im by szkodziło skoro kiedyś były bajki o Krawcu który obcinał Paluszki (z ilustracjami!)
Do ciekawych odcinków odwołuję do Bastionu :) albo CN :P(jak ktoś ma dostęp)

a tutaj Finn robi chlebek :D



wtorek, 18 marca 2014

Poznaję Mazowsze - plany 2014

Nareszcie mam sprawne auto i mogę wyruszać w trasy. W tym roku, ze względu na brak psa a więc brak obowiązków związanych z byciem niedaleko domu i regularnymi wizytami u weta.(chociaż brak zwierzaka odczuwalny niesamowicie) uznałam że pora pozwiedzać najbliższą okolicę.
Na Mazowszu jest tyle ciekawych rzeczy! jednak wymagają one dłuższych podróży ponieważ jest Warszawa...średnio 80 km drogi i kolejna ciekawa rzecz.
na tegorocznej liście na wiosnę, wyciągnęłam kilka, myślę że świetnych miejscowości:
1. Grodzisk Mazowiecki - chcę zobaczyć typowo polski dworek, przejść się po kolejnym( po cieszyńskim) cmentarzu żydowskim i zobaczyć niska mazowiecką zabudowę i cudowne wille.(kościoły też)
2. Nasielsk - właściwie chodzi też o okolice ponieważ znajduje się tam duze zagęszczenie dworków w różnym stylu. Obejrzenie nawet z pewnej odległości dworów w lepszym niż dolnośląskie stanie (na pewno) a także przejście się po parkach i zabudowaniach dworski - tak tak!. A podobno okolica idealna na rowery(i tutaj przydałby się bagażnik rowerowy..)
3. Nieborów  i park Arkadia - obowiązkowy punkt wycieczkowy najlepiej na cały dzień piknikowania! urocza okolica no i w bardzo francuskim stylu. Byłam jakoś 10 lat temu i chętnie zobaczyłabym co się zmieniło. Byłam co prawda tylko w parku. dlatego muzeum jeszcze muszę zobaczyć. 
4.Ciechanów - bo dworek! bo ZAMEK! I chętnie bym została na dłużej bo to miejsce produkcji jednego z bardziej rozpoznawalnych oryginalnych piw - Ciechana (albo pamiątki!)
5. Dziadkowskie - folwark! tak! taki w stylu Polskim nie niemieckim z którym do tej pory najwięcej miałam do czynienia. Stary dwór drewniany...miejmy nadzieję, że jeszcze stoi, w ogóle w stronę Podlasia zrobiłabym "wycieczkę w nieznane"
6. Krubki- Górki - chyba najbliżej, pozostałości parku krajobrazowego (podworskiego) i ruiny (czyli to co historycy lubią najbardziej)
7. Chajęty - park i obowiązkowy dworek w stylu polskim - również bliziutko
8. Jadów  - jak wyżej dworki dworki! (gdyby drogi były lepsze, znaczy miały pobocze to tą okolice dałoby sie zwiedzić rowerem..a tak zostaje samochód niestety)
9.Wola Rasztowska - pałac!

Niewiele więcej wiem, w ramach wycieczek podejrzewam, poznam te miejsca, no i nawet będę chciała do niektórych wrócić. 
Oczywiście, temat otwarty i zbieram chętnych na wycieczki :)

niedziela, 16 marca 2014

Co by było gdyby....wyłączono prąd?

Temat poruszany w niezliczonej liczbie powieści postapokaliptycznych.

Wyobraźmy sobie taką sytuację, pewnego dnia, nie ma zasilania w gniazdku sieci nie mają zasięgu. Nie ma telewizji. Telefony operujące na złączach cyfrowych przestają działać (praktycznie wszystko objęła cyfryzacja czyli komputery) z tego co kiedyś się dowiedziałam, analogowa sieć jest obsługiwana i utrzymywana obecnie jedynie przez wojsko na potrzeby bezpieczeństwa.
Cała biurokracja, oparta na komputerach i telefonach leży.
Większość ludzi traci plany dnia, muzykę, światło, nie może nic ugotować (gaz jest ale przecież są kuchenki elektryczne i płyty indukcyjne, czystsze, wygodniejsze).
W sklepach zaczyna brakować towarów albo dostawy są nieregularne (tam, gdzie czegoś nie ma to się dowozi).
Ludzie tracą wszystko, co mają na kontach w banku(albo zyskują bo znikają kredyty).
Prąd awaryjny jest, ale tylko na podstawie agregatów (a kto ma agregat?).
Po takim wstępie...
Jakie masz umiejętności, żeby przetrwać?

Jako biurokrata, który całe życie żył w mieście praktycznie niewielkie, odliczając sklepy i magazyny.
Jak daleko mogłabyś/mógłbyś się posunąć, żeby przeżyć?
Może jakiś gang bo nie potrafisz działać i decydować w pojedynkę?
Może byś umarł dnia następnego, bo jak w przypadku bohatera "Into the wild" zjadłbyś coś trującego nawet o tym nie wiedząc?
Jakie mamy w dzisiejszym świecie praktyczne umiejętności przetrwania? Nie na jakąś apokalipsę zombie która polega jedynie na zabijaniu ludzi bez świadomości tego, że stali się czymś złym, może po prostu chcą się przytulić, spytać jak się masz, i zjadają z zazdrości i z miłości bo inaczej nie potrafią.

No jakie?
Umiemy gotować? super! to teraz znajdźmy w polu coś jadalnego, które owoce możesz jeść a które nie? po czym będziesz mieć gorączkę a co gorączkę uśmierzy, wiesz? nie - Nie żyjesz.
Naoglądałaś się Beara Gryllsa i wiesz, że robaki są jadalne, ale czy wiesz że duża liczba gąsienic nie? I wiesz, że to nie przekłada się na polskie realia?
Wiesz jak używać piły zębatej, dłuta, jak odfiltrować wodę kiedy skończą się tabletki odkażające a pompy, napędzane elektrycznością przestaną działać. Co umiesz, czym się zajmiesz, może zawsze lubiłaś iglaki bo są takie bezproblemowe, ale co jeżeli będziesz musiała/ał założyć własny ogród?
Będą się liczyć prawdziwe umiejętności, prawdziwe być może też "umiejętność sprzedaży" jednak, obecne potrzebne umiejętności rozmijają się niesamowicie z tym, co kiedyś do życia było potrzebne.
Większość szanujących się fotografów będzie działać dalej, wiedzą co to ciemnia.

Koniec postu postapokaliptycznego.
Śniła mi się bomba atomowa i to, że ludzie chowali się w galerii handlowej pod schodami ruchomymi, współczesnym kościele dzielącym, a nie jednoczącym ludzi. A obok mnie, siedziała jakaś znana gwiazda filmowa.
Super sen na niedzielę.

piątek, 14 marca 2014

Jak ubogacać swoją biblioteczkę i nie umrzeć z głodu

Mimo mojej obecności w sieci nadal przedkładam nad audiobooki oraz e-booki tradycyjne książki.
Jestem przebrzydłym molem książkowym o dziwnym guście.
Nie przepadam za reportażami, literaturą faktu, kryminałami i powieściami obyczajowymi.
Uwielbiam książki dla dzieci, fantastykę, SF (Trochę mniej), biografie i sagi rodzinne i "wspominki".
Książki dzielę na takie, które przeczytałam, bo muszę (bo dostałam, bo podobno trzeba i bo nie ma co czytać), i takie które czytam raz, potem jeszcze raz, potem jeszcze raz i raz za razem zastanawiam się nad instalacją nowej okładki i uruchomieniem stołu introligatorskiego.
Od jesieni, przerażona tym, że zmniejszyła się moja częstotliwość czytania książek uznałam, że mogę pozwolić sobie na jedną miesięcznie w cenie nie przekraczającej 40 zł.
Oczywiście dom pełen książek nie ułatwia mi sprawy, ponieważ obecnie widnieje na podłodze taka duża sterta literatury naukowej i mniej na temat Słowiańszczyzny i przysłów ludowych (taka zajawka). A inne są powciskane na każdy możliwy sposób w każdą wolną przestrzeń na półce.
Standardem jest, że kupuje sobie obecnie każą nową książkę Terrego Pratchetta - mimo tego, że wiele osób uważa go za powtarzającego się pisarza, który konstruuje każdą z historii z podobnym stopniem tempa i tymi samymi bohaterami (nieprawda i nieprawda!). Mimo swojej choroby jego Świat Dysku jest coraz bogatszy coraz bardziej szczegółowy i coraz bardziej zaludniony zatrollowany i zakrasnoludziony. Chciałabym jak on pisać..
Drugim pisarzem, obok którego książek nie mogę przejść obojętnie jest Neil Gaiman - doskonale piszący krótkie formy jak i dłuższe jednak niesłusznie nazywane "powieściami". Doceniam to, że w każdej ze swoich książek korzystając z codziennych lęków zasiewa we mnie coraz to inne ziarno odkryć i spojrzeń. Wrażenie podczas czytania jest jakby zanurzać się w mętnym powietrzu ze znajomymi szczegółami. Nic dziwnego, w końcu jeden z jego zbiorów to Dymy i Lustra.
Ostatnio odkryłam Metro 2033 i Metro 2034 ale poprzestanę na tym. Bo to historia na oddzielny post, zwłaszcza że to byłby post-post-apokaliptyczny!

Największym wydatkiem zaś moich ostatnich tygodni, przez co muszę przemyśleć kolejną wycieczkę no i oszczędzam, była zakupiona na Kings Cross w księgarni obok sklepu Harrego Pottera, książka Niki Segnit "The Flavour Thesaurus" Kilka lat temu przeczytałam o niej na pewnym blogu kulinarnym i zapragnęłam mieć ją koniecznie! Ktoś mi odradzał, bo przecież Anglicy nie potrafią gotować. Kilka osób chciało przywieźć i zapomniało aż sama pojechałam.
Jeżeli jest się obeznanym w kuchni to nie przynosi ona co prawda samych nowości ale....
mogę sprawdzić teraz jak smakuje ogórek z truskawką! albo orzeszki ziemne z ziemniakami! nie wpadłabym na to, mimo że znam przepis na drink z ogórkiem.
albo gałka muszkatołowa z awokado (podobno niezły afrodyzjak) no i dzięki tej książce douczam się angielskiego.

Także kończąc temat, żeby nie splajtować to chodzić na wyprzedaże książek (jeden!) mieć pewniaki - żeby nie kupować takich do których się nigdy nie wróci (dwa!) ani gniotów (trzy!), no i ustalić sobie pulę maksymalną jaką jesteśmy raz w miesiącu w stanie wydać (cztery!)  Oczywiście jeżeli kiedyś się zapragnie jakiejś książki powyżej pewnego pułapu, to warto by zapisać pomysł i odłożyć "na lepsze czasy".

Ps. wracam do domu i zabieram mamie "Dziką Kuchnie" Łukasza Łuczaja, jest fascynująca - polecam!
Pps.. kiedyś robiłam listę książek, które chce kupić, albo komuś kupić o TU są już w naszej rodzinie, oprócz ostatniej.

niedziela, 9 marca 2014

Niedziela - narodowe święto lenia

Niby jeszcze wolne, a człowiek frustruje się, że następnego dnia oczy na zapałkach i do roboty.
Niby wolne i można tyle zrobić, ale dopada nas leń i wszystkie pomysły, na które w ciągu tygodnia się wpadało i do nich tęskniło, wyparowały.
Niedziela od kilku lat kojarzy mi się z syndromem dnia wczorajszego, grzecznym do kościółka (co niektórzy) i wyludnionymi ulicami.
Z obiadkiem u Babci lub  w domu, pospiesznym pakowaniem słoików i tripem do Wrocławia/Warszawy pociągiem/autem.

Z mnóstwem energii która ulatnia się natychmiast dnia następnego.

Wracając do tematu, co by nie psuć sobie niedzieli, co można robić, jeżeli wszyscy zajęci na obiadkach, robią zadania na dzień następny i totalnie nie mają czasu ochoty nigdzie wychodzić?

1. W sobotę przygotuj sobie książkę , po przebudzeniu olewasz wstawanie i czytasz w łóżku do południa. Bardzo lajfstajlowe - można kawę podać sobie do łóżka i ogólnie pozachwycać się miękkością pościeli, świeżym powietrzem za oknem i tym że "nic nie musisz"
2. śniadanie - zrób takie, na jakie nie masz czasu przez caaały tydzień. z reguły jadam owsiankę a czasem szarpnę się na grube naleśniki z dżemem - po amerykańsku (syrop klonowy jest przereklamowany miód rządzi)
3. Rachunki do zapłacenia zostaw na poniedziałek - a co, nie myśleć o tym!!
4. Samotny spacer/bieganie - a czemu by nie? wystarczy pretensja "przecież brakuje mi tego a tego do obiadu" i już. Można iść.(właśnie jestem na tym etapie)
5. Zrób coś, na co byłaś/eś zbyt zmęczona po powrocie z pracy, coś dobrego? jakieś przegryzki? eksperyment kulinarny? jak nie wyjdzie zjesz jak wyjdzie też zjesz :D Tutaj kanapeczki zrobione jakiś czas temu.


6. i dużo dobrej muzyki na wieczór
7. i jakaś gra, na komputerze, może Wiedźmin tym razem?

Powyższe punkty mogą być zrealizowane, ale nie musza, święto lenia jest do łapania energii słonecznej wiatrowej i psychicznej na cały nieznośny tydzień.

z pozdrowieniami niedzielnoleniwcowymi

Ps. Wszytkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet (i dnia facetów bo podobno taki też mają..dwa razy w roku) wczoraj wybrałam sobie kwiatki (hiacynty) i zapłaciłam z własnej kieszeni  - jestem kobietą niezależną. HA!

wtorek, 4 marca 2014

B-Londyn-ka w mieście

Nie ogarniam!
Weekendowe wypady mają sens, jeżeli nie pakujemy się w sam środek miasta, które leżało praktycznie przez tysiąc lat w centrum historii. Jednak i tak bardzo się cieszę że przyjęłam zaproszenie dwóch Openerowych Krejzoli ;)

Rzym dało się ogarnąć w kilka dni, Pragę również chociaż i tak nie widziało się wszystkiego.
Ale Londyn? Nie da rady w weekend! Zaledwie prześlizgnęłam się po "powierzchni" metrem wte i wewte a i słoneczko było pierwsze takie w tym roku:) Poza tym taka ilość GOTYKU i NEOGOTYKU i klasycyzujących kamienic wymaga oddzielnej bardzo dokładnej wycieczki historycznej. Są tam w końcu poznoszone z każdego zakamarku świata skarby historii, jako XIX wieczny pępek świata za panowania Królowej Wiktorii mieli oni wszystko!

wiadomo co, wiadomo gdzie:) By Malfay
London Eye i własciwie tam nic ciekawego oprócz ulicznych artystów nie ma ;P

W Muzeum Historii Naturalnej - niestety jedynym jakie udało mi się odwiedzić :
- widziałam prawdziwą sekwoję - co prawda kawałek pieńka, ale za to jaki:)
- widziałam kawałek ptaka Dodo (wyginęły)
- widziałam ruchomego tyranozaura (czaad)ale nie taki czad, jak oglądanie kompletnych szkieletów (kiedyś chciałam być paleontologiem)
- naoglądałam się skarbów człowieczej natury: diamentów rubinów i mnóstwa jeszcze...
- widziałam szkielet największego leniwca na świecie (nie, to nie był człowiek)
głowa dinozaura  brrrr
\
Jak okazało się, pewnych rzeczy się nie zapomina, i konkretne znaleziska/obiekty były niczym kluczyki otwierające konkretne przegródki w mojej głowie, łączyłam wspomnienia, dotykałam tego, co można było wyłącznie przeczytać.
Moje kolejne, przyszłe wędrówki po Londynie będę musiała podzielić na cykle tematyczne.
Pierwszy z tych cykli będzie drogą książek, udało mi się już być na King's Cross 9 i 3/4 (jak wiadomo peron gdzie Harry Potter rozpoczął swoją przygodę z Hogwartem), w dzielnicy Paddington gdzie został znaleziony Miś Paddington (co prawda na samej stacji nie wylądowałam, ale spałam w hostelu w tej dzielnicy).
Na Baker Street nie trafiłam, ale za to w Pubie Sherlocka Holmesa już tak. Dziki tłum pijących piwo i jedzących turystów i tubylców a do tego pozawieszane czapeczki Detektywa na ścianie.

wejście na stację Paddington :)



Cudowne!

Oczywiście miejsca najbardziej znane: Tower, Big-Ben i Opactwo Westminsterskie - check!

Druga trasa byłaby śladami postaci historycznych (gęsta i zakręcona). 
Najlepiej byłoby zacząć jeszcze od średniowiecza chociaż czułam "dziką radość", gdy trafiłam na park/plac Tower Hill  gdzie było mauzoleum upamiętniające ofiary marynarki wojennej oraz cywilne. (Między innymi jedna z największych katastrof morskich - zatonięcie statku płynącego z NY do Londynu - Luisitanii) również na tym placu znajdowało się memorandum Thomasa More (Tomasz Morus )- autora Utopii, oraz Thomasa Cromwella. 
Tower Hill było to miejsce egzekucji "skazanych za zdradę stanu" więźniów królów - najczęściej używane za Henryka VIII. 
Tower Hill - miejsce śmierci zdrajców Króla ale pozytywnie ocenianych przez Historię
Historia ta papierowa, ta filmowa stała się prawie że namacalna i odarta z fikcji. Jak w przypadku historii Polski i Starożytności. Żal mi jednak było czasu na sklepy i chodzenie po centrach handlowych - mimo tego, że obok zwiedzania, również się na to nastawiałam. Za mało czasu

Piosenka ilustrująca mój wyjazd, to nie Strachy na Lachy (na których koncert pojechałam, jeden praktycznie z ich najlepszych na jakim byłam), a nomen-omen London Grammar Maybe: