niedziela, 7 września 2014

Kwestia wspomnień

Genealogia, zabawa, pewien rodzaj nauki historycznej.
Znanie źródeł swojego pochodzenia, miejsc pochodzenia.
Rozbudowana sieć powiązań, gdzie "wyglądasz jak babcia N" nie jest niczym dziwnym i każdy wie o co chodzi.
Gdzie ze starych zdjęć spoglądają zapomniane twarze. Gdzie fotografia odzierała z intymności w ten delikatny czarno-biały sposób. Gdzie nic nie identyfikowało twarzy a aparat nie mógł wysłać nikogo w kosmos i nie liczyło się jego mocy obliczeniowej.
Gdzie zrobienie zdjęcia było aktem: pozowania, ustawiania parametrów, kolorów.
I dochodząc do takich zdjęć sprzed stu lat widzimy rysy ludzi, którymi jesteśmy teraz.
Genealogia była kiedyś sposobem na udowodnienie swoich praw.
Jestem potomkiem  "X"dlatego to miejsce należy do mnie, z dziada pradziada.
Także utarło się, że to wiedza dla "stanów wyższych" jednak i mniejsi, jak chłopi (robotnicy nigdy, oni wędrowali w poszukiwaniu pracy wyrywając się ze swoich miejsc rodzinnych, jak teraz my robimy). musieli też wiedzieć czy są swoi czy obcy.

Jak zdobywać więc wiedzę o genealogii?
podstawowe: zacząć JAK NAJSZYBCIEJ!

U mnie zaczęła Mama, a potem Babcia, która z moją niewielką pomocą opisała, posegregowała korespondowała z ludźmi i uzupełniła drzewo genealogiczne.
Mama naniosła je na papier a teraz jest tylko uzupełniane o kolejne pokolenia.
Mierzy już kilka metrów.
Ja zbieram historie.
Spędziłam poprzedni weekend na poznawaniu takich historii przez przyjaciółkę dziadków. Śmiechu co niemiara z kotem na kolanach przesiedziałam praktycznie 10 godzin rozmawiając, śmiejąc się, czasem wpadając w zadumę.
Odpoczęłam

Spotkania rodzinne mają to do tego, że są meczące, wszyscy chcą wiedzieć, nadążyć co jest TU i TERAZ. Ale wystarczy jedno jedyne umiejętnie zadane pytanie "Co było" i zaczyna się otwierać świat gdzie Babcia do tajnej szkoły przechodziła przez chlewik aby naziści nie zauważyli, gdzie praprapra dziadek tak umiejętnie zatarł ślady o tym, że brał udział w powstaniu styczniowym że już nie ma szans dotrzeć co było dalej.Gdy okazuje się że do początków XX wieku moi prapradziadkowie byli z jednej strony najstarszymi synami Jana Janowica...
Gdzie druga Babcia trzymając swojego ojca za rękę widziała skutki rzezi wołyńskiej o czym niechętnie wspomina.
Gdy okazało się, że wszystkie wesela u mnie w rodzinie są spóźnione bo ktoś czegoś zapomniał i to jest częścią tradycji.
 Gdy wspomnienia drewnianych domów, ucieczek, koligacji rodzinnych i zaskoczeń po niekiedy dopiero 70 latach wychodzą na wierzch.
Trzeba zacząć słuchać.
Trzeba zacząć pytać.
Żeby było co opowiadać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz