czwartek, 11 lutego 2016

W imię godziny

W imię godziny, minuty sekundy.
W imię migających za oknem pociągu ludzi i samochodów.
Dziennie na mojej drodze może stawać nawet 100 tysięcy ludzi.
Są mi obojętni.

Długo zbierałam się żeby napisać, aż rozciągnęłam to na kilka dni....
Zostaję w Warszawie na dłużej, wszelkie odejścia odwołane i na nowo uczę się zaginania czasoprzestrzeni. Moje życie przez ostatnie dwa miesiące to granie w Wiedźmina 3, chodzenie do pracy i unikanie znajomych i przyjaciół. Unikanie rozmów przez telefon, budowanie sobie bezpiecznego kokonu z czterech ścian i poduszek.

Kroję czas, na coraz mniejsze kawałeczki. Czuję że coś mi ucieka, nieubłaganie.
Każda godzina jest krótsza bo jest coraz mniejszym elementem naszego życia.
Kiedyś dzień to byłą 1/100 mojego życia.. dziś to idzie w milionach.
Jako ośmiolatka miałam wrażenie, że niedziela jest to podróż, niesamowicie długa, wyczerpująca i fajna.
Teraz wiem, że niedziela to jest ten kawałek dnia kiedy budzisz się po ciężkiej nocy grania, imprezowania i jak już się obudzisz, to wiesz ze następnego dnia nie pośpisz..Pstryk i już nie ma niedzieli.
Teraz ulubionym dniem jest czwartek po południu. Piątki są przyjemne, wszyscy w dobrym humorze, potem perspektywa robienia niczego albo robienia fajnych, ciekawych rzeczy.
Ale czas mi ucieka. Element patrzenia w przód:
byle do... piątku - nie znoszę, czuję sie wtedy jak trybik
byle do.. świąt - źle i niedobrze
byle do festiwali - ok
tik tak tik tak tik tak..

Jak tęsknie
"w gimbazie/liceum/na studiach będzie fajniej" Czy bycie w najdłuższym, najprawdopodobniej nieprzerywanym żadnym znacznym momencie życia nie powoduje w nikim zbierania się na wymioty?
Kiedyś marzyłam o tym, żeby mieszkać w jednym miejscu maksymalnie 3 lata. Znajdować swoje ścieżki, przyjaciół, miejsca i uciekać dalej.
Plan był prosty: Wrocław, Warszawa potem gdzieś dalej, życie zweryfikowało.

Nie chodzi o możliwość cofnięcia czasu. Tylko podjęcia innych decyzji.
Nie pokłócenia się z kimś, wybrania innego kierunku. Potrafię palcem wskazać te fragmenty w których decyzje decydowały o tym, gdzie jestem dzisiaj. Jest dobrze. Tylko... za jakiś czas nie chcę być dalej w tym samym miejscu. 

A na koniec kilka podróży w głąb muzyki: Piosenka, której dzisiaj słuchałam praktycznie bez przerwy. Odrobina muzyki o inspiracjach dwóch półkul:


I druga którą uwielbiam od...zawsze?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz