Dwa tygodnie bez nowych przemyśleń? ależ skąd!
Testowałam nowy komputer czyli między innymi grałam w gry czy odświeżałam sobie GIMPA (i sprawdzałam pewność kreski..)
Dlatego o grach tutaj będzie. Obie to strategie, wymagające myślenia "na przód" gdzie czas ma znaczenie. Obie to gry craftingowe.
Ponieważ w wakacje miałam przyjemność być testerem gry stworzonej przez 11 Bit Studios "This war of mine" oczywiście wybór padł na nią. Przed jesienną premierą nie było wskazane, żebym opisywała grywalność czy moje wrażenia na ten temat.
Zapadłam się w depresyjny, mroczny świat, gdzie każdy wybór niesie konsekwencje, gdzie odrzucenie skutkuje wyrzutami sumienia, a czasem zdarza się dobra pomoc.(brzmi znajomo? no jak w realnym świecie). Grając trzema postaciami, żadna z nich nie ma super mocy, jedna jest silniejsza, inna umie walczyć jeszcze inna gotować.
I nagle najważniejsze jest jedzenie (utrzymywałam postacie w stanie permanentnego głodu) a potem okazuje się, że zamarzają i najważniejszy jest opał, łóżko, zabicie dziur, mini-ogródek. Mnóstwo wariantów i możliwości.
Są też postacie trzecie: handlarze, sąsiedzi, przypadkowi ludzie w ruinach, żołnierze. Niektóre miejsca są zablokowane przez śnieg, przez walki.
Najdłużej przeżyłam 31 dni. Sukces!
W przypadku tej gry dobra materialne są nieodnawialne w większości (żeby uzyskać deszczówkę trzeba wodę przefiltrować a np. w przypadku śniegu zagotować). Ważne, żeby w jakiś sposób uzyskać źródło dóbr odnawialnych, jak pułapki albo własnie takie filtry wody.
Postacie mają biografie, przemyślenia, w tle brzmią dźwięki wojny.
Gra depresyjna straszliwie.
Ciekawostką jest grafika w formie szkiców i animacji 2D i niewielka tylko liczba kolorów co pogłębia wrażenie bezmiaru smutku.
Rozrywką dla postaci jest albo muzyka w radio, albo książka wygrzebana spod gruzów, która czasem musi stać się opałem.
Druga gra to Rim World, tutaj również zaczyna się grać trzema postaciami.
Grafika również jest prosta, ale bliżej jej do pikselozy z Minecrafta (też podobna jest stylem) niż do 2D z TWoM
Lądujemy trzema kolonistami na planecie, możemy sobie wybrać i miejsce lądowania (służy ono całej rozgrywce) jak i cechy kolonistów. Ważne jest, żeby każdy umiał, albo miał smykałkę do czego innego (chociaż np. mam zapaleńca w Craftingu a mimo to jest leniem i trzeba go zmusić do pracy)
Na razie dopiero poznaję rozgrywki, gram w trybie najbardziej pokojowym.
Hoduje się tam rośliny, zabija dzikie zwierzęta, handluje z innymi koloniami a także z tubylcami.
Można też łapać więźniów i ich albo rekrutować, albo zabijać, albo sprzedawać łowcom niewolników.
Zabawy wiele, trybów również, co jest istotne w przypadku gdy chcesz mieć spokojną rozwijającą się kolonię która nie zginie bo wylądował w okolicy statek z kosmicznym robalem wysyłającym fale które powodują spadek nastroju mieszkańców.
Albo ze zjedzą kolonistów oszalałe zwierzęta.
Albo nagle napadnie kolonię zgraja bandytów.
Gra wciąga, zwłaszcza ze jest w czasie rzeczywistym (i posiada pory roku).
Bardzo lubię grać "testowo" czyli nie czytać wcześniej żadnych instrukcji, powoduje to, że sama się uczę (kosztem kolonistów), jednak w przypadku Wiedźmina musiałam trochę potrenować.
Ta gra się nadal rozwija, powstają nowe wersje (najnowsza zapowiadana jest na kwiecień 2015) i jest fundowana przez Kickstarter.
Polecam
Tak, jest trudna.
Obie gry nie należą do najłatwiejszych, ale są bardzo satysfakcjonujące i bardzo ale to bardzo ciekawe. Polecam JA.
Źródła do stron oficjalnych:
Rim World
This war of mine
Ps.A i tak nadal szukam pracy co jest równie trudnym zajęciem w naszym kraju.
piątek, 30 stycznia 2015
sobota, 17 stycznia 2015
Muzyka na dziś jutro i jeszcze dłużej: Vaults
VAULTS
O nich chciałam napisać już dawno, a chcę zdążyć, nim będzie głośno ponieważ użyczają swojego utworu do ścieżki dźwiękowej ekranizacji pewnej podobno skandalizującej książki dla gospodyń domowych (będzie to utwór "Where You Belong").
Niesamowicie zmysłowy (nawet mnie, zdecydowaną wielbicielkę męskich głosów) wokal kobiecy,
specyficzna rytmika odwołująca się do d&b i elektroniki. Wręcz hipnotyczne dźwięki i jak widzę po relacjach z coraz większej liczby koncertów (grają support przed koncertami Paolo Nutini) świetne stroje i charyzma wokalistki. Często zaskakujące połączenia dźwięków i sampli stanowią jednak spójną całość. Właściwie dla mnie zostali mistrzami przejść w utworach.
Odniosą niesamowity sukces a ja będę stać w pierwszym rzędzie i będę maniakalnie namawiać znajomych na koncert.
Jak strasznie trudno znaleźć jakieś konkretne informacje na temat zespołu! te internety.. Na szczęście udzielają już wywiadów.
Pierwszy ich singiel (piosenka?) pojawił się 9 sierpnia 2013 r. - Cry No More. Rozpoczyna się wibrującymi dźwiękami czy to dzwonków, czy cymbałków wraz z rytmem wyznaczanym przez akordy pianina przechodząc w głęboko zaznaczoną basami mantrę. Właściwie ten spokój, jednak nie monotonny dominuje w ich utworach.
. (jest jeszcze inny zespół o tej nazwie - bardziej rockowy, ale nie o to nie o to..)
Wiadomo, że są triem z Londynu, powstali 3 lata temu (w 2011 r.)
Blythe - śpiew, klawisze
Barney - perkusja
Ben - bas
Barney z Benem spotkali się na uniwersytecie i eksperymentowali z muzyką klubową i innymi projektami. Poźniej poznali Blythe i w pewnej knajpeczce uznali, że zakładają zespół.
Jako inspiracje wymieniają: PJ Harvey i Kate Bush a także Alt-J.
Ich EP została wydana 23 listopada 2014 r.
Jest to najlepsza muzyka do budzenia się rano, do zbierania motywacji i energii.
Źródło:
Vaults Inverview
Co wrzucę do słuchania? Tytułowy utwór ich epki:
Vultures
wtorek, 13 stycznia 2015
Ku pamięci...
Panował półmrok, za oknem leniwie przesuwały się ciężkie chmury wypełnione po brzegi płatkami śniegu.
Czuć było mróz w powietrzu a lekki wiatr zwiastował opady śniegu. Wstałam rano a krajobraz był pokryty kilkucentymetrową warstwą białego puchu. Było to jednak zdradliwe wrażenie, bo pod pierzynką skrywał się twardy lód. Długotrwałe mrozy zmroziły zarówno stawy jak i rzeczkę. Można było na niej przejść się do wsi obok.
Wypiłam poranną herbatkę, zjadłam kanapki. Miał być pracowity dzień.
Najpierw zawiesiłam nowy pokarm dla ptaków które zimą mają trudności w wygrzebaniu pożywienia spod lodu i śniegu. Potem rozsypałam trochę orzechów i połówek jabłek na parapecie - dosięgną tego większe ptaki i wiewiórki.
Świeży śnieg idealnie nadaje się do zimowego czyszczenia dywanów więc wzięłam jedyny dywan i kładąc włosiem do dołu wyczyściłam go z brudu pozostawiając kilka szarych kwadratów na białym śniegu.
Wyrzuciłam pościel do zmrożenia, -4 stopnie były idealne żeby wybić wszelkie roztocza, a będzie dobrze się spało na świeżej, wywietrzonej poduszce.
Zadzwoniłam do kilku znajomych, wzięliśmy sanki lub jabłuszka i poszliśmy na górkę, gdzie przez ponad godzinę zjeżdżaliśmy z szaleńczymi okrzykami. Rozwaliłam sanki. Chyba jestem już na nie za duża.
Szybko zjedliśmy obiad (w południe) i pojechałam z rodzicami na stawy, gdzie półmetrowa pokrywa lodu pozwalała na swobodne jeżdżenie na łyżwach.
Wzięliśmy ze sobą łopatę do odśnieżania - aby wyznaczyć sobie trasy, a także czekoladę - jakby przypadkiem zabrakło sił. Ponieważ wyszło słońce - lód zaczął strzelać i pojawiały się rysy z głuchym dudnieniem. Wrażenie było niesamowite.
Cisza, las, niekiedy przejeżdżające auto, świszczący wiatr i ten cichy zgrzyt, gdy pojawiała się kolejne pęknięcie tafli.
Trzeba było uważać i nie wpaść ostrzem łyżwy do takiej rozpadliny bo mogło to zaowocować skręceniem kostki.
Nie jeździło się nigdy wokół przerębli i ciemniejszego lodu - warstwa była cieńsza i mogła się załamać, a w ciemniejszych miejscach były źródełka. Mróz był przez ostatnie dwa tygodnie tak silny, że na śniegu widać było ślady zarówno zwierząt jak i quadów.
Wróciliśmy, zjedliśmy podwieczorek.
Wieczorem w świeżej pościeli położyłam się spać. Spałam dobrze, bo w zimie śpi się snem niedźwiedzim.
Muszę zapisywać takie wspomnienia. Z różnych lat.
Jak wyglądała zima.
Podobno jak się urodziłam, to dopiero po dwóch latach zobaczyłam pierwszy raz śnieg, więc nie panikuję.
Pierwsze wspomnienie ze śniegiem, to jak Tato ciągnął mnie na sankach po zamarzniętej rzece. Miałam może z 4 lata...
Ale... halo? 12 stopni? słońce? Bazie w styczniu?
Jest 13. dzień stycznia 2015 roku. Ciśnienie wysokie, niebo prawie bezchmurne, mocny wiatr, śnieg widziałam przedwczoraj jedynie w rowie w okolicach Lublińca.
Chcę pojeździć na sankach lub jabłuszku jak w tamtym roku w parku Praskim albo ze skarpy Zamkowej.
HALO
ZIMO!?
Ps. Jakby ktoś chciał porobić sobie takie ładne płatki śniegu, bo mu śniegu za mało to taką ciekawą stronę znalazłam : Snowflakes
czwartek, 8 stycznia 2015
FFFFUUUUTRO czyli przeglądnik tragikomiczny 2014
Ponieważ humor zawsze jest w cenie a nie wszyscy potrafią się śmiać.
Przegląd 10 tragikomedii z 2014 roku:
10. Końcowka 2013 ale... TWERK! Już nikt nie ćwierka ale Twerka, twerkanie jest to hmm...ee.. trzepanie tyłkiem /datass/ tak, żeby zrobiła się z tego istna galareta. Niesmaczne to to, i trzeba posiadać wielkie 4litery jak Nicki o francuskim nazwisku. Najlepiej zrobić implanty. Twerkanie jest w większości popowych obecnie teledysków made in USA, Raperzy mają twerkające babeczki a ostatnio widziałam że Snoop Lion/Dog wypuścił teledysk z gronem twerkających focząt. A teraz wyobraźcie sobie proszę jakby tak ci niektórzy raperzy twerkali w tych swoich gatkach opuszczonych do połowy.
9. Instagram zawojował polski internet, a razem z nim #hasztag #hasztagatodobre #całeżycienahasztagu. Co ciekawe najpopularniejsze są #instafoodie a nie na przykład #pyszne #smaczne #pożywienie. Hasztagi są na fejsie, u Jimmiego Fallone, Justin Timberlake, w teledyskach. #hasztag wszyscy nadal jedzą na #placzbawiciela a ja nadal nim zjem coś, gdy nie jestem mega głodna robię zdjęcie i #hasztagomnomnom
8. Wojna na Ukrainie, jaka wojna? Przecież nic się nie dzieje, to przyjazne manewry naszych wschodnich sąsiadów. Tak, bądźmy spokojni i szkólmy się w papierkologi. Enten.... NATO na pewno coś z tym zrobi.
7. Moje prywatne stanięcie z łosiem twarzą - w pysk (co prawda dzieliło nas jakieś 20 metrów ) tak, w Warszawie i pod Warszawą jest dużo dzikiej zwierzyny, łosie, lisy, bażanty, sarenki. Podobno dziki i lisy też.
Mam za to prywatną wiewiórkę. Wymiar komiczny jest taki, że to ja byłam w tym momencie nieproszonym gościem w lesie, nie łoś.
6. NUDA. Trzecia cześć Hobbita - nie zobaczę definitywnie Bo nudne. Do tego spotkanie na temat Nowej Zelandii w Muzeum Azji i Pacyfiku, ponad godzina oglądania slajdów, goście tam byli trzy miesiące po czym prowadzący po opisie mniej więcej "wchodzimy na górę, schodzimy, jedziemy autem, płyniemy łodzią, śpimy w szałasie" i o żadnej owcy powiedział, że Nowa Zelandia jest nudna? Nie zgadzam się.
5. Naoliwiony tyłek grubej, brzydkiej, niskiej baby (o dziwo bez twerkania) vs. lądowanie na asteroidzie (notabene, podobno stracili łączność z jednym z łazików..) Pierwsza doczekała się parodii i stron w "poważnych" periodykach. O drugiej mam nadzieje że będę mieć okazję poczytać obszerne sprawozdania badań. Kosmos to jest to!
4. Panująca wszechobecna tolerancja amatorszczyzny, wszędzie paraseriale paradokumenty, grające na stereotypach, nie mają żadnych właściwości edukacyjnych ani artystycznych. Pamiętam jak nabijałam się z włoskiego RAI, że puszczają babki które walczą w basenie.
Już się nie nabijam, wiem do czego telewizja zmierza. Moje szczęście, że się jej pozbyłam.
3. Trzecie miejsce należy się wirusowi Ebola, jeszcze w podstawówce czytałam w podręczniku od geografii w ramach "Afryki" o panującej tam od lat śmiertelnej gorączce krwotocznej która od dawna jest. że względu na obyczaje i warunki sanitarne, potencjalną epidemią. Oczywiście tylko biały człowiek może dostać fundusze nad pracą nad antidotum. Być może to jest proste, jak szczepienie na ospę. Być może nie. Przerażające na pewno.
2. Cudowne drugie miejsce to festiwal Eurowizji, media zamiast zastanawiać się nad sensem promocji wiejskiego widowiska, z patetycznym show i utrzymywaniem konwencji stereotypów i głosowania na kraje na wzajem (przewidywalnie) największym problemem był pomalowany facet z brodą w sukience. Dla mnie żaden show po wędrówkach we Wrocławiu, gdzie pewien wykładowca ubiera się tak od lat i nikogo już to nie szokuje.
1. Zaszczytne pierwsze miejsce otrzymuje śmierć Anny Przybylskiej w połączeniu ze śmiercią Igora Mitoraja. Pierwsza osoba to prześliczna aktorka, która zagrała w kilku filmach (niewielu dobrych) wielu sitcomach i słabych komediach. Oczywiście w teatrze też. Popularna w Polsce.
Druga osoba to znany na cały świat rzeźbiarz, jeszcze za życia najbardziej rozpoznawalny polski artysta za granicą. Twórca monumentalnych rzeźb nawiązujących do kultury klasycznej.
Komedia była z wielkim żalem po A.P. w mediach i brakiem informacji (albo wymaganym minimum) o śmierci I.M. który został pochowany we Włoszech.
Przegląd 10 tragikomedii z 2014 roku:
10. Końcowka 2013 ale... TWERK! Już nikt nie ćwierka ale Twerka, twerkanie jest to hmm...ee.. trzepanie tyłkiem /datass/ tak, żeby zrobiła się z tego istna galareta. Niesmaczne to to, i trzeba posiadać wielkie 4litery jak Nicki o francuskim nazwisku. Najlepiej zrobić implanty. Twerkanie jest w większości popowych obecnie teledysków made in USA, Raperzy mają twerkające babeczki a ostatnio widziałam że Snoop Lion/Dog wypuścił teledysk z gronem twerkających focząt. A teraz wyobraźcie sobie proszę jakby tak ci niektórzy raperzy twerkali w tych swoich gatkach opuszczonych do połowy.
9. Instagram zawojował polski internet, a razem z nim #hasztag #hasztagatodobre #całeżycienahasztagu. Co ciekawe najpopularniejsze są #instafoodie a nie na przykład #pyszne #smaczne #pożywienie. Hasztagi są na fejsie, u Jimmiego Fallone, Justin Timberlake, w teledyskach. #hasztag wszyscy nadal jedzą na #placzbawiciela a ja nadal nim zjem coś, gdy nie jestem mega głodna robię zdjęcie i #hasztagomnomnom
8. Wojna na Ukrainie, jaka wojna? Przecież nic się nie dzieje, to przyjazne manewry naszych wschodnich sąsiadów. Tak, bądźmy spokojni i szkólmy się w papierkologi. Enten.... NATO na pewno coś z tym zrobi.
7. Moje prywatne stanięcie z łosiem twarzą - w pysk (co prawda dzieliło nas jakieś 20 metrów ) tak, w Warszawie i pod Warszawą jest dużo dzikiej zwierzyny, łosie, lisy, bażanty, sarenki. Podobno dziki i lisy też.
Mam za to prywatną wiewiórkę. Wymiar komiczny jest taki, że to ja byłam w tym momencie nieproszonym gościem w lesie, nie łoś.
6. NUDA. Trzecia cześć Hobbita - nie zobaczę definitywnie Bo nudne. Do tego spotkanie na temat Nowej Zelandii w Muzeum Azji i Pacyfiku, ponad godzina oglądania slajdów, goście tam byli trzy miesiące po czym prowadzący po opisie mniej więcej "wchodzimy na górę, schodzimy, jedziemy autem, płyniemy łodzią, śpimy w szałasie" i o żadnej owcy powiedział, że Nowa Zelandia jest nudna? Nie zgadzam się.
5. Naoliwiony tyłek grubej, brzydkiej, niskiej baby (o dziwo bez twerkania) vs. lądowanie na asteroidzie (notabene, podobno stracili łączność z jednym z łazików..) Pierwsza doczekała się parodii i stron w "poważnych" periodykach. O drugiej mam nadzieje że będę mieć okazję poczytać obszerne sprawozdania badań. Kosmos to jest to!
4. Panująca wszechobecna tolerancja amatorszczyzny, wszędzie paraseriale paradokumenty, grające na stereotypach, nie mają żadnych właściwości edukacyjnych ani artystycznych. Pamiętam jak nabijałam się z włoskiego RAI, że puszczają babki które walczą w basenie.
Już się nie nabijam, wiem do czego telewizja zmierza. Moje szczęście, że się jej pozbyłam.
3. Trzecie miejsce należy się wirusowi Ebola, jeszcze w podstawówce czytałam w podręczniku od geografii w ramach "Afryki" o panującej tam od lat śmiertelnej gorączce krwotocznej która od dawna jest. że względu na obyczaje i warunki sanitarne, potencjalną epidemią. Oczywiście tylko biały człowiek może dostać fundusze nad pracą nad antidotum. Być może to jest proste, jak szczepienie na ospę. Być może nie. Przerażające na pewno.
2. Cudowne drugie miejsce to festiwal Eurowizji, media zamiast zastanawiać się nad sensem promocji wiejskiego widowiska, z patetycznym show i utrzymywaniem konwencji stereotypów i głosowania na kraje na wzajem (przewidywalnie) największym problemem był pomalowany facet z brodą w sukience. Dla mnie żaden show po wędrówkach we Wrocławiu, gdzie pewien wykładowca ubiera się tak od lat i nikogo już to nie szokuje.
1. Zaszczytne pierwsze miejsce otrzymuje śmierć Anny Przybylskiej w połączeniu ze śmiercią Igora Mitoraja. Pierwsza osoba to prześliczna aktorka, która zagrała w kilku filmach (niewielu dobrych) wielu sitcomach i słabych komediach. Oczywiście w teatrze też. Popularna w Polsce.
Druga osoba to znany na cały świat rzeźbiarz, jeszcze za życia najbardziej rozpoznawalny polski artysta za granicą. Twórca monumentalnych rzeźb nawiązujących do kultury klasycznej.
Komedia była z wielkim żalem po A.P. w mediach i brakiem informacji (albo wymaganym minimum) o śmierci I.M. który został pochowany we Włoszech.
![]() |
TO BYŁ DRAMAT ten 2014 |
poniedziałek, 5 stycznia 2015
Fantastyka prawdziwych mężczyzn?
Szkoda czasu.
Tak zdarza mi się kwitować coraz częściej powieści fantastyczne tworzone nie tylko przez rodzimych pisarzy.
Fantastyka, oprócz chlubnych wyjątków Ziemiomorza Ursuli Le Guin, Nancy Farmer i mniej chlubnych Trudi Canawan.zdominowana jest przez mężczyzn. Nie zaprzeczam.
Świat fantasy jest niczym surowe pogranicze starożytności i średniowiecza w połączeniu z elementami Deux ex machina czy magii. Świat patriarchalny, na pograniczu kraju/wojen. Targany bezprawiem lub ustalajacym się nowym prawem niczym Dziki Zachód.
W takich realiach istnieje niezwyciężony brutal, lub Zawadiaka-Ochlejmorda. Zawsze z żelaznymi zasadami, zawsze wyrobnik, nigdy szef. W toku historii ewentualnie może dostać awans, tytuł od usatysfakcjonowanego jego umiejętnościami wielmoży.
Zawsze posiada niewiarygodnie utalentowanych towarzyszy (rodzaju męskiego), sam może i jest przeciętny albo wyróżniać się jedną cechą,. Lubi wykorzystywać innych, często bardziej utalentowanych ale większych socjopatów niż on sam.
Nigdy nie jest starym człowiekiem, rzadko jest gołodupcem, średni wiek, określona szkoła i umiejętności.
Wie na czym świat stoi, jest cyniczny, o dziwo umie czytać i posiada wykształcenie nierzadko większe od szlachetnie urodzonych.
Jest ręką boga, władcy, sprawiedliwości.
Sprawiedliwość zaś dotyczy wszystkich, tylko nie kobiet.
Z przerażeniem zdarza mi się odłożyć książkę, gdzie bez sentymentów tzw "bohater" po wykorzystaniu kobiety (wychędożenie/zdobycie informacji lub udzielenie pomocy w celu nagrody- wychędożenia) zostawia ją na pastwę kolegów/obcych/kruków.
Zaczęło mnie zastanawiać dlaczego tak jest? W literaturze fantasy nie ma kobiet naturalnie silnych.
Nie ma takich, które pod nieobecność małżonka potrafią rządzić, które z braku takowego potrafią sobie radzić.
Bez faceta, jak w średniowieczu są czarownicami, przeklętymi, mają konszachty z diabłem. Potrafią zarabiać jedynie ciałem, przez łóżko do męża albo trując ludzi.
Mam wrażenie, że własnie na okresie wczesnego średniowiecza, gdzie silny był patriarchat umacniany przez muzułmanów ale też chrześcijan, kończy się znajomość realiów. Wszelkie informacje o kobietach są zamiatane pod fotel pisarza, są jak szary pył tłumów i tła. Niewiasty to nagroda, stateczność.
Mogłabym też zrozumieć, dlaczego w zachodniej literaturze jest to tak bardzo umocnione. Jednak w polskiej nie świadczy to dobrze o znajomości historii pozycji kobiet w naszym społeczeństwie, na którym podobno wzorują się pisarze.
A w Polsce była jedna z najlepszych można by powiedzieć, to szlachcianki pod nieobecność mężów i ojców zajmowały się domem i gospodarstwem, nie rzadko też zaprowadzały porządek przy pomocy ekonomów.
Co z królowymi? Mieliśmy silne i poważane księżne i królowe: Bona, królowa Jadwiga, Dobrawa.
W końcu w naszym kraju skądś się musiało wziąć hasło "Gdzie diabeł nie może tam babę pośle"
Dlaczego więc tak mocno uprzedmiotowiona jest kobieta w literaturze fantasy? Dlaczego jest poślednia, jest środkiem do celu, jest upośledzona często mentalnie i głupia?
Nie potrafię tego wyjaśnić inaczej niż tym, że faceci boją się silnych kobiet, i to przekłada się na tak lubianą przez męską część literaturę fantasy.
Tak zdarza mi się kwitować coraz częściej powieści fantastyczne tworzone nie tylko przez rodzimych pisarzy.
Fantastyka, oprócz chlubnych wyjątków Ziemiomorza Ursuli Le Guin, Nancy Farmer i mniej chlubnych Trudi Canawan.zdominowana jest przez mężczyzn. Nie zaprzeczam.
Świat fantasy jest niczym surowe pogranicze starożytności i średniowiecza w połączeniu z elementami Deux ex machina czy magii. Świat patriarchalny, na pograniczu kraju/wojen. Targany bezprawiem lub ustalajacym się nowym prawem niczym Dziki Zachód.
W takich realiach istnieje niezwyciężony brutal, lub Zawadiaka-Ochlejmorda. Zawsze z żelaznymi zasadami, zawsze wyrobnik, nigdy szef. W toku historii ewentualnie może dostać awans, tytuł od usatysfakcjonowanego jego umiejętnościami wielmoży.
Zawsze posiada niewiarygodnie utalentowanych towarzyszy (rodzaju męskiego), sam może i jest przeciętny albo wyróżniać się jedną cechą,. Lubi wykorzystywać innych, często bardziej utalentowanych ale większych socjopatów niż on sam.
Nigdy nie jest starym człowiekiem, rzadko jest gołodupcem, średni wiek, określona szkoła i umiejętności.
Wie na czym świat stoi, jest cyniczny, o dziwo umie czytać i posiada wykształcenie nierzadko większe od szlachetnie urodzonych.
Jest ręką boga, władcy, sprawiedliwości.
Sprawiedliwość zaś dotyczy wszystkich, tylko nie kobiet.
Z przerażeniem zdarza mi się odłożyć książkę, gdzie bez sentymentów tzw "bohater" po wykorzystaniu kobiety (wychędożenie/zdobycie informacji lub udzielenie pomocy w celu nagrody- wychędożenia) zostawia ją na pastwę kolegów/obcych/kruków.
Zaczęło mnie zastanawiać dlaczego tak jest? W literaturze fantasy nie ma kobiet naturalnie silnych.
Nie ma takich, które pod nieobecność małżonka potrafią rządzić, które z braku takowego potrafią sobie radzić.
Bez faceta, jak w średniowieczu są czarownicami, przeklętymi, mają konszachty z diabłem. Potrafią zarabiać jedynie ciałem, przez łóżko do męża albo trując ludzi.
Mam wrażenie, że własnie na okresie wczesnego średniowiecza, gdzie silny był patriarchat umacniany przez muzułmanów ale też chrześcijan, kończy się znajomość realiów. Wszelkie informacje o kobietach są zamiatane pod fotel pisarza, są jak szary pył tłumów i tła. Niewiasty to nagroda, stateczność.
Mogłabym też zrozumieć, dlaczego w zachodniej literaturze jest to tak bardzo umocnione. Jednak w polskiej nie świadczy to dobrze o znajomości historii pozycji kobiet w naszym społeczeństwie, na którym podobno wzorują się pisarze.
A w Polsce była jedna z najlepszych można by powiedzieć, to szlachcianki pod nieobecność mężów i ojców zajmowały się domem i gospodarstwem, nie rzadko też zaprowadzały porządek przy pomocy ekonomów.
Co z królowymi? Mieliśmy silne i poważane księżne i królowe: Bona, królowa Jadwiga, Dobrawa.
W końcu w naszym kraju skądś się musiało wziąć hasło "Gdzie diabeł nie może tam babę pośle"
Dlaczego więc tak mocno uprzedmiotowiona jest kobieta w literaturze fantasy? Dlaczego jest poślednia, jest środkiem do celu, jest upośledzona często mentalnie i głupia?
Nie potrafię tego wyjaśnić inaczej niż tym, że faceci boją się silnych kobiet, i to przekłada się na tak lubianą przez męską część literaturę fantasy.
piątek, 2 stycznia 2015
Filozofia na początek roku
Czyli jak przeżyć bez komputera, bycia na "bieżąco" z internetem 14 dni,DWA TYGODNIE?
Da się spokojnie, jeżeli jest się posiadaczem smartfona.
I tak głównie grałam w moją ulubioną grę Plants vs Zombies.
Spotykałam się z dawno nie widzianymi personaliami.
Przetestowałam na sobie, czym właściwie jest Zumba.
Pichciłam.
Siedziałam u Babci
Jeździłam po zakupy i sprzątałam czylu Kurarzyłam domowo.
Zrobiłam przespontanicznego Sylwestra w 24 godziny, z tematem przewodnim i bogatym menu którego hasłem przewodnim było 'Carramba ostre".
Ale nie o tym, czeka mnie teraz niezbyt sympatyczny okres.
Szukania pracy ciąg dalszy (nowy rok to nowe możliwości, a może i nowa energia?).
Czytania praw i obowiązków obywatela RP (na razie więcej obowiązków i papierkologii..)
Dlatego najważniejsze jest, żeby w ciągły sposób motywować się do działania, i to nawet przez minimalne przyjemności. Ponieważ staram się nie być maruderem, cieszą mnie i zachwycają niewielkie rzeczy.
To, że mogę wstać o 10 (póki co). To że codziennie na obiad mogę jeść grzanki z serem i pomidorem.
To, że mogę wypić trzy kawy pod rząd (nie wpływa to na zwiększenie energii ale dobre i smaczne to..)
Że czeka mnie teraz zakup roku tj. nowego kompa, na którego, aby nie wpaść w kredyty, oszczędzałam ponad pół roku i na niego idą moje wszystkie premie.
To, że dziś mój kot znowu sam chciał się dać pogłaskać, a nie musiałam jej gonić.
To, że ogarnęłam chałupkę i zakwitły znowu inne rośliny, a moje pierniczki nadal są jadalne.
Oglądałam dzisiaj w tv program o błędach w budowaniu domów przez deweloperów.
Szczególną uwagę zwróciłam na temat wstawiania coraz mniejszych okien, cięcie kosztów.
Człowiek, przez tydzień siedzenia w takim pomieszczeniu bez przerwy miał b. podwyższony poziom cukru (stan przedcukrzycowy) i stany depresyjne. Sztuczne światło nie było tym prawdziwym i tak to też odczuwał organizm.
Również metraż domu - zamykanie się w klitko-klatkach nie polepszało nastroju.
Małe okna mają swoje plusy: mniejsza utrata ciepła, ale więcej minusów: brak światła, wrażenie siedzenia w jaskini. Małe pomieszczenia są za to klaustrofobiczne i przygnębiające.
Takie wnioski sobie nasunęłam: brak światła... można wyjść z domu, ale substytutem wychodzenia stał się internet. Sieć to okno na świat, zamiast teraz podglądać znajomych przez okno podglądamy na fejsie, jeszcze w bardziej intymny sposób.
Zamiast otwierać te okna, zasłaniamy je, alienując się od ludzi.
Myślałam kiedyś, żeby zrobić grilla na ulicy dla sąsiadów (tam, gdzie teraz mieszkam) są rodziny z dziećmi, takie święto ulicy byłoby coś bardzo spoko. Jak amerykańskie barbecue.
Jednak, po trzyletnich bojach z sąsiadką, która nie dość że staje na moim miejscu parkingowym, to jeszcze w taki sposób na 10 metrach, że nic więcej nie stanie, po bojach z sąsiadem, który jak odśnieża chodnik to sypie górkę śniegu na środek ulicy a jak myje auto to obok nie da się przejechać bo wszędzie myjki lub auta. Po prostu wpadam do moich ulubionych sąsiadów z jakimś małym prezentem, chlebkiem, lub po prostu porozmawiać.
Nie ma społeczności lokalnych, jesteśmy zintegrowani w internecie, ale całkowicie zagubieni w realnym życiu.
Nikt nikomu nie zaufa.
A miało być optymistycznie.
To teraz optymistycznym akcentem, niczym Ania z Zielonego Wzgórza czy tam Pollyanna( Od Poli-annoying) :cieszy mnie to, że są ludzie, na których można liczyć.
Oby takich więcej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)