sobota, 11 stycznia 2014

Rozmowy w pociągu i znowu o wysokich...

Zdarza mi się wracać pociągiem do domu (rzadko ale jednak) i czasem słyszę ciekawe rozmowy.
Tak było tym razem, kiedy jadać sobie pociągiem mimochodem słuchałam rozmowę dwóch chłopaków i dziewczyny. Rozmowa tak jakby dotyczyła mnie i wszystkich wysokich dziewczyn.
Otóż omawiali oni swojego kolegę, który miał dziewczynę bardzo wysoką (około 180 cm wzrostu) i przez to, jak ona ubierała szpilki była wyższa.
Rozmowa, której niestety nie słyszałam, była krzywdząca.
Jak ona śmiała być taka wysoka? Czy nie jest jej z tego powodu głupio (What!?)
Dziewczyna w tej trójce rozmawiających broniła jej.
Faceci uznali, ze to nienormalne, żeby ktoś był tak wysoki, w końcu jeden z nich miał 174 a drugi 178 . I że ten kolega którego dziewczyna jest taka wysoka ma przerąbane bo go przewyższa.

O tej rozmowie przypomniałam sobie dzisiaj rano, trochę się zirytowałam. Chociaż sama zwróciłam uwagę na to, że warszawska populacja nie jest zbyt wysoka, nawet przyjezdna, ja ze swoim 182 na większości koncertów wystaje i nie mam zbyt często problemów z widzeniem sceny i jadąc autobusem rzadko spotykam ludzi swojego wzrostu, to nie uważam, że to powoduje inność.
Fakt, na sylwestra z koleżanką nie założyłyśmy szpilek bo by się okazało, że jesteśmy najwyższe a na domówce to trochę niewygodnie.
Bycie wysokim ma bardzo dużo zalet, właściwie więcej niż bycie niskim/średniego wzrostu.
Jak jest się wysokim to nie ma problemu z sięganiem do szafek, ściąganiem ubrań z górnego wieszaka w sklepach (nie musimy prosić o to obsługi..uff..) Rzadko też korzystamy ze stołka.
Wspomniane już koncerty - również doskonale, jak też inne wydarzenia.
Co prawda w przypadku wysokich działa też prawo Murphy'iego - jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że ktoś jeszcze wyższy stanie przede mną.
Automatycznie mam dłuższe palce - daje to możliwość szybszego pisania na klawiaturze, większego rozcapierzenia łap na gitarze itp. Chociaż nadal mam wrażenie "wielołokciowości" to zaakceptowałam to.
Niestety mimo to, nadal największym problemem jest kupowanie ubrań zimowych.
Płaszcz, w którym nie wyglądam jak "stara maleńka" lub ludzik Michelin i nie szeleszczę z odpowiednio długimi rękawami i pasem we właściwym miejscu jest dla mnie NIEOSIĄGALNY!
Jesienią kupiłam AŻ trzy bluzki/nie swetry/nie golfy z długim rękawem. W tym jedną w dziale dla gimnazjum ( z angrybirds)
Problem?
PROBLEM.
Ale przynajmniej nie ma zimy..


Ps. Poza tym śniło mi się, że znalazłam artykuł na temat swojego bloga: za dużo przecinków, za długie zdania, za dużo wielokropków mimo interesującej treści. Czas nad sobą popracować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz