wtorek, 2 lipca 2013

Niemodna pochwała małomiasteczkowego życia part 1.

Przez ostatnie 8 lat mieszkam w dużym a nawet bardzo dużym mieście, jednak wywodzę się (śliczne słowo) z niedużej miejscowości (póki co spędziłam tam najwięcej lat życia)
Minusem jest znajomość zbyt dużej ilości osób, czasem zdarzają sie z tego tytułu problemy..
ale...
raz: możliwość posiadania baaardzo dużego ogrodu.
dwas: możliwość hodowania w ogrodzie czego dusza zapragnie, jest to niesamowita oszczędność przy dwóch godzinach "ogrodniczkowania" dziennie a jakie to zdrowe i swojskie!
i je warzywa i owoce najświeższe (mam b. dużą niechęć do jedzenia owoców nie zerwanych świeżo z drzewa czy z krzaka...mam wrażenie, że są one nieświeże (np. maliny czy sklepowe inne jagody..)
poza tym, możliwości rekreacyjne!! nie trzeba jechać przez pół miasta (chociaż we Wrocławiu również nie trzeba bo tam trasy i odległości nie są tak porażające no i jest Odra) żeby poszukać cichego zakątka, ani jechać przez pół Polski żeby znaleźć miłe kąpielisko.
W ogrodzie można zainstalować sobie basen/huśtawkę/co dusza zapragnie, grillować a że znajomi blisko, to zawsze ktoś wpadnie czy na herbatkę na pizze czy na pieczenie ciasta.
Niestety takie "wpadanie " do siebie zanika w dużych miastach z powodu tych czasochłonnych odległości.
Kolejnym plusem tego własnego ogródka jest to, że przynoszę cukinie z ogrodu kroję, podsypuje własnoręcznie zerwanymi ziołami i zapiekam z pomidorami czy czymś innym, poza tym taki ogród umożliwia ekperymentowanie z nowymi gatunkami roślin jadalnych, jak np. ogórecznik (niebieskie kwiatki) czy też próby zasadzenia melonów lub kiwi (nieudane)
w moim niewielkim piaskowo-wydmowym ogródku rok temu super udała sie rukola, w tym roku poziomki, jednak wszystko zjadają slimaki (oprócz drzewek, tam radzą sobie ptaki)
Ale co za cudowne uczucie, kiedy idzie się wieczorem na spotkanie z przyjaciółmi, znajdujemy miejsce na ognisko, nie przejmując sie zakazami rozpalamy je, znośimy suche drewno którego pod dostatkiem, zachodzimy do jedynego nocnego w okolicy po chlebek i przeważnie b. drogie kiełbaski i smażymy na patykach i jemy obserwujac świetliki...
a potem uciekamy przed "to chyba sarny ale też mogłyby być to dziki"
a śmiechu jest co niemiara, i luzu
i człowiek przez chwilę jest szczęśliwy, otwarty na wszystko, spokojny...
i to jest to, za czym się tęskni,
bliskość, możliwość wyjścia na dwór w piżamie i nikt cie nie zobaczy.. posiadanie zwierzaka na którego nikt nie krzyczy bo nie hałasuje a robi swoje na swoje.
ogniska
świetliki
obcowanie z naturą na obrzeżach
wycieczki
zdrowie...
nie chcę się całe życie kisić w mieście, jedyne dla mnie akceptowalne wielkościowe miasto to Wrocław (i w ogóle akceptowalne)
reszta aglomeracji niech się chowa!

a tutaj migawki:
Dynia bestia 10 kilo

Dyniowa-ale -marchewkowa zupa


Mleko+ kanapka z domowego chlebka z sałata (z ogrodu) i pomidorkami koktajlowymi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz