niedziela, 17 maja 2015

Ciemne chmury ....

Ostatnie dwa tygodnie to była lekka masakra.
1. Na szybko szyłam pierwszą w życiu spódnicę z tiulu. Falbany doprowadzały mnie do szału przeżyłam chyba wszystkie możliwe "wypadki":
- złamaną igłę maszyny
- niezliczoną ilość razy urwaną nitkę
- źle napiętą nitkę
- złamaną stopkę i do tego wymianę stopki
- przyszpilkowanie się
- przyszycie się.
Efekt prawie końcowy już jest. a swoją prapremierę miał na wernisażu Epok Warszawy (dzięki!).
2. Testowałam kolejną wersję This War of Mine. Jeżeli wyjdzie, to rozgrywka będzie jeszcze ciekawsza, fajnie brać udział w takich rzeczach
3. Miałam różnego rodzaju rozmowy kwalifikacyjne i nie, nawysyłałam się CV jak zwykle.
4. Udzielam się marketingowo nad nowym projektem eventowym z Wrocławia (też będę dawać znać).
5. Powkurzałam się na OWF że tak słabo...potem to przemyślałam.

I właśnie o tym ostatnim będzie. Chyba w tym roku ostatni raz wybieram się na komercyjny festiwal.
W ubiegłym najlepsze wrażenia były na koncertach mniej popularnych festiwali. w tym również (Spring Break). Dlatego chyba będę iść tym torem. Dotarliśmy do średnich cenowych europejskich..ale.. zrobiło się już dość ciasno na mapie festiwalowej i niestety jak widać, fundusze nie pozwalają już tak bardzo na zapraszanie gwiazd wielkiego formatu, tym bardziej co roku.
Rosną też wymagania odbiorców. Nie wiem o czym oni marzą, ale ja zawsze przeliczałam na koncert: jeżeli chce się wybrać jeden zespół i mieć go na wyłączność przez półtorej do dwóch godzin to trzeba iść na KONCERT. Festiwale nie ułatwiają odbioru muzyki a jedynie stwarzają możliwości do odkrycia nowych zespołów i innych typów. Zawsze koncertowo słabszy jest występ festiwalowy.
Zespół się spieszy że nie wyrobi w czasie przed kolejnym.
Mogą być niedociągnięcia i wypadki losowe.
Koncerty kosztują średnio od 150 do 300 zł za indywidualny bilet na płytę.  Dlatego wieszanie psów na OWF za słaby line up za 470 zeta... no proszę. Jednak fakt, że irytujące jest robienie promocji pod koniec sprzedaży biletów. totalnie nie fair i psuje to markę.
Ja to liczę tak(zawsze na podstawie grup które chcę zobaczyć):
MUSE - koszt najtańszego biletu na płytę byłby około 220 - 250 zeta
Bastille - też około 150 zeta bilet.
FKA  Twigs - która nagle wypłynęłą i koniecznie ją chcę zobaczyć - podejrzewam ze 100 zeta minimum.
Łapiecie?
Metronomy - w lutym byłam w stanie wydać 50 zeta - no to niech będzie te 50 zeta.
Paloma Faith - hmm też chyba około 100 zł

I w tym momencie przy kalkulacji wyszło, że mi się opłaca.
Dziękuję.

Nie wieszam psów ale.. mamy trudny rynek festiwalowy, dlatego co rusz jakiś festiwal jest zawieszany, bo kończą się pomysły.
Opener jest jałowy z tym połączeniem sztuki. Dla mnie to porażka całkowita, ale cóż. Może raz byłam coś obejrzeć a raz na Fashion Stage. Ale ponieważ morze obok - duży plus

Zarówno OWF jak i LMF były zawsze w podobnej formie, również Selector. Oprócz muzyki i imprezy nie dają dodatkowych atrakcji. Nie przywiązują do marki.
Woodstock przywiązuje wagę do marki i właściwie na stare lata rozważam w końcu wycieczkę w te rejony.
OFF to OFF - nie złapiemy w schemat, chociaż ile można zwiedzać Katowice ;)
Free Form Festival- mimo lekkiej porażki organizacyjnej wyszedł wspaniale.
Audioriver - grupa odbiorców zupełnie inna, plaża nad Wisłą w Płocku - bardzo duży plus.
Patrzymy na zachodnie festiwale tak bardzo, że nie zauważamy jaka to maszyna promocyjna, Jak wszyscy marzą o rozmachu Glastonbury - a to jest festiwal który działa od 1970 roku! (polecam dokument) albo o wolności Woodstock '69 - nie ma już tej możliwości.

Szukać nowej formy spotkań z muzyką. Jak Spring Break który faktycznie wyrasta na coś bardzo ciekawego i długotrwałego i mam nadzieje, że nie zostanie przeniesiony do innego miasta.

Koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz