wtorek, 23 czerwca 2015

OFFTOPIC

Kiedy zauważasz, ze internet jest do bani?
- Gdy nie ma potrzebnych informacji a jak wpiszesz coś potrzebnego Ci w google to wyskakują sponsoringi
- Kiedy ktoś ma akurat urodziny na Facebooku to Ty myślałeś/myślałaś że już wywaliłeś/aś tą osobe ze znajomych ale głupio Ci jest ją faktycznie wywalać w jej urodziny. Czekasz więc a potem zapominasz.
- Usuwasz się z nieużywanych grup na fejsie bo denerwuje Cie spam na głównej, no ewentualnie zostawiasz się w grupie - ale powiadomienia wyłączasz
- Ukrywasz się na fejsie żeby nikt Ci głowy nie zawracał
- używasz 20% zakładek reszta gnije bezużyteczna
- okazuje się, że większość informacji to memy albo plotki powtarzane co kilka miesięcy
- internet się znudził i wolisz pograć w RPG (trudniejsze elementy i tak przechodzisz za pomocą tutoriali internetowych..)
- wychodząc z domu po 20 minutach stania w korku sprawdzasz fejsa albo wysyłasz snapa jak smutno jest rano stać w korku
- w przebieralni korci Cię, żeby nagrać filmik o pocieszaniu dzieci przez mamy i odwrotnie, bo w końcu robią niewymiarowe ciuchy
- kiedy masz poblokowane wszystko: reklamy, programy śledzące i dostajesz szału, gdy nagle w telewizji jest przerwa na reklamy albo pojawia Ci się wpis sponsorowany.


Nie uważam, że internet jest do bani tak bardzo, do momentu kiedy muszę zrobić coś offline.
Nagle okazuje się, że nie mam tej pewności co do słówek po angielsku (tak to mogłam sobie sprawdzić), nie jestem pewna mojej własnej wiedzy.
Bo jest podszeptywacz
jest to miejsce, gdzie można sprawdzić co się pomyślało.
Stajemy się przez internet mniej pewni siebie.
Wyrażenie "wiem, że nic nie wiem" nabiera innego, bardziej mrocznego znaczenia.

czwartek, 18 czerwca 2015

OWF w pigułce podsumowanie najbardziej znienawidzonego festiwalu na FB - plusy i minusy

Czas najwyższy opisać OWF
Moje rozwinięcie skrótu?
Olej Wielkie Festiwale
OWF się zmniejszył, może to przez mniejsze fundusze mniejszych graczy, może to przez zapraszanie mniej popularnych artystów...
Ale przepraszam bardzo, po pierwsze był bardzo dobry skład reprezentantów muzyki, kiedyś popularnej obecnie zepchniętej do garaży - czyli rocka.
Po drugie formuła na siłę masowej imprezy i samych gwiazd jest już lekko oklepana.
Po trzecie: jeśli się skład nie podoba to się nie jedzie a nie obrabia jak to słaby skład, bo by się pojechało, a się nie jedzie.

MINUSY
Ponieważ jednak dla mnie był to festiwalowy sukces to te kilka słabych rzeczy opiszę teraz:
1. Akcja z cenami biletów. Przebolałam, ale następnym razem porządnie się zastanowię, czy warto w ogóle kupować jakiekolwiek earlybird
2. Akcja z, podejrzewam, nadmierna ilością biletów na ostatni dzień. Koszmarne były godzinne kolejki wszędzie i niemniej koszmarny upał, kiedy jedynym ratunkiem stała się nędzna pianka frapee w barbarzyńskiej cenie. I to, że ludzie brali po 6 piw "na potem" żeby czekać pod scena na zespół i pić jedno po drugim.
3. Koszmarne było też to, że mimo to, że ludzie mieli karnety, w końcu kupowali je tylko dlatego, żeby iść na Muse,  nie chodzi tutaj mi już o organizatorów i ceny biletów, ale o fakt, że po co ODKRYWAĆ muzykę skoro można iść na popularnego pewniaka?
Festiwale nie są po to, żeby się lansować, słuchać muzyki którą zakatowaliśmy, ale też sprawdzać, jakie nowości pojawiły się w muzyce, jakie są trendy, czego się słucha. Co mają inni do przekazania.
Tu mi było szkoda doskonale przygotowanych zespołów o światowej sławie, gdzie pod sceną nie było tłumów. Powie się "taki mamy klimat" niestety to usprawiedliwianie rzeczywistości, do której zaczyna nam być niebezpiecznie blisko, nikomu nic się nie chce, a każdy chodzi wydeptaną lub modną ścieżką.

PLUSY
1. Organizacja: wszyscy ale to naprawdę WSZYSCY byli niesamowicie mili - zarówno obsługa jak i wolontariusze.
2. Można było wygrać płyty, gratisy, pobawić się
3. Można było trafić na część ulubionego zespołu piwkującego pod daszkiem. Artyści po koncertach wychodzili do ludzi pod główna scenę i naprawdę, było zabawnie :) (zwłaszcza pierwszy i drugi dzień).
4. Małe kolejki - dużo fajnych rzeczy można było odkryć, sprawdzić, poleżeć na leżakach - przenieść pufę z jednego końca festiwalu na drugi. I co w tym dziwnego że po drugim dniu mówiliśmy ze to off? Skojarzenie nieprzypadkowe
5. Można było z jedzeniem/piciem przyjść pod samą scenę - superaśnie!
6. Dzięki akcji "czyścicielskiej" można bylo w niespełna 10 minut uzbierac wymaganą pulę kubków.
7. Nagłośnienie! Cudownie poprawione, tylko w niektórych przypadkach (Bastille) miałabym małe uwagi, ale tak to przecudownie! FKA Twigs wijąca się - cudo.
8. Namiot - genialne posunięcie na ten upał,  przewiewnie i przyjemnie można było poleżeć w cieniu a nie tylko prażyć się na słońcu lub moknąć w piątkowej ulewie.
9. Ulewa - nic się nie zawaliło, co prawda padał,a  raczej wirował, deszcz a powietrze było tak naelektryzowane, że iskry przeskakiwały po rusztowaniach, niemniej jednak klimat był.
10. Muzyka!

MUZYKA:
Muse - dali PEWNIACKI koncert - było doskonale, chyba rozmachem przebiło mi ich koncert Coke.
Bastille - nieco słabiej niż w ubiegłym roku na Openerze, może gorsza forma, ale i tak doskonale porwali wszystkich.
FKA Twigs - jak ona się rusza! Jej wygibasy (spróbujcie się tak ruszać i nie dostać zadyszki) nie miały praktycznie wpływu na jakość śpiewu. Piękna kobieta. Cieszę sie że miałam okazję zobaczyć jej koncert.
Paloma Faith - zmiksowanie białej kobiety o czarnym głosie z naleciałościami gospel i muzyki w stylu lat 60 - coś pięknego! Układy taneczne, jej uśmiech no i cudowny kontakt z nami, człowiek momentalnie się uśmiechał oglądając i słuchając koncertu.
Chemical Brother(s)- wizualizacje, lasery, pomrukująca burza, błoto, woda wszędzie i to, że tak bardzo nie przejmowałam się zimnem i tym, że moja energia jest na wykończeniu. Taki power! i ROBOTY!!
Mark Ronson - totalny set DJ. Wiedział co zagrać, żeby wszyscy się bawili zamiast iść spać po ostatnim koncercie w namiocie. Jeszcze zmęczeni wybraliśmy się na odpoczynek na...
Baasch -bardzo pozytywne odkrycie, właściwie w stylu ostatnich głębokich męskich głosów których bez przerwy słucham
Metronomy - po bojach zimowych, żeby tylko trafić na ich koncert w końcu się udało i czułam dużą satysfakcję, koncert super!

Zarówno Papa Roach jak i Three Days Grace dali radę, jednak było dla mnie to już bardziej jak sentymentalna podróż do czasów, kiedy wykrzykiwałam emocje i pogowałam. Dali radę i namiot szalał całkowicie. Zwłaszcza na nowych kawałkach PR - mimo że lepiej znałam starsze.

Big Sean - meh, meh - facet za bardzo nie wiedział o czym gadać do nas, także uraczeni zostaliśmy wzruszajacymi historiami o Detroit i Babci B.S. - rapował bardzo dobrze ale na tle innych raperów niczym się nie wyróżnia. Dla mnie poprawny koncert.
Benjamin Clementine - tak, ale jego koncert powinien być raczej pod gwiazdami, bardzo przyjemnie gra i jeszcze lepiej śpiewa.
Noel -eeee nie bleh nic nie kojarzę
Crystal Fighters  - bez szału, byłam na czymś innym

Polskich pewniaków : Meli, Nosowskiej solo jak i z Hey nie muszę opisywać,chociaż Mela zagrała według mnie lepiej niż na Spring Break w Poznaniu.
Cosovel - jak ja ich uwielbiam, z każdym koncertem są coraz bardziej zaskakujący i cieszę się tym rozwojem. 

i największa porażka : Incubus - chciałam mieć plakat zespołu nad łóżkiem ale los chciał inaczej. Styl zespołu poprawny tylko wskazuje to, jak bardzo oddaliłam się od rockowej muzyki w tym klimacie i jak teraz trudno jest znaleźć pomysł na kontynuowanie kariery. Nie był to dla mnie porywający koncert. Jak wszystkie, ostatniego dnia zebrał tłumy widzów. Nowe piosenki nie powtórzą już sukcesu Megalomaniaca.
Seria zdjęć? proszę bardzo:

Brak tłumów przez pierwsze dwa dni był super wygodny
Chemicals Brothers with robots

Definedme
Chemical Brother(s)

Paloma Faith
Definedme
Jedyne fajne zdjęcie FKA
Definedme
Baasch

Jakie Metronomy zebrali tłumy!
Definedme
Incubus zebrali tłumy

A Muse nie dość, że zebrali tłumy to zrobili bałagan

Muse

Muse


Muse -balony!

Muse Bałagan!

niedziela, 7 czerwca 2015



Ostatnio jest zakręcenie z poplątaniem i do tego ciepło co skutecznie odgania mnie od komputera w stronę ciekawszych zajęć, w tym grillowania, siedzenia na plaży nad Wisłą i jeżdżenia na rowerze.
I o tym ostatnim będzie.
Nie jestem typowym warszawskim rowerzystą. Ba!  Nawet nie mam odpowiednich spodenek czy innego ubioru a dopiero dzisiaj zamontowałam taką nowinkę techniczną jak licznik.
Od dzieciństwa natomiast byłam otoczona polami i lasami a i teraz najbliższa mi okolica to rzadko uczęszczany las na skraju poligonu wojskowego. Podlega pod Warszawski Obszar Chronionego Krajobrazu na równi między innymi z Puszczą Kampinoską oraz dopływami Wisły.
Tereny te łączą wybitne bagna z typowym obszarem wydmowo-pustynnym i lasem iglastym i mieszanym.

Mapka - ładnie nie?

Ścieżki nie należą do najłatwiejszych, jedzie się albo po piachu albo kamieniach, momentami jest to fajna droga polna ale rzadko.

Jadąc dzisiaj obmyśliłam, jakie mogą być podstawowe rady dla mieszczucha który postanawia wybrać się w las a jest typowym miejskim rowerzystą. Na pewno jest to większy wysiłek niż przy pokonywaniu asfaltowych czy kostkowych tras. Konieczny jest zapas wody i dobra wszelakiego sklepów nie ma. No i podstawowy czyli jaki kto ma rynsztunek cyklisty - ważne żeby to nie były żadne sandałki!
Ale ale..wjeżdzamy do typowego, podwarszawskiego lasu: podmokło/sucho, łąka/las.
Zasady są proste jak w przypadku każdego lasu:
1. Żadnego ognia - niedopałek to tez ogień.
2. Żadnego śmiecenia
3. Minimum hałasu (pozdrawiam bucoquadowców z dzisiaj dla których droga na 2,5 m. to było za mało żeby przejechać i musiałam zjechać na bok)

A ponadto warto zaopatrzyć się w dwie rzeczy: coś na komary i meszki (komarów póki co nie stwierdzono, ale to drugie szaleje) i krem do opalania.
 Do takich rad dodam jeszcze kilka:

Bagno z narcyzami - jak rzadko zielone

1. Nie wchodzimy zrywać kwiatków na podmokły teren, narcyzy teraz kwitną..ale lepiej nie, każda kępka może być zdradliwie pływającą rozrośniętą kłodą. Aligatorów nie stwierdzono
2. W takie upały lepiej nie schodzić ze ścieżki.  Węże właściwie są wszędzie,a  ma się malutko czasu na odróżnienie jadowitej żmii od pospolitego zaskrońca. Lepiej żeby było to drugie. Oprócz węży są też salamandry, jaszczurki i pospolite gryzonie.
No i uwaga!

3. Czytamy leśne znaki - jeżeli gdzieś jest napisane "poligon wojskowy nie wchodzić" i "nie zbierać runa leśnego nie polować i nie łowić ryb" to przestrzegać. Moje ubiegłoroczne zbieranie grzybów skończyło się znalezieniem niewybuchów, mimo że teren był nieoznaczony jako poligonowy. I wojna światowa miała swoje bomby a tamta okolica była jeszcze do tego świadkiem "Cudu nad Wisłą" w 1920 r. Poligon działam w większym zakresie również po II wojnie (rozszerzony tak przez radzieckie władze,żeby cmentarz żołnierzy poległych w 1920 był zgarnięty i nie można było by się nim zajmować). Potem na szczęscie tereny zostały zmniejszone (ale czy rozminowane?:P). Śmiejemy się czasem, ze te huki na poligonie to nie ćwiczenia a sarenka która nauczyła się latać (albo dzik)

4. Wchodząc do lasu koniecznie ale to koniecznie PATRZYMY POD NOGI - to te węże ale też jakieś osuwisko/mrowisko/kretowisko lub zwyczajne sarnie bobki. Bleh.
5. Jeżeli chcemy coś zbierać to na 100% trzeba wiedzieć, że to jadalne. Na przypuszczenia jest system zerojedynkowy.
6. Uwaga na ścinki drzewa, jeżeli leżą ułożone stosy kłód nie dość, że możemy zostać posklejani trudną do usunięcia żywicą, to jeszcze lubią tam gniazdować żmije i osy.
Te wszystkie drzewa są zeschnięte. Tak to już jest w przyrodzie.

I cieszmy się lasem!
Co prawda nie widziałam dziś węży ani KOMARÓW(NIC!)  ale za to; pliszkę, jaszczurkę, narcyzy na bagnach i jeszcze jakąś inną roślinkę kwitnącą. Mnóstwo czarnego bzu (dobry na przeziębienia) i kwitnące akacje.
Słyszałam kukułki.
I było tak kosmicznie gorąco.