niedziela, 2 sierpnia 2015

Kult ideału

Czczono kiedyś bogów, istoty uosabiające piękno swojego czasu.
Nie chodzi tu o Egipcjan - którzy czcili zwierzęta na tyle antropomorficzne, że otrzymały idealne ludzkie ciała.
Chodzi o te figury:
Grubej Wenus z ery paleozoicznej
Chude Wenus z ery Greckiej i Rzymskiej
Boginie i boginki ze średniowiecza, renesansu i kolejnych epok.
Bóstwa miały uosabiać dążenie do pewnych ideałów, nie tylko z wyglądu ale i z cech fizycznych.
Kapłanki i kapłani musieli być piękni i doskonali.
Tylko jeden bóg jak pamiętam, był brzydki, Hefajstos - ale dla równowagi żoną była najpiękniejsza z pięknych - Afrodyta.

Teraz czci się samo piękno. Ideał, cud, nieskazitelność.
Powinniśmy wyglądać jak lalki i manekiny. Lalki które oglądamy w telewizji i manekiny pokazywane na zdjęciach - żywe a jednocześnie nie. Opętane kultem ciała. Na starość wyglądające identycznie.
Jeżeli ktoś wygląda dobrze, to w większości zasługa jego ciężkiej pracy, w mniejszej genów.
Jeśli ktoś pracuje nad sobą, bo chce poprawić wygląd i kondycję - super
Jeżeli ktoś czuje się dobrze w swojej skórze (a takie osoby mogłabym policzyć na palcach jednej ręki) i nie ma zamiaru zmieniać, a jedynie utrzymać formę... jest narcyzem.
Jeśli ktoś leży i nic nie robi(a przecież może!) a narzeka na sylwetkę - jest leniwą bułą..albo pracuje na to miano.

Skąd mi się wziął ten temat?
Mnóstwo jest artykułów (nawet w pseudopoważnych portalach) jak to ktoś źle/dobrze/dziwnie/staro/grubo/chudo wyglądał nad morzem.

Osobiście:
Oddałam w czwartek krew, czyn chwalebny i zaskakujący (przerażający moich rodziców) ale mógłby się stać dla mnie też rzeczą powszednią.
I przez pewne zawirowania zrobił mi się dość znaczny krwiak na przedramieniu. Nie widać go normalnie, i właściwie, ponieważ jestem przyzwyczajona do posiadania milionów siniaków i zadrapań (nie mam talentu do omijania przeszkód) uznałam, że go nie zakrywam. 

Jednak w piątek, kiedy był najbardziej widoczny miałam kilka dziwnych spojrzeń w sklepie i jak jeździłam rowerem.. szeptów może też.
I faktycznie, niedoskonałości rażą. Nie może takie znaczne...
Ale...
jeżeli na plaży (w Polsce czy gdzieś na świecie) ludzie pojawiają się w skąpych strojach znając siebie, i czując się pewnie.
Jeżeli ktoś się dobrze czuje w obcisłych sukienkach ale jak to się mówi "nie ma figury".
Jeżeli dziewczyny ubierają się jak ich idole i nie przeszkadza im to, że wyglądają jak "sisters-in-clothes"
To dlaczego ja mam się przejmować moimi podrapanymi/posiniaczonymi nogami?
Dlaczego ktoś ma się przejmować bliznami które ma po zabiegach i operacjach?
Dlaczego ukrywać znamiona (oprócz oczywistej rzeczy żeby uważać na słońce)?
Dlaczego chować się ze swoim stylem ?
Blizny - zwłaszcza te duże, oznaczają że wygraliśmy walki ze słabościami, niektóre mogły nas zabić.
Są to najdelikatniejsze elementy na naszym ciele. Są wrażliwe, cieniutkie, są efektem zmagań człowieka i nauki z naturą.Blizny straszą, są ingerencja w nietykalne, są skazą na możliwie idealnym ciele.

Gdy ktoś robi sobie operacje plastyczną zawsze ma blizny, trudno nawet "nabyć" piękno bez blizn i wyrzeczeń.

I nie chodzi o epatowanie tym, ale akceptację, tak, mam to, widać i co z tego, to moja blizna/rana/siniak/itp patrz na swoje.
Akceptujmy pewne rzeczy, nie tolerujmy, nie znamy historii tego zdarzenia. Tolerancja oznacza, że widzimy ale nie reagujemy. Przeszkadza nam, ale milczymy, nie wiemy co to jest ale tolerujemy.
Akceptacja pozwala przyswoić i zrozumieć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz