Zielona trawa przed festiwalem...już nie długo |
I tyle słów.
Tyle muzyki odkrytej i potwierdzonej wielkości.
Jako moja 6 edycja Opener nie powalał już ani rozmachem, ani organizacja, być może się przyzwyczaiłam do tego co dobre.
Po poznaniu pełnego line-up nie słuchałam już żadnego z zespołów będących na Openerze, z czystą premedytacją, żeby się nie znudzić, nie rozczarować, że nie graja jak na płycie czy żeby w końcu odkryć organoleptyczne (w tym przypadku uchem) czy naprawdę warto ?
Ponieważ minusów jest niewiele, zacznę od nich:
1. Największy zawód:
- kiedy okazało się że Lykke Li naprawdę jest smutnym człowiekiem i nie warto bylo jej dawać na scenę główną. Od tego momentu przestaję jej słuchać, nie warto. Utwierdziłam się również z Interpolem, że nadal grają na jedno kopyto. Piewsza wypadła z moich playlist drudzy nadal na nie nie wrócą.
2. Nagłośnienie na The Horrors
- nie sądziłam, że dadzą de z takim koncertem, muzyka była bardzo dobra ale prawie nie było słychać wokalisty zza ściany gitar. Charakterystyczny niski głos Farisa Badwana nie został przez to dobrze wyeksponowany. Ma on ciepły wokal - gdzie on utonął?
3. Ludzie
- litości...dwie naparzające się kobiety daleko od sceny bo jedna drugą szturchnęła? hahahaha, agresja jest większa na festiwalach u dziewczyn niż u chłopaków. Socjologicznie nie mam pojęcia czym jest to podyktowane.
PLUSY (najcudowniejsze, resztę zachowam dla siebie) :
1. Pogoda - mimo początkowych dziwactw była jedną z najlepszych jakie udało się uświadczyć, żadnych ostrzeżeń o gradobiciach, żadnych totalnych oberwań chmur. Moje gumiaczki nadal kwitną w samochodzie.
2. Odkrycia muzyczne:
- gdybym odsłuchiwała Jagwar Ma przed festiwalem, nie poszłabym na koncert. Ujęli mnie energią, radością z muzyki i ogólnym świetnym brzmieniem. A także tym. jak bardzo porwali ludzi do skoków. Nie wiem czy jeszcze oprócz tego koncertu zdarzyło się tupanie parkiet żeby wrócili i śpiewanie piosenek żeby wrócili.
Nie wrócili, ale patrząc na ich reakcje - wrócą na ban już na inny koncert.
- Daughter - ponieważ leciałam na Bastille nie byłam na całym koncercie (kwestia wyboru jest dramatem na festiwalach) ujęli mnie lekkością śpiewu, doskonałymi kompozycjami i lekkością.
- Foals - jeden właściwie z najlepszych koncertów na Opener Stage - szkoda tylko że w pełnym słońcu
- Rudimental - muszę powiedzieć, że jak oni rozbujali tą zastaną zmęczoną publikę o tej 1 w nocy, i ja mimo całkowitego zmęczenia materiału byłam w stanie jeszcze pobiegać, poskakać pokrzyczeć yeeeah!
- Bastille - energia, dziki tłum "słuchających eski" jednodniowych festiwalowiczów nie przeszkodził mi, chociaż miałam wrażenie że bawię się najlepiej w okolicy,
- Haim - od ich koncertu żałuje, że nie przywiązałam się do gitary na stałe (tak, zawsze mogę to nadrobić), i że efekt cheerlederki działa. Bardzo podoba mi się głos wokalistki prowadzącej i czuć mnóstwo inspiracji latami 80-tymi.
O dziwo nie zauważyłam żadnych lanserów, albo tez chodziłam innymi ścieżkami niż oni.
Jak dobrze...
Odchorowuję zatem swoje, i pozostawiam się z wrażeniami muzycznymi, nauką na przyszłość i muzyką, która łączy.
zółta trawa..odrośnie :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz