piątek, 27 marca 2015

Sucharek w sreberku.

Zauważyłam rosnącą tendencje do przedkładania soundtracków nad scenariusze.
Przepis na sukces kasowy jest bardzo prosty w tym przypadku:
1. Bierzemy popularną powieść dla młodzieży (wspomniany Zmierzch, Miasto Anioła, Intruz, Igrzyska Śmierci, Niezgodna czy też inne tego typu amerykańskie produkcje).
2. Chwalimy się, jak to pisarka(najczęściej) dobierała piosenki według własnych upodobań (Zmierzch) lub zbieramy mniej/bardziej "gorących" artystów do reklamowania filmu swoją muzyką. Albo podpięcia się pod muzykę filmu (niestety, częściej to drugie, chociaż Igrzyska są chwalebnym wyjątkiem).
3. Wypuszczamy listę piosenek na kilka miesięcy przed oficjalną premierą kinową filmu. Niech się osłuchają i nucą. Notabene, jest to stały chwyt stosowany w przemyśle bollywood - jednak tam mają one podłożenie pod fabułę (wyśpiewanie uczuć), w końcu w większości to musicale, a widzowie często śpiewają razem z aktorami. Takie karaoke w stylu hinduskim na dużym ekranie (16:9).
4. Piszemy scenariusz, co z tego że książki (tak, przeczytałam kilka) są właściwie gotowym skryptem. Jest dziewczyna nie zgadzająca się z powszechnie panującym systemem, księżniczka, która zakochuje się w pierwszym, niszczącym jej światopogląd facecie (o ironio!). Scenariusz słabiutki ale w końcu jest ze swoim księciem z bajki, który albo posiada nadprzyrodzone zdolności, albo jest niebywale bogaty. Cokolwiek. Scenariusz nie jest dobry.
5. Bierzemy bardziej lub mniej znanych młodych aktorów, którzy zabłysnęli wcześniej talentem w jakimś filmie, ale nie skandalem. Te będą później. Do tego zapraszamy uznanych, często nagradzanych aktorów do zagrania antagonistów i/lub mentorów. Pamiętacie Eragorna? NO.
6. Nagłaśniamy w internecie/wszędzie poprzednie role młodych, pseudoromanse, życie prywatne. Wypowiedzi. Szum medialny niesamowity. W połączeniu z piosenkami dają doskonały efekt marketingowy.
7. Kręcimy. Co z tego ze drewniane aktorstwo i wszystko kradnie ktoś inny. Znajdujemy irytującą postać której nikt nie lubi, albo przesłodkie postacie poboczne.
8. Przy szumie wypuszczamy do kin. Ludzie idą, zachwyt, nie wiedzą że są zmanipulowani muzyką która przez pół roku zdążyła skojarzyć im się z czymś pozytywnym.

Tak, sama chodzę do kina na muzykę, jestem zmanipulowana czasem tą nagonką. Ale zauważam.
Jest to tolerancja wzajemna filmów i muzyki, często też seriali i muzyki. Audiofile będą oglądać filmy z dobrym tłem, bo przecież jeżeli tak znany zespoł (U2, M83, Haim, Paramore, Metallica itp itd.) napisał muzykę/dedykowany utwór to przecież to nie może być taki gniot.
Ale jest.
Jak niektóre filmy bolly. Sucharek w sreberku. Zero treści, ale przecież lekkie i dobrze się skończy. Jak komedie romantyczne tylko z rewolucją czy apokalipsą w tle. Nadal lepsze romanse niż Zmierzch. A to, gdy serial już dawno odpadł fabularnie od nawet nie takiej złej książki?(Pamiętniki Wampirów) A co tam, widownia już ustalona i będzie co odcinek kilka hitów z radia.

Uwaga: Te lepsze filmy z podobnym schematem działania same się bronią przed powyższym. Nie trzeba ich wymieniać, bo naturalnie nikt o nich nie pomyśli przy punktowaniu.

A temat wziął się z przesłuchania tej piosenki, gdzie nie znoszę tego filmu, głównych bohaterów i całej historii ale jestem tym bombardowana, najbardziej przy wylocie z Metra-Centrum gdzie plakat jest na całą ścianę. Po obejrzeniu pierwszej części na drugą nie pójdę. Muzyka niezła i w stylu M83.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz