Wskazane przez pewien czas było dążenie w jednym, ściśle określonym kierunku- specjalizacji. Czasem jeszcze węższym. Synuś kroi żabę - o dostanie swój pierwszy skalpel i będzie chirurgiem. Synuś taki wyszczekany, polityk albo prawnik, najlepiej adwokat. Itp. itd. itp... Zarabiając pieniądze na specjalizowaniu się przeciętny człowiek nie rozwija się już w inne strony.
Nazwałabym to ograniczaniem się na własny użytek.
Ale im bardziej jesteśmy ekspertami w danej dziedzinie tym większa jest możliwość manipulacji a tym bardziej możliwość uzależnienia się od innych.
Żywym przykładem jest sytuacja, kiedy po zawieszeniu się nawigacji ludzie stają na poboczu bo nie wiedzą co dalej. Nie czytają znaków, nie wiedza przez co jadą - ot dojazd z miejsca A do miejsca B.
Kiedy nawigacja się odwiesi mogą jechać dalej.
Przykład taki: coraz mniej z nas umie szyć, bo po co, przecież materiały są drogie a szycie trudne. Owszem, potwierdzam: jest bardzo trudne, ale satysfakcja z gotowego, niepowtarzalnego dzieła jest niewspółmiernie większa, i dużo lepiej się wygląda.
Drugi: coraz więcej jemy na mieście albo odmrażanych gotowców. Ale co innego potrafić gotować i odmrażać z braku czasu, a co innego gdy ma się talent do "przypalania wody na herbatę". Drugi przypadek to typowe usprawiedliwienie osób bojących się spróbowania.
Jedzenie na mieście dla mnie jest dobre ale tylko wtedy gdy chce odkryć nowe połączenia czy smaki albo potraktować to jako pretekst do spotkania się z przyjaciółmi. Co prawda mi gotowanie idzie obecnie dobrze, ale jako 10 latka uważałam, ze jest to zajęcie dla bab i mamy a ja się będę zajmować czymś bardziej przydatnym w życiu. Kocham jeść :D
Kolejny przykład? Pochwała ignorancji albo "sadzenia" głupoty. Jeżeli nie wiem gdzie co jest to się przyznam. Nie będę udawać że wiem wszystko a nawet więcej.
Ale staram się poznawać miejsca do których jadę, pamiętać że dane miasto słynie z rogalików, inne z festiwali jeszcze inne ma cudowne Stare Miasto albo w niedalekiej odległości zamek.
Nie wszystkich to interesuje mówicie?
Nie.
Ale to nie są rzeczy po które trzeba specjalnie sięgać w otchłanie książek. Wystarczy porozmawiać.
Ilu już ludzi spotkałam w większych miastach (nie tylko w Warszawie) którzy poza swoim podwórkiem świata nie widzieli. Bo po co?
Oni są sprzedawcami, muszą wiedzieć gdzie jest najbliższa Biedra lub inny owad, gdzie pójść na melanż a gdzie jest nocny sklep z alkoholami. Czasem miejsce na wykwintną kolację z drugą połówką/szefem.
Zainteresowania; książki takie ten muzyka film..
Praktyczne zainteresowania: obgadywanie, picie piwa, oglądanie seriali, wyjście co najwyżej do baru lub do kosmetyczki. Wakacje w renomowanym miejscu oczywiście hotel najważniejszy co by ktoś nie pomyślał. Ale wódeczka musi być.
Specjalizowanie nas miało spowodować powstanie armii ekspertów. Poletkiem doświadczalnym jednak jest życie, w którym lekarz teoretyk nie wyleczy nietypowego przypadku, handlowiec nie namówi klienta ani innego człowieka żeby zrobił mu obiad.
Staram się rozwijać, nie mówię "nie" wielu rzeczom, bo mogą okazać się przydatne.
W weekend przydała mi się umiejętność analitycznego myślenia przy naprawianiu CO i umiejętność reagowania przy zalaniu łazienki. Pokonując strefę komfortu udało mi się własnoręcznie zrobić burgery z mięsa (a nie wege) umiem już zadbać o roślinki, zrobić własny ogródek ziołowy. Od kilku lat nie chodze do fryzjera, sama jestem swoją kosmetyczką i w końcu coś sobie uszyłam.
Grywam na gitarze jak się prąd skończy, wiem ile mam stopni na schodach jak zapadną egipskie ciemności. Umiem ułożyć i rozpalić ognisko. Sztuka przetrwania. potrafię naprawić komputer, wyczyścić elektronikę. Nie muszę z tym iść do specjalisty.
Nie zawsze pomaga mi wujek google - gdy mi w piątek "pomógł" zalałam łazienkę.
Staram się wiedzieć jak najwięcej rzeczy i nie przestawać uczyć i odkrywać, znać swoje możliwości i ograniczenia.
Przesuwać też granicę.
Tyle rzeczy możemy sami zrobić.... tylko niech się zechce. Prawda?
poniedziałek, 29 lutego 2016
czwartek, 11 lutego 2016
W imię godziny
W imię godziny, minuty sekundy.
W imię migających za oknem pociągu ludzi i samochodów.
Dziennie na mojej drodze może stawać nawet 100 tysięcy ludzi.
Są mi obojętni.
Długo zbierałam się żeby napisać, aż rozciągnęłam to na kilka dni....
Zostaję w Warszawie na dłużej, wszelkie odejścia odwołane i na nowo uczę się zaginania czasoprzestrzeni. Moje życie przez ostatnie dwa miesiące to granie w Wiedźmina 3, chodzenie do pracy i unikanie znajomych i przyjaciół. Unikanie rozmów przez telefon, budowanie sobie bezpiecznego kokonu z czterech ścian i poduszek.
Kroję czas, na coraz mniejsze kawałeczki. Czuję że coś mi ucieka, nieubłaganie.
Każda godzina jest krótsza bo jest coraz mniejszym elementem naszego życia.
Kiedyś dzień to byłą 1/100 mojego życia.. dziś to idzie w milionach.
Jako ośmiolatka miałam wrażenie, że niedziela jest to podróż, niesamowicie długa, wyczerpująca i fajna.
Teraz wiem, że niedziela to jest ten kawałek dnia kiedy budzisz się po ciężkiej nocy grania, imprezowania i jak już się obudzisz, to wiesz ze następnego dnia nie pośpisz..Pstryk i już nie ma niedzieli.
Teraz ulubionym dniem jest czwartek po południu. Piątki są przyjemne, wszyscy w dobrym humorze, potem perspektywa robienia niczego albo robienia fajnych, ciekawych rzeczy.
Ale czas mi ucieka. Element patrzenia w przód:
byle do... piątku - nie znoszę, czuję sie wtedy jak trybik
byle do.. świąt - źle i niedobrze
byle do festiwali - ok
tik tak tik tak tik tak..
Jak tęsknie
"w gimbazie/liceum/na studiach będzie fajniej" Czy bycie w najdłuższym, najprawdopodobniej nieprzerywanym żadnym znacznym momencie życia nie powoduje w nikim zbierania się na wymioty?
Kiedyś marzyłam o tym, żeby mieszkać w jednym miejscu maksymalnie 3 lata. Znajdować swoje ścieżki, przyjaciół, miejsca i uciekać dalej.
Plan był prosty: Wrocław, Warszawa potem gdzieś dalej, życie zweryfikowało.
Nie chodzi o możliwość cofnięcia czasu. Tylko podjęcia innych decyzji.
Nie pokłócenia się z kimś, wybrania innego kierunku. Potrafię palcem wskazać te fragmenty w których decyzje decydowały o tym, gdzie jestem dzisiaj. Jest dobrze. Tylko... za jakiś czas nie chcę być dalej w tym samym miejscu.
A na koniec kilka podróży w głąb muzyki: Piosenka, której dzisiaj słuchałam praktycznie bez przerwy. Odrobina muzyki o inspiracjach dwóch półkul:
I druga którą uwielbiam od...zawsze?
W imię migających za oknem pociągu ludzi i samochodów.
Dziennie na mojej drodze może stawać nawet 100 tysięcy ludzi.
Są mi obojętni.
Długo zbierałam się żeby napisać, aż rozciągnęłam to na kilka dni....
Zostaję w Warszawie na dłużej, wszelkie odejścia odwołane i na nowo uczę się zaginania czasoprzestrzeni. Moje życie przez ostatnie dwa miesiące to granie w Wiedźmina 3, chodzenie do pracy i unikanie znajomych i przyjaciół. Unikanie rozmów przez telefon, budowanie sobie bezpiecznego kokonu z czterech ścian i poduszek.
Kroję czas, na coraz mniejsze kawałeczki. Czuję że coś mi ucieka, nieubłaganie.
Każda godzina jest krótsza bo jest coraz mniejszym elementem naszego życia.
Kiedyś dzień to byłą 1/100 mojego życia.. dziś to idzie w milionach.
Jako ośmiolatka miałam wrażenie, że niedziela jest to podróż, niesamowicie długa, wyczerpująca i fajna.
Teraz wiem, że niedziela to jest ten kawałek dnia kiedy budzisz się po ciężkiej nocy grania, imprezowania i jak już się obudzisz, to wiesz ze następnego dnia nie pośpisz..Pstryk i już nie ma niedzieli.
Teraz ulubionym dniem jest czwartek po południu. Piątki są przyjemne, wszyscy w dobrym humorze, potem perspektywa robienia niczego albo robienia fajnych, ciekawych rzeczy.
Ale czas mi ucieka. Element patrzenia w przód:
byle do... piątku - nie znoszę, czuję sie wtedy jak trybik
byle do.. świąt - źle i niedobrze
byle do festiwali - ok
tik tak tik tak tik tak..
Jak tęsknie
"w gimbazie/liceum/na studiach będzie fajniej" Czy bycie w najdłuższym, najprawdopodobniej nieprzerywanym żadnym znacznym momencie życia nie powoduje w nikim zbierania się na wymioty?
Kiedyś marzyłam o tym, żeby mieszkać w jednym miejscu maksymalnie 3 lata. Znajdować swoje ścieżki, przyjaciół, miejsca i uciekać dalej.
Plan był prosty: Wrocław, Warszawa potem gdzieś dalej, życie zweryfikowało.
Nie chodzi o możliwość cofnięcia czasu. Tylko podjęcia innych decyzji.
Nie pokłócenia się z kimś, wybrania innego kierunku. Potrafię palcem wskazać te fragmenty w których decyzje decydowały o tym, gdzie jestem dzisiaj. Jest dobrze. Tylko... za jakiś czas nie chcę być dalej w tym samym miejscu.
A na koniec kilka podróży w głąb muzyki: Piosenka, której dzisiaj słuchałam praktycznie bez przerwy. Odrobina muzyki o inspiracjach dwóch półkul:
I druga którą uwielbiam od...zawsze?
Subskrybuj:
Posty (Atom)