piątek, 28 czerwca 2013

O nie! jestem Trollem!!!

Z założenia nie chcę być świnią internetową, nie komentuje blogów (chyba ze coś naprawdę mi się spodoba) nie rzucam mięsem, nie piszę kontrowersyjnych rzeczy, ale mimo to odkryłam niedawno, że jestem trollem internetowym. Dlaczego?(powinnam to kiedyś zilustrować ale moje lenistwo tworzy obrazy jedynie w głowie, na papierze już nie są tak zabawne i ładne):
1. uwielbiam piosenkę trololoo (pana Trololo) - kiedyś po 3 godzinie w kółko (na yt są takie 10 godzinne zapętlenia rożnych dziwnych rzeczy) mój brat zagroził mi, ze puści mi to na fullregulator o 5 rano... TROLOLOLO się skończył...
2. uwielbiam wszystkich poprawiać, mam zdanie na większość tematów, a pokłócić publicznie też umiem się.(bosh jaki Yodyzm). - co widać na fb. - zdarza się, że pod jakimś względnie normalnym postem nadchodzi troll-owa apokalipsa!
3. nie owijam w bawełnę w życiu, bo po co?
4. łatwo mi popsuć humor, staję się marudna, właściwie z założenia jestem marudna ale na poprawę humoru jest szybka szansa
5. ciętoripostuję...ohjo,... czasem zarzucę życiowym sucharem, ale staram się, żeby większość była epicka.

Właściwie dobrze by było, żeby moje życie było epickie, nie wiem czemu ludzie rezygnują z drobnych wydarzeń, które by podnosiły jakość i wartość życia...
nie lubią się gubić, schodzić z utartych miejskich szlaków, z tras turystycznych, jeżdżą na wakacje "olinkluziw" wypełniają sobie każdą sekundę życia czymś, przy czym nie muszą myśleć...
staram się, żeby zawsze było epicko! chociaż minimalnie, zrobić jakąś głupotę błąd, przez co cała sytuacja/impreza/spotkanie zapadnie w pamięć bo będzie niepowtarzalne!
dlatego jutrzejszego grilla mam zamiar ozdobić ręcznie robionymi lampionami wycinankowymi...mam nadzieje że wyjdą :)
nie wiem tylko, czy ludzie dopiszą.
Miałam zainstalować ślizgawkę wodną w ogrodzie, ale pogoda nie sprzyja więc przerzucę się na lampiony. Zależy mi na ludziach, nie wyrażam tego słowami ale wolę upiec im ciasto, zrobić coś ładnego czy po prostu jakiś niewielki gest... i zależy mi, żeby się dobrze czuli..
i może upiekę babeczki (specialite de mua);)
ale i tak jestem trollem :P
trololololo

wtorek, 25 czerwca 2013

Miś jest bardzo grzeczny dziś...

Każdy kiedyś miał misia, i to będzie historia o tych zabawkach i to takich wyprzytulanych, lezących gdzieś, zakurzonych, których nie odda się nikomu.
Własnie jeden z takich moich ostatnich nabytych (już w dorosłym życiu) misiów (bo zawsze miałam szalone kolorowe zabawki, a to jak to kiedyś moja współlokatorka nazywała "misia z wodogłowiem" albo jednorożca albo co innego, najgorsze, że stara baba a muszę mieć coś miękkiego w objęciach gdy zasypiam, ułatwia mi to ułożenie się do snu, i nie miażdżę swoim ciężarem swoich atrybutów:)
Sam fakt, posiadania misia W TAAAKIM wieku może zadziwiać, ale to taki nawyk, znałam ludzi co do 20 sączyli smoczki (bo znerwicowani).
Przytulanki z reguły w pewnym momencie są wyrzucane z pokoju, oddawane, czy też chowane na strychu dla kolejnych pokoleń, jednak kolejne pokolenia mają ciekawsze zabawki i szybciej misie odchodzą, poza tym, jednak "Strychowe" zabawki mają niepokojący zapach nieużywania....
moja cała paczka misiów kiedyś została schowana do piwnicy...i tam sławetny 1997 zastał moje misie
podejrzewam, ze za wiele z nich nie zostało.
A potrafiłam te moje 7 czy 8 misiów ułożyć od największego (którego mam do dziś) do najmniejszego na łóżku a samej spać na podłodze, albo zasypiać w tonie stworzonek rożnej maści proporcji ale misiowych.
W moim rodzinnym domu mam różową panterę i Misia którego dostałam jak się urodziłam, z gatek mu już trochę wnętrzności uciekają więc nosi moje spodenki, ale jest mój.
I ten taki sentyment, otaczający mnie nie dotyczy tylko zabawek.
Jakiś czas temu mama chciała oddać MÓJ niemowlęcy kocyk PSU
no zbulwersowałam się, bo nadal jest to MÓJ koc ! został zabrany i czeka na lepsze czasy...
a co z jednym moim misiem się dzieje? a sobie jest!
Niezrozumiałe jest dla mnie pozbywanie się pewnych rzeczy "bo tak trzeba"
bez sentymentu oddawanie zabawek ukochanych ludziom, wyrzucanie o zgrozo na śmietnik czy też palenie w piecu! (aż mi klawiatura drży z nerwów)
zabawki i miękkie rzeczy kiedyś pewnie zostaną zabronione bo dziecko będzie musiało leżeć w sterylnych warunkach żeby nie nabawić się alergii.Misie nie powodują alergii, misie są kochane mimo defektów (jak rozsądny Miś Uszatek który jest teraz demonizowany przez jakiegoś misia puszapka fuj fuj i tragedia)
ma być miękko, niewinnie, przyjemnie...
Miś Coralgol, co teraz jest symbolem fajtłapy miał być misiem do kochania ze względu na potrzebę opieki i nieporadność to samo z "misiem o bardzo małym rozumku"  Puchatkiem który został przez Disneya Zniszczony forma animacji 3d prostackiej i nędznej, a Krzysia zastąpiła jakaś dziewczynka...
Nigdy nie nazywałam misiów, mis to był miś, jednorożec to był konik, królik to królik zajączek zajączek, nie umiem nadawać imion.
(nawet mój kot przyniósł swoje destrukcyjne imię ze sobą)
Teddy Bear to w końcu imię Theodore Roosvelta który znalazł takiego małego, puchatego niedźwiadka w lesie (pewnie wcześniej zabijając mamusię), a misie były zawsze... wyliniałe, teraz straszące.
z ruchomymi rączkami i nóżkami, uzupełnieniem do lalek, nie za dziewczęce mogli bawić się też nimi mali chłopcy (jak Krzyś!) a na obrazkach "landszaftach" rodzinnych często jest miś pod choinką.../
Tysiąc lat misiu pluszowy, misiu z wełną w środku, misiu z kaszką w nóżkach, misiu z oczkami z guzików, misiu chiński misiu polski, misiu szmaciaku, misiu własnoręcznie upluszowiony...
tylko teraz tego pluszu coraz mniej...

a poniżej przedstawiam zdjęcie mojego obecnego Misia (od kilku lat) po akcji upiększającej zorganizowanej przeze mnie a wykonanej przez pewną małą dziewczynkę.... ;) misia to nie bolało, cały i zdrowy.
Misbezimienia

niedziela, 23 czerwca 2013

Jak przeżyć upał wg Geeka part1

Ponieważ dopadły nas w ostatnich dniach upały, (ja je ciężko przechorowałam ale przeżyłam) a Geek nie komputer coś robić musi żeby zająć mózg..
1. ubierz się lekko i przewiewnie, i na pewno nie zakładaj koszulki z ulubionym motywem superbohatera! (roztopi się i tyle będzie)
2. zrób zapas wody (lub innego ulubionego napoju) z założenia na tydzień oraz zapas słomek do picia (napoje lepiej i szybciej "wchodzą" przez słomkę
3. jeżeli masz okazję, idź się sklimatyzować! 
4. zapas książek/gier (polecam lekkie, humorystyczne tytuły lub powieści awanturnicze (brytyjskie) które dzieją się w zaginionych afrykańskich cywilizacjach lub po prostu Juliusza Verne )
z gier lekkie i przyjemne z małą ilością stresowych elementów.
5. leżaczek i alternatywa napodwórkowa /ogrodowa /balkonowa również wskazane :)
Olej masowe imprezy!
- wczorajsze Wianki oglądałam z b. dobrym skutkiem po Praskiej stronie Wisły :) efekt ten sam a ludzi i smrodku jakby mniej.... 
- leż i staraj się wyłączyć mózg...
- jedz lekkie potrawy lub lody! (zjadłabym....)
- puść przyjemną muzykę....

jakie to wszystko "oczywiste oczywistości" !
a teraz najważniejszy element, po przygotowaniu tego wszystkiego, nasmaruj się kremem przeciwko oparzeniom, wypryskaj srodkami na komary, weź książkę, leżaczek lub rower i kocyk pojedz gdzieś, gdzie ludzi mało  (lub zapomnij ze masz telefon), wyciągnij  zeszyt i długopisy i posłuchaj co masz w środku..jakieś pomysły?
ps. napiszę wieczorem(bo teraz głód skręca mi wnętrzności czekając na domowe frytki, pierwszy w miarę porządny posiłek od wtorku) o moich przemyśleniach na temat adaptacji filmowych tzw "alternatywnych baśni..." inspiracja? Hans i Gretel Łowcy Czarownic (poza tym Alternatywny Czerwony Kapturek, alternatywne Śnieżki, Śpiące Królewny, Bracia Grimm, Wilkołaki Wampiry)


wtorek, 18 czerwca 2013

Geek me !

Jestem Geekiem,
ostatnia rozmowa z przyjaciółką utwierdziła mnie w tym przekonaniu.
Oto, jak jej wyjaśniałam, kim jest pewien, według mnie, bardzo znany aktor Gary Oldman. którego totalnie nie kojarzyła z twarzy (nie dziwię jej się) a grał w Red Riding Hood pogromcę zła wszelakiego (tego dobrego zła of course niesprawiedliwie ściganego) - jedyny aktor którego mogłaby kojarzyć (obok Amandy Seyfried)
- Oglądałaś Harrego Pottera cz. 4 i 5?
- Nie...
- Dobra, bo tam był taki Chrzestny Pottera i to był Gary Oldman,
-Aha, dalej nie kojarzę,
Myślę intensywnie, co by kojarzyła...o mam!
- Kojarzysz Leona Zawodowca? no wiesz, Jean Reno i Nieletnia Natalie Portman..
- No kojarzę
- To Gary Oldman grał tego złego
- nie mam pojęcia kogo!! był zły ale nie kojarzę..
Myślę myślę.... historia robi się coraz cięższa bo on rzadko przypomina siebie...dobra mam!
- Oglądałaś Draculę?
- nooo... chyba tak.
- taki z Keany Reevesem i młodą Winioną Ryder - tam Oldman grał Draculę
Niestety nadal nie kojarzyła, dobra ostatnia deska ratunku..
-Pamiętasz, był taki film Piąty element Luca Bessona.. Mila J. i bezbłędny Bruce Willis ?
- tak!
- to kojarzysz takiego typka co nie miał połowy czaszki?
- TAK!
- to jest Gary Oldman..
no nareszcie!
tylko w tym momencie...ile pewnych "toposów" znam z filmów?
mojej mamie zepsułam oglądanie wszelakich komedii romantycznych bo powiedziałam nieopatrznie,że kryzys jest w 40-50 minucie...
Co prawda obeznanie w motywach filmowych, przewidywaniu ról się przydaje,
ale jednocześnie, wcale nie czytając książki G. Martina a oglądając przesławny 9 odc. 3 sezonu Gry o Tron WIEDZIAŁAM ŻE TAK BĘDZIE!
bo co za naiwny idiota (tak, nie lubiłam Robba Starka i jego żonki, Matuli Stark mi żal..) po obrażeniu odmową największego sojusznika, od którego zależy jego życie, podrzuca mu pośledniejszego znaczeniem dowódcę aby poślubił córeczkę odrzuconego władcy? i jeszcze myśli że się wszystko ułoży? o naiwni..
życie... pisze podobne scenariusze, a mam wrażenie że takiego mordobicia było mnóstwo w historii...
ale o historii innym razem.
na razie muszę nadrobić jeden serial "Vikings" i poirytować się trochę amerykańskim stylem bycia (tak, to się zauważa jak scenariusz piszą Amerykanie Zjednoczeni) wikingów, po pierwsze, gdyby scenariusz do Vikings napisali Szwedzi Duńczycy czy też Norwedzy byłoby to :
a) mroczniejsze
b) smutniejsze
c) mniej epickie a bardziej rzeczywiste..
a z każdego scenariusza wynika  że w kupie, co klei się do lidera z tzw "świeżym umysłem", siła! i piękny przystojny niebieskooki wiking bez żadnej szramy na twarzy no błagam..ile on ma lat?!

piątek, 14 czerwca 2013

PRACA!?

Wpadłam w matnię "o jak dobrze że mam pracę"
Od miesiąca obiecuję sobie, że zacznę rozsyłać CV, ale niestety nie potrafię się zebrać.
Muszę jednak zrobić coś ze swoim życiem, bo mam wrażenie ze się nie uwsteczniam, co przestałam się rozwijać...Proponują mi szkolenia, ale jednak nie czułabym w tym temacie, że to MÓJ rozwój i że to wpłynie jakoś na moje losy..

Plusów mojej pracy jest wiele: stabilność, bardzo zgrane i naprawdę fajne towarzystwo, luz jeżeli chodzi o ubiór (co dla mnie jest b. ważne) czasem mogę się spóźnić, mogę też czasem wyjść wcześniej (jednak staram się zawsze wtedy zostać następnego dnia dłużej albo w miarę potrzeby zostaję), w sumie luźna atmosfera - nie ma ustalonej pory na lunch itp. no i blisko jak na Warszawę.

Minusy? dziki zapierdziel, wielka odpowiedzialność za niewiele, operowanie zerami których na pewno w takim trybie do końca życia nie zobaczę. Bardzo duży stres z tym związany a jednocześnie traktowanie jak "kosztów" i osoby która zawsze jest posądzona a nie uwzględnia się, że ciężko pracuje.
Czasem się śmiejemy ze powinno być jak w dużych korporacjach  - każdy musi dzień przepracować w jakimś innym dziale.

Mój rozwój teraz polega na:
-pogłębianiu znajomości angielskiego (co mi jako tako idzie ale nie mam z kim rozmawiać po angielsku)
-Staram się czytać jedną książkę (porządną) tygodniowo, żadnych bestsellerów oprócz Pratchetta ;)
ostatnio rozłożyłam sobie na jakiś czas Normana Daviesa - Zaginione Królestwa, wcześniej czytałam przewodnik po kamieniach szlachetnych
- pisaniu pisaniu i pisaniu! 

właściwie najlepsze w tym wszystkim jest to, ze mam mnóstwo czasu na rozwijanie swoich zainteresowań, tylko w Warszawie jedynie do kina i na festiwale da się chodzić samemu...na wernisaże/wystawy itp. muszę mieć towarzystwo, bo najlepiej komentuje się z ludźmi przez rozmowę, człowiek wtedy poznaje inny punkt widzenia.
dlatego dzisiaj, mimo tego, że jest w końcu ciepły weekend, mimo tego, że jest Noc Pragi i mimo tego, że nawysyłałam się wiadomości do ludzi, nigdzie nie idę...
będę rozwijać światy z mojej głowy.
dziś znowu śniły mi się ataki zombie;)


środa, 12 czerwca 2013

Szybki poradnik nerda, jak sprawić, żeby Twoje życie towarzyskie umarło...

a Ty byś się mógł cieszyć niczym nieskrępowaną samotnością! żadnych telefonów i już!
1. Przeprowadź się, serio
2. Przeprowadź się w miejsce, gdzie mieszkają sami starzy ludzie
3. Przeprowadź się w poszukiwaniu pracy do b. dużego, rozległego miasta
4. Przeprowadź się z kilkoma koleżankami i kolegami, każdy niech mieszka w innej części miasta
5. Miej w pracy ludzi ponad 30 z rodzinami mężami/żonami chłopakami i planami do końca życia (chociaż poza tym to spoko)
6. Próbuj zawsze w weekendy organizować innym rozrywki - zmęczą się na pewno
7. Miej wysublimowany i wyszlifowany gust muzyczny i filmowy, chodź na koncerty festiwale, namawiaj na to innych
8. Walnij parę razy trochę głupich tekstów (bardzo)
9. Po kilku udanych solo koncertach i solo festiwalach uznaj, że właściwie świat jest bezpiecznym miejscem...
... czujesz? czujesz ten brak kogokolwiek?
10. znaj się na wielu rzeczach ale nie na wszystkim, od wszystkiego są inni którzy przecież tak chętnie Ci pomogą...
11. nie pomogą
12. zachoruj, najlepiej na kilka weekendów z rzędu
13. uświadom sobie, że Ci których nazywasz przyjaciółmi naprawdę wypełniali sobie Tobą czas między kolejnymi "partnerami" bądź zła i strzelaj fochy
14. wyłącz fejsbuka na tydzień i nie publikuj nic, zauważ, ze ci, co sie stęsknią i tak napiszą, ci co nie? możesz powoli robić selekcję
15. próbuj wyjść na tańce do wysublimowanego klubu...sama nie pójdziesz bo to straszna dzielnica
16. rozmawiaj najczęściej z ludźmi, którzy chcą się do Ciebie odezwać mimo tego, ze odległość lub stan posiadania internetu/itp pozostawiają wiele do życzenia, chwal ich i CEŃ!
17. Twoje życie towarzyskie umarło w momencie, kiedy nie masz się z kim napić browara nawet przez Skajpa...o facebooku nie mówiąc.
18. zafarbuj sobie włosy, chodź na niebotycznych szpilach przy wiadomym wzroście i ubieraj minispódniczki, onieśmielisz pozostałą w okolicy młodą część ludzkości i zgorsz starą, można też chodzić w dresie i nie umytym, ale to nie jest pożegnanie się z ludźmi "z klasą"
a żeby było śmieszniej, stan taki będzie ci doskonale odpowiadał: będziesz grać w gry, oglądać filmy i seriale do oporu, jeść co masz ochotę albo co jest w lodówce... i tylko czasem dostawał(a) załamki dlaczego nie ma mi kto ogarnąć jak właściwie kupuje się auto?

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Serialowisko

Jak już wiadomo jestem maniakiem filmów i animacji. Jednak z równym zadowoleniem oglądam seriale. Kiedyś, w ramach jakiejś rywalizacji o tytuł największego freaka serialowego wyliczyli mi, że razem z anime oraz kreskówkami oglądałam (czy też już obejrzałam) ponad 150 odcinkowców! w największym moim szaleństwie oglądałam 15 tygodniowo....
Dzielę je na "obiadowe" i "celebrowane" 
obiadowe: mało krwi, mało obrzydliwości, można obejrzeć do obiadu, ale nie śledzi się na bieżąco odcinków, ewentualnie wspomnienia dawnych seriali, 
celebrowane: wyczekiwane przez tydzień lub dwa z niecierpliwością, lub obejrzane sezon lub dwa jednym tchem!
i nijakie: takie, które po 3 czy 4 odcinku rzucam, ze względu na jakikolwiek brak zahaczenia tematu przeze mnie.. niezrozumiałą popularność lub schematyczność.
Lista jest całkowicie subiektywna!
lista seriali obiadowych (z literą C w nawiasie te, które spadły z Celebrowanych- ku jasności):
How i met your mother(C), Two Broke Girls, Instant Star(wszystkie tego typu co leciały w tv też...ale ich nie zliczę), Awkward, Lost Girl, Being Human (Kanadyjska), Mentalista (C) Vampire Diares (Wypadły z C. w tym roku, kiedy fabuła straciła sens i celowość) Glee(pomiędzy C a O.) Gossip Girl(podobnie jak VD- fabuła!) Mad Men (do 3 sezonu..), Boardwalk Empire, Roswell, The Lying Game

seriale Celebrowane: Dr House, Tudors, American Horror Story, Sherlock, Californication (oprócz przedostatniego sezonu),Cougar Town (oprócz ostatniego sezonu), Dexter(oprócz 6 sezonu który był pomyłką), Downtown Abbey, Lie to me, Friends, that 70' show(klaasyki), Game of Thrones(o 3 sezon się skończył ku mojej rozpaczy), Jane by design, Mash, New Girl, Pushing Daises, Skins(do 2 sezonu), 2 pierwsze sezony Spartacusa, Rome, Pamiętnik dziewczyny na telefon

seriale Nijakie: Elementary, Big Bang Theory(nadaje się troche do Obiadowych), Demony Da Vinci, Supernatural, Heroes, True Blood, Smallwille, Jezioro Marzeń (dawno dawno temu..)


Jak widać, dużo nie dotrwałam,
bardzo ciężko jest znależć serial, który bym naprawdę chciała obejrzeć, prawdą jest, że im więcej się czyta/ogląda wie, tym bardziej staje się wymagającym i krytycznym.

Seriale obyczajowe: te same motywy wzajemnych koligacji, brak wyjaśniania, mam wrazenie że pod te same dialogi podkłądali tylko innych bohaterów, przykładem idealnym są Pamiętniki Wampirów z Lying Game z Gossip Girl... ogólnie strasznie słabe jest naciąganie seriali byleby trwały i trwały.... rozciąganie fabuły koligacji, kombinacji kto z kim przeciwko komu i człowiek wie, ze z końcem sezonu nie skończy się serial. (Bosko ze niektórym się to udaje) nie zdarza się, żeby trzymał klasę do końca (dexter)

W serialach dobrze mieć jasno określony świat, bohaterów o określonym światopoglądzie i zasadach. 
dlatego tak dobry jest House, Sherlock, Dexter, Pushing Daisies (cudowny Lee Pace! aż żal że nie było kolejnych magicznych odcinków...) Jane by design(chociaz ten serial spadał pod koniec), oraz New Girl (boskość!) i Californication (przemiana głównego bohatera tez jest dobra)
zabawa konwencjami jest istotnym elementem serialu, bez "o znany temat obejrzę" nie dla mnie akurat, ja lubię się czegoś nowego dowiedziec, jak z Mentalisty lub Lie to me, faktycznie gossipgirl oglądałam głównie dla stylu Seleny (która ma podobną do mnie figurę) a też pośrednio po to oglądałam Jane by Design .


no to wybrałam swoje typy. ufff...
ciekawe, czym mnie w tym roku zaskoczy telewizja? 

niedziela, 9 czerwca 2013

Make my day... czyli rzeczy, wydarzenia wrażenia poprawiające nastrój

Ze względu na niesprzyjającą aurę i wszechogarniającą mnie samotność (wiem, problem będzie narastał, ale stałam się typem samotnika) ostatnio staram się robić rzeczy, które są na tyle przyjemne, przyziemne i poruszające, że poprawiają mi nastrój zawsze i wszędzie mimo, że sa robione w pojedynkę. Oto one:
1. upieczenie jakiejś dobroci... wczoraj dokładnie o tej porze skończyłam piec moje pierwsze w zyciu Brownie. zdjęcia brak (zjedzone) też sie liczą babeczki i sałatka, najlepszy moment pieczenia: 20-22...(gotowania też)
2. zrobienie jakiejś ładnej, małej ozdóbki: kiedyś szydełkiem, ostatnio kwiatki z tasiemek, wstążek i guzików
3. obejrzenie filmu - zawsze i wszędzie, najlepiej animacji
4. kąpiel, długa, pachnąca i ze wszystkimi dodatkami
5. herbata - czarna herbata z dodatkiem ususzonych przeze mnie płatków rózy, jaśminu czy czarnego bzu - mała aromaterapia
6. książka - dobra, najlepiej nigdy nie czytana
7. gra komputerowa - pożeracz czasu, lepiej mi się zaczyna niż kończy
8. spacer- idę przodem a daleeeeko z tyłu pies
9. słuchanie czarnych płyt winylowych, ten dźwięk jest doskonały!
10. koncerty i festiwale - jeżeli muzyka jest dobra albo bardzo dobra to ktokolwiek obok jest zbędny
11. pisanie, pisanie bloga, pisanie opowiadań, rysowanie
12. szperanie w szpargałach i starych rzeczach po przodkach, patrząc na ilość zachowanej historii aż potrzebuję chyba pałacu na zmieszczenie tej całej masy wspomnień. i na pewno będę musiała się wziąć za pisanie książki o własnej rodzinie, materiałów mam aż za dużo.
13. muzyka - wyszukiwanie nowej, oryginalnej małooglądalnej muzyki na youtubie..tak ! to jest to;)
14. układanie różnych rzeczy - uspokaja, ale tez muszę zawczasu sie do tego mentalnie przygotować...
i ta chwila gdy zgaszę światło przytulę się do poduszki..... i wiem ze sen będzie dobry, i że go zapamiętam.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

na złe i na dobre o emocjach tych złych

Sytuacje kryzysowe wyzwalają we mnie kilka emocji.
najlżejszą jest nerwowy śmiech, który :
a) albo rozbraja
b) albo jeszcze bardziej zaognia sytuację...
nie potrafię się tego pozbyć, i dlatego kiedy wchodzę do czyjegoś pokoju ostrożnie ale z szerokim uśmiechem "uwaga coś się dzieje"
kolejna jest zacięcie, nieważne że to jest bardzo stresujące, zrobię i zapomnę, w tym są wszelkiej maści wizyty lekarskie przed którymi mam ochotę umrzeć w trakcie któych uznaję, ze moja wyobrażnia o torturach jest jak zwykle na wyrost i mogłabym wrócić, po czym następuje moment akceptacji... chwilowy bo kolejna wizyta też jest planowana jako TORTURA

trzecią reakcją jest chęć zemdlenia/zachorowania świetnie działało w szkole... b. dobrze leczone było na imprezach (stres imprezowy pt. nikogo nie znam!), do tego zaliczam stres związany z O rany o rany ale jak to mam zagadać do tak ważnej osoby? Też w stylu "obudzić się, niech ten koszmar się skończy...co automatycznie przechodzi do...
UCIECZKI!

Patrząc ostatnio na moje życie, jestem na etapie pomiędzy dwa a trzy....\
Nie zarabiam najniższej krajowej, zarabiam dużo poniżej średniej krajowej.
Kasa... istnieje, na tyle żeby sie nie martwić, że mi starczy do pierwszego, chociaż jest coraz gorzej.
czego się boję?
mózgowej manipulacji
medialnej manipulacji
braku kontroli nad życiem, dezinformacji..
ten strach przed brakiem kontroli przejawiał sie od zawsze, i nie chodzi tutaj o brak zaufania.
Raczej nadmierna wyobraźnię.
Kolonie obozy...i chrzty
zawsze z otwartymi oczami przechodziłam wszystkie tzw "testy"
pocałować żabę? super! zawsze lepiej niż pocałować coś gorszego (albo w coś gorszego..)
przeżyłam.
ale ten strach i chęć ucieczki coraz bardziej u mnie rosną.
tylko nie bardzo jest gdzie.... i tu nadchodzi najgorszy strach
przed zniewoleniem przez własne myśli i własny strach...
W tym wstępie wyjaśniłam, dlaczego nie oglądam horrorów, i dlaczego takich oglądać nie będę.
bo moja wyobraźnia w ciemnym pustym domu jest sto razy gorsza niż jakikolwiek horror. Bo horror można wyłączyć, pomyśleć "to nie o mnie" i zapalić światło.
Horrory to historie o ingerencji sił nadprzyrodzonych w życie ludzi, ale nie biorą się znikąd.
Już nie pamiętam w której publikacji o kulturze Japonii, (która jest królową przemyślanych horrorów) zostało podane, że strach przed Sawako - czyli kobietą która włosami zakrywała twarz był strachem przed ludźmi którzy przeżyli koszmar bomby atomowej.
Dla Japończyków lubujących się w idealizmie dążących do perfekcji coś takiego stanowiło wyraźną skazę...
Tak samo Godzilla.. był to potwór powstały właśnie z nuklearnych odpadów pozostałych po wybuchu... miał straszyć, miał ostrzegać.
Kiedy oglądałam filmy między innymi studia Ghibli (Księżniczka Mononoke) przerażały mnie nieokreślone zarazy, rozdymające się postacie, ale nie, to jest element kultury i wierzeń Japończyków, jak dla nas kiedyś utopce, południce, mamuny, czy też diabły na rozdrożach.
Diabły zostały przez Polaków ubrane w kontusze i kłócące się miedzy sobą. Stały się Czortami polskimi, oswojonymi bo naszymi i też nas brały w obronę przed obcymi diabłami, litościwe też czasem były.
Każdy w różny sposób próbował oswoić strach i fobię.
Teraz największy strach daje sie zauważyć, również u mnie przez dezinformacje i brak dostępu do globalnej sieci.
filmy?
Ring, Klątwa - wersje japońskie
Księżniczka Mononoke
Godzilla (nie ta amerykańska a któraś z wersji Japońskich)
książki:
Złota Dzida Bolesława - klechdy i podania lubuskie.(wersja pełna z ilustracjami Jana Marcina Szancera - dla mnie geniusza

nie mogę odnaleźć jednej mojej ulubionej książki z legendami, było tam jak Boruta i Rokita (diabły) w pojedynku walczyli, inne bajki jeszcze i na pewno żółta okładka z obrazkiem ;)